wtorek, 14 grudnia 2021

Quindi è finita

 Sycylia dzień siódmy

Naprawdę rozumiemy, że cyklon, że deszcze, że wiatr – ale Zeus już całkiem postradał zmysły! Pada niemalże od rana. Nie spieszymy się więc w ogóle. Serwujemy sobie śniadanie na bogato. Wyglądamy okna pogodowego. W końcu przestaje padać. Ruszamy do Taorminy. Czas na ostatni przystanek naszej sycylijskiej podróży. Tym razem znalezienie parkingu to bułka z masłem. Dopiero teraz widzimy jakie wysokości Monte Tauro pokonywaliśmy poprzedniego dnia i co to znaczy wąska uliczka w wydaniu sycylijskim – w szczególności, gdy przemieszczasz się samochodem. W głowie mamy tylko jedno pytanie: ciekawe czy, podobnie jak Goethe lub Iwaszkiewicz, zachwycimy się Taorminą? Postanawiamy od razu poszukać odpowiedzi.

czwartek, 2 grudnia 2021

Acqua dal cielo

 


Sycylia - dzień szósty

Plan na dziś to słynące z baroku: Syrakuzy i Noto. Najpierw udajemy się w kierunku Parku Archeologicznego Neapolis, który stanowił dawne Syrakuzy. To tam znajdowały się ważne budynki kulturalne i publiczne. Do dziś zachowała się tylko część z nich: teatr grecki, amfiteatr rzymski, podstawa ołtarza Hierona II oraz dawne kamieniołomy. Niestety kolejny raz pogoda krzyżuje nam plany – z powodu intensywnych opadów zwiedzanie parku jest zamknięte. Nieco rozczarowani udajemy się w kierunku serca Syrakuz – czyli Wyspy Ortiga. Mamy nadzieję, że pogoda nie sprawi nam psikusa, ale wiadomo Zeus lubi pokazywać kto tu rządzi… Być na sycylijskiej ziemi i nie odwiedzić Syrakuz, to jak nie zobaczyć prawdziwego oblicza Sycylii – tak powinien brzmieć slogan zapraszający turystów w ten zakątek świata. Oczywiście jest to nasze subiektywne zdanie. Ale stawiając pierwsze kroki w Syrakuzach już wiemy, że będzie to nasze numero uno. Idealne miejsce, by poczuć rytm bijącej Sycylii. 

czwartek, 25 listopada 2021

Un sorso di storia


 

Sycylia - dzień piąty.

Budzimy się kolejnego dnia nieco przygnębieni. Czeka nas szybkie pakowanie i opuszczenie tego wspaniałego miejsca i naszego przesympatycznego gospodarza. Przy śniadaniowych rozmowach, delektując się ostatnią przepyszną włoską domową kawą, mija nam prawie godzina. Ale czas nas nagli. Mamy do pokonania około 400 km,a po drodze dwie atrakcje warte zobaczenia. Wsiadamy w naszą srebrną strzałę i z rykiem aż 80 koni mechanicznych ruszamy ku dalszej przygodzie. Pierwsze dwie godziny trasy upływają nam na rozmowie o śmieciach i niedbalstwie Sycylijczyków w tym zakresie. Zastanawiamy się, dlaczego na tak pięknej wyspie zalegają tony śmieci. Podobno to efekt niedogadania się służb miejskich z oczyszczalniami i spalarniami. Mafia jest w tym temacie szarą eminencją, która kontroluje spalarnie. A burmistrzowie miast (w zachodniej Sycylii) specjalnie nakazali usunąć kosze na śmieci i wielkie pojemniki, żeby ludzie z Palermo zobaczyli, czym mogą grozić takie konflikty.

wtorek, 16 listopada 2021

Che bella vista

 

Sycylia - Dzień czwarty

Czwarty dzień naszej tułaczki po wyspie rozpoczął się od słonecznego nieba i śniadania we włoskim stylu. Tym razem Claudio, a raczej jego żona Emanuela ugościli nas domową tartą z dżemem z pigwy i owocami opuncji. Po śniadaniu pora zdobyć kolejny punkt z listy po zachodniej stronie Sycylii. Rezerwat Zingaro, bo o nim mowa, powinien się znaleźć na liście każdego miłośnika przyrody. Jest to pierwszy obszar chroniony ustanowiony na Sycylii dla zachowania cennego dziedzictwa przyrody. Na jego terenie wyznaczono i oznakowano 6 szlaków o różnym stopniu trudności, o długości od 6 do 19 km. Nietknięta przyroda, 800 gatunków roślin, brak dróg i hoteli, cisza, cudowne widoki oraz możliwość zwiedzania jedynie pieszo lub konno. Szlak nadbrzeży, którym chcieliśmy iść pozwala na odwiedzenie kilku zatok i jaskiń wraz z największą Grottadell'Uzzo, w której odkryto ślady ludności żyjącej tu między VIII a VI w.p.n.e. Niestety te wszystkie atrakcje nas ominą, gdyż po przyjechaniu na parking przy południowym wejściu w miejscowości Scopello, okazuje się, że po wczorajszych ulewach szlaki są niebezpieczne i park na ten dzień zamknięto. Wrrrr… biednemu wiatr zawsze w oczy. Rozmyślamy co z tym zrobić i decydujemy się na objazdówkę po okolicznych nadmorskich punktach widokowych.

piątek, 12 listopada 2021

Non cosi in fretta


Modły zostały wysłuchane. Standardowe poranne czynności rozpoczynamy od sprawdzenia pogody. Po wyjściu na taras naszym oczom ukazuje się w całej swej okazałości cel na dzisiejszy dzień - Monte Cofano. Jest to samotna góra wyrastająca wprost z morza na wysokość 659 m. Robiąc research przed wyjazdem wpisałem ją na listę punktów do zrobienia. Monte Cofano (czytaj Kofano), jak to Claudio miał w zwyczaju mnie poprawiać, znajduje się na terenie rezerwatu o tej samej nazwie. Znajduje się on pomiędzy Trapani i innym rezerwatem Zingaro. Jest majestatycznym parkiem krajobrazowym, który skupia na niewielkim obszarze niemal całą Sycylijską faunę i florę. Na obszarze rezerwatu prócz najwyższego szczytu  Monte Cofano, znajdują się rozległe mokradła, wieże obronne, stare urocze kapliczki, wysokie klify i liczne jaskinie. Rezerwat jest podzielony na cztery trasy, które chcieliśmy przejść wszystkie. Czy nam się to udało? Przeczytajcie sami.

niedziela, 7 listopada 2021

Sorprese meteorologiche, czyli niespodzianki pogodowe

Dzień 2 - Erice, Segesta  
 
Jesteśmy podekscytowani pierwszą pobudką w naszym rustykalnym domku w Custonaci, małym miasteczku na zachodzie wyspy, oferującym widoki na góry i morze. Zaczynamy się krzątać już od 7 rano, dziś bowiem czeka nas dużo sorprese – nie zdajemy sobie sprawy, jak dużo ich będzie. Otwieramy nasze okiennice na sycylijski świat. Dopiero w świetle poranka widok z naszego tarasu na Monte Cofano robi na nas pierwsze wrażenie – ten widok będzie nam towarzyszył z daleka i bliska przez następne kilka dni. Już wiemy, że wspinaczka na szczyt będzie ciekawa i zróżnicowana, ale o tym w kolejnym odcinku naszej opowieści. A tymczasem schodzimy na śniadanie, które serwuje nam nasz gospodarz – Claudio – gestykulujący żwawo, jak na prawdziwego Sycylijczyka przystało. Łamanym włoskim nawiązujemy nić porozumienia. Okazuje się, że nie jesteśmy jedynymi gośćmi i przez te kilka dni pobytu, dzięki Claudio, będziemy codziennie zgłębiać sycylijską tradycję i kulturę, jak i dotykać świata odległego – dzięki opowieściom sympatycznej podróżniczej pary z Niemiec, która jest aktualnie w trakcie 14-sto miesięcznej podróży dookoła świata. Jesteśmy pod wrażeniem ich działań podróżniczych w  covidowych czasach. Wspólne śniadania są stałym i bardzo fajnym punktem naszego przystanku w Custonaci. Tym samym dzień rozpoczynamy od przepysznej włoskiej kawy – i tutaj małe wtrącenie, bowiem Barbórka nie jest fanką kawy, ale jak tylko jesteśmy na włoskiej ziemi wstępuję do klubu kawowego – i to takiego skrajnego: bez mleka i cukru. Zadziwiające jest to, że w ojczystym kraju nigdy nie napije się kawy bez mleka. A tutaj proszę – zaczynam podejrzewać, że nosi w sobie duży pierwiastek włoskiej kobiety, który budzi się w niej jak Etna, jak tylko postawi nogę w kraju dolce vita. Śniadanie mija nam w sympatycznej atmosferze, ale czas na zwiedzanie i łyk starożytnej i średniowiecznej historii.

piątek, 5 listopada 2021

Mio Padre

 


Dzień 1 - Savoca

"Ahoj przygodo!" chciałoby się krzyknąć i krzyczymy, ale z powodu szoku drogowego jakiego doświadczamy zaraz po przejechaniu paru kilometrów po sycylijskich drogach. Miejscowi kierowcy za nic mają przepisy ruchu drogowego, a manetka kierunkowskazów jakby dla nich nie istniała. Wszelakie wymuszenia pierwszeństwa, zajeżdżanie drogi i jazda dwoma pasami jest u nich na porządku dziennym, a apogeum przypadło na przejazd przez Palermo. Co jeszcze trzeba wiedzieć o sycylijskich autostradach? Po pierwsze: tylko dwa odcinki są płatne: Katania - Mesyna i Mesyna - Palermo. Na bramkach wjazdowych pobiera się bilet i płaci się na wyjeździe. Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że daliśmy się naciągnąć na 5 EU u pani, która stała przed budką i wydawała bilet i właśnie za to pobierała opłatę haha. Ale karma wraca! Udaje nam się przejechać najdłuższy 180 km odcinek bez opłaty, gdyż w budce nie było nikogo chętnego do pobrania daniny. Ok, na razie koniec narzekania na kierowców i sposoby naciągania - jeszcze do tego wrócimy.

czwartek, 4 listopada 2021

Sycylia i jej humory

Po powrocie z górskiego lipcowego urlopu postanawiamy, że pod koniec października wyjedziemy sobie w ciepłe miejsce. Długo myśleliśmy nad lokalizacją. Przewijało się kilka/kilkanaście miejsc, które chcemy odwiedzić. Turcja, Teneryfa, Kreta, Malta to tylko wierzchołek góry lodowej na liście naszych turystycznych zachcianek. Ostatecznie wybór pada na słoneczną Sycylię. Jest to największa wyspa na Morzu Śródziemnym. Znana głównie z wulkanu Etna i sycylijskiej mafii. Ze względu na swoje położenie geograficzne bogata w zabytki, stanowi swoisty tygiel  kulturowy, widoczny na pierwszy rzut oka na przykład w budownictwie.

poniedziałek, 20 września 2021

Zagubieni w Tatrach


Tatry - Gładka Przełęcz 1993 m n.p.m.

W sierpniowym grafiku zarezerwowałem sobie weekend na Tatry. Zawczasu kupuję bilety na nocny autobus, który w Zakopcu ma być o rozsądnej porze czyli parę minut po 5. Namawiam Marka, który ma dołączyć do mnie w Krakowie. Teraz pozostaje nam czekać na ładne prognozy i wymyślenie planu, gdzie się wybierzemy. Planów było kilka. Albo Orla od Zawratu do Koziego, albo Czerwone Wierchy, albo Bystra. Padło na coś zupełnie innego. Tak jak było w rozkładzie na dworcu meldujemy się parę minut po piątej a pierwszy bus do Kuźnic odjeżdża punkt 6.00 pozostaje nam marsz lub taxi więc wybór jest prosty. Za 20 zeta w 10 min jesteśmy już pod kasą wejścia do parku. Ku naszemu zdziwieniu już o tej porze sporo ludzi na szlaku. Prognozy są idealne: dużo słońca i dopiero ok 17 lekki deszcz.

Krawcowe leniuchowanie


Beskid Żywiecki - Krawców Wierch 1071 m.n.p.m.

Któregoś sierpniowego dnia postanowiliśmy odwiedzić rodziców i przy okazji wybrać się w góry. Oczywiście na takie jednodniowe górołażenie nie mogliśmy sobie wymyślić jakiejś wyrypy, więc padł pomysł na naleśniki w bacówce pod Krawców Wierchem. Nie będzie to długa wycieczka, więc z Radlina w towarzystwie Pauliny wyjeżdżamy o ludzkiej porze tzn. 7:00. Dojeżdżamy do Glinki, szybka przebierka i sru do góry.

wtorek, 31 sierpnia 2021

Żuławy to jest to!

 

Po powrocie z górskiej części urlopu Barbórka zaczyna kombinować co można jeszcze fajnego zrobić w drugim tygodniu. Nie będziemy przecież siedzieć w mieście, które mamy na co dzień. Początkowo myślimy o kierunku północnym – typowo nadmorskim, ale z opcją rowerową. Przerzucamy się na argumenty: że tłumy, że ciasno, że głośno. Ostatecznie modyfikujemy pomysł i z dnia na dzień ustalamy miejsce ucieczki od wszystkich negatywnych aspektów typowo nadmorskich miejsc, by rzucić wszystko i pojechać na Żuławy Wiślane. To wciąż nieodkryta i nie dotknięta masową turystyką kraina nad deltą Wisły, pełna śladów Mennonitów – osadników z Niderlandów, sprzyjająca rowerzystom z dobrą kuchnią i atrakcjami historycznymi. Oferta noclegowa nie jest bogata, ale za to jaka ciekawa! Rezerwujemy ostatnie miejsce w agroturystyce położonej w odległej Nowej Pasłęce (blisko Green Velo i rosyjskiej granicy). Pakujemy nasz dobytek i rowery do auta i ruszamy, by doświadczać i eksplorować nieznane nam dotąd warmińsko-mazurskie tereny. W drodze już rodzą się różne opcje: planujemy poczuć klimaty tamtejszego Green Velo, dojechać trasą R10 do granicy i pomachać Putinowi, zobaczyć prawdziwe perełki architektury –domy podcieniowe, a nawet wpaść w depresję (i to dosłownie) – ale spokojnie, wyjdziemy z niej bardzo szybko!

środa, 4 sierpnia 2021

Zejście do podziemi cz. II


Tatry - Jaskinia Bielska

 Wyjście na Szeroką Przełęcz Bielską okazało się ostatnim naszym górskim podrygiem na tym urlopie. Kolejnego dnia zapowiadane były mega burze więc pojechaliśmy drugi raz na termalne baseny. Tym razem pojechaliśmy do słowackiego Vrbova. Cenowo niby to samo ale infrastruktura lepsza w Szaflarach. Przyszły zapowiedziane burze i od popołudnia do rana nieprzerwanie leje z nieba. Sobota przyniosła nam bezdeszczową pogodę ale całe Tatry są w chmurach. Więc aby nie siedzieć kolejny dzień bezczynnie wybieramy się do Jaskini Bielskiej. Jaskinia ta znajduje się na zboczach Kobylego Wierchu w Tatrach Bielskich. Odkrywcami tej jaskini byli przewodnicy górscy Johan Britz i Julius Husz. Po raz pierwszy weszli w 1881 roku a rok później udostępniono ją turystom. Dekadę później zamontowano oświetlenie aby trasę wycieczkową o długości 1370 metrów pokonać bezpiecznie. Przejście  omówieniem przez przewodnika wszystkich sześciu głównych miejsc trwa 70 min i trzeba przejść przez 866 schodów.

czwartek, 29 lipca 2021

Ach te Tatry Bielskie


Tatry - Szalony Przechód 1933 m.n.p.m.

Marek zadeklarował, że opisze kolejny dzień, więc i ta opowieść jest spod jego pióra. Pierwotny plan na dzisiejszy dzień był inny. Ale jak w życiu – plany często trzeba weryfikować. Tym razem myśleliśmy o epizodzie w Tatrach Zachodnich, a konkretnie wycieczkę na Baraniec przez żółty szlak, a następnie poprzez Żarską Przełęcz i Żarską Dolinę powrót do punktu wyjścia. Jednak kontrolując plan z mapą - a zwłaszcza z podanymi tam czasówkami – postanawiamy, że te ponad 9h wędrówki to już nie dla nas, a na pewno nie w takich upałach. Zwłaszcza, że schronisko czekałoby na nas dopiero po 7,5h marszu. Zamiast planu nr 1 realizujemy ten zapasowy. Bardzo przypadły nam do gustu Tatry Bielskie, które odwiedziliśmy drugiego dnia, dlatego postanawiamy tam wrócić. Zbyt dużego wyboru szlaków nie ma, więc decydujemy się na trasę na Szeroką Przełęcz Bielską wyruszając ze Zdziaru, a konkretnie przystanku Srednica. Powrót natomiast znaną i lubianą trasą - niebieskim szlakiem poprzez Dolinę Zadnich Koperszadów. Na początku stosujemy fortel z jednego z poprzednich dni – zostawiamy samochód w miejscu zejścia ze szlaku (Tatrzańska Jaworzyna) przez co oszczędzamy czas na późniejsze ewentualne oczekiwanie na autobus. Na miejscu okazuje się, że parking jest „darmowy” – mimo naszych szczerych chęci nie znaleźliśmy osoby odpowiedzialnej za przyjmowanie opłaty. Ruszamy więc autobusem do Zdziaru.

środa, 28 lipca 2021

Mała Wysoka nie taka mała!

  Tatry - Mała Wysoka 2429 m.n.p.m.

Na dłuższym wyjeździe zawsze musi być jakaś kulminacja, tzw. cremedelacrema, czy polski odpowiednik wisienki na torcie. W naszym przypadku, a najbardziej Basi, oznacza to wejście na Małą Wysoką. Cel ustalony w ubiegłym roku, więc przystępujemy do jego realizacji. Pogodowo ma być sztos! Ruszamy samochodem do Tatrzańskiej Polanki, skąd planujemy rozpocząć naszą wędrówką. W pierwszej części naszego szlaku nastawiamy się na nawierzchnię bitumiczną, decydując się na znaną technikę poruszania się, tzw. asfalting. Jednak ku naszemu miłemu zaskoczeniu pojawia się na horyzoncie nowa opcja przemieszczania się – Basia oznajmia, że Pan, z którym negocjowała opłatę parkingową proponuje pokonanie drogi do Śląskiego Domu pięknym, czystym ekobusikiem. Oczywiście za opłatą, ale gdy zaoszczędzone euraski na koncie, to nie ma się nad czym zastanawiać. Tym bardziej, że pokonywaliśmy tę trasę w ubiegłym roku i znamy jej uroki.

sobota, 24 lipca 2021

Koprowy po raz kolejny - nie tym razem


Tatry - Wielki Hińczowy Staw 1948 m.n.p.m.

Dzień ten opisuje z wielką pasją Marek vel "Makak". Plan na trzeci dzień był prosty – odczarować „klątwę” Koprowego Wierchu. No jakoś nie mamy szczęścia do tego szczytu i tych mitycznych widoków rozpościerających się z góry. Każdy z nas co najmniej kilkakrotnie próbował wcześniej tego szczęścia. Pierwsza próba podjęta z Kovikiem i Wojtkiem w 2010 zakończyła się wycofem spod Hińczowego Stawu – silny wiatr, chłód i padający deszcz odłożył nasze plany zdobycia szczytu na nieokreślony czas. Wracamy tam rok później z Kovikiem, "Melesem" i jego dziewczyną i też pogoda nie dopisała. Co prawda szczyt zdobyliśmy, ale „mleko się rozlało” i widoków nie było żadnych. Wejście do odhaczenia -  będzie powód, żeby wrócić. Kolejna próba ma miejsce w 2016r. Dwójkowy zespół w składzie Barbórka & Kovik zakończył atak szczytowy w 3 obozie – Wielki Hińczowy Staw znów okazał się punktem kulminacyjnym z powodu nisko wiszących chmur. Wrrrr. No nic teraz jak nic się uda! A mieliśmy powody by tak sądzić – prognozy były bardzo optymistyczne, gdyż praktycznie cały dzień miał być bezchmurny, jedynie po 17 miało pojawić się „some clouds”. I faktycznie, gdy się budzimy widzimy jedynie błękitne niebo – super! Szybkie śniadanko, pakowanko i jesteśmy gotowi do opuszczenia kwatery. „Czy aby na pewno?” – zapytałby Hubert Urbański w słynnym teleturnieju zapraszając na reklamy.  Odpowiedź na to pytanie uzyskamy za parę godzin.

wtorek, 20 lipca 2021

W poprzek Głównej Grani Tatr


Tatry - Przełęcz pod Kopą 1753 m.n.p.m 

Po wczorajszej rozgrzewce trzeba się powoli rozpędzać. Na ten dzień przewidzieliśmy dziewiczy dla nas wszystkich szlak. Samochód zostawiamy na parkingu u wylotu Doliny Białej Wody i oczekujemy na autobus, który zawiezie nas do Tatrzańskiej Jaworzyny. Jeszcze na parkingu okazuje się, że niskie lekkie buty zostały w miejscu noclegu, więc trzeba się będzie pomęczyć w zimowych Meindlach. W ostatniej chwili przypomniałem sobie, że duża część szlaku prowadzącego przed Dolinę Zadnich Koperszadów, którą będziemy wędrować, jest przystosowana dla osób niepełnosprawnych, więc ciężary lądują w plecaku a na nogi zakładam sandały. Pozostała część ekipy kopiuje mój pomysł. Po 5 minutowym opóźnieniu startujemy niebiesko-zielonym szlakiem.

sobota, 17 lipca 2021

Solisko po raz drugi


Tatry - Skrajne Solisko 2117 m.n.p.m.

Na start tym razem postanowiliśmy zaserwować sobie krótką i mało uciążliwą trasę. Po pobudce o 4 rano i porannej kawie ruszamy w stronę Tatr. Po trzech godzinach z groszem stajemy na parkingu nad Szczyrbskim Plesem i zbieramy się do wyjścia na Skrajne Solisko. Prognozy nie były zbyt optymistyczne na ten dzień i trochę się sprawdzają. Niebo zasnute w całości jest chmurami, z których może lunąć deszcz. Okrążamy jezioro z prawej strony, by po chwili zacząć nabierać wysokości na niebieskim szlaku.

poniedziałek, 21 czerwca 2021

Jednodniowe Bieszczady

 
Bieszczady - Połonina Wetlińska 1255 m.n.p.m.

„Czas to pieniądz, pieniądz to wódka, więc pijmy wódkę póki czas” – odpowiedział kierowca busa na pytanie Barbórki, dlaczego tak szybko jeździ po bieszczadzkich krętych drogach. Tak zaczyna się nasz jednodniowy wypad w Bieszczady w długi czerwcowy weekend, przy okazji odwiedzin w Stalowej Woli. Zabieramy ze sobą Marka i już o 7.30 meldujemy się w Wetlinie. Szybkie śniadanie w oczekiwaniu na komplet osób do busa odbywa się w rytm głośnej muzyki Disco Polo. Na szczęście po 10 minutach startujemy z Przełęczy Wyżnej. Planujemy przejść Połoninę Wetlińską.

wtorek, 13 kwietnia 2021

Spalanie świątecznych mazurków


 

Beskid Żywiecki - Wielka Rycerzowa 1226 m.n.p.m.

Kolejne święta za nami. W tym roku spędzamy je na Śląsku. Jednak, aby nie siedzieć całe trzy dni za stołem postanawiamy ruszyć tyłki w Poniedziałek Wielkanocny i spalić zjedzone mazurki w górach. Wybór pada na szczyt, na którym - jak głosi legenda - nie był nikt z naszej czwórki (Barbórka pewnie była – ale ona nigdy nie pamięta), czyli Wielka Rycerzowa. Do mnie i Barbórki dołącza jeszcze jej siostra Kasia z mężem Sławkiem, oraz Paulina, Dawid i Przemysław, który nie lubi jak mówi się do niego per. Przemek (szanujemy).

niedziela, 28 marca 2021

Wyspy w dobie korony

Beskid Wyspowy - Mogielica 1170 m.n.p.m., Ćwilin 1072 m.n.p.m. 

Długo wyczekiwany weekend górski staje się faktem. Pierwszy możliwy termin okazał się pogodową porażką, więc odpuściliśmy sobie i poczekaliśmy na kolejną pierwszą zmianę. Czas ten szybko zleciał i postanowiliśmy, że wyjedziemy bez względu na prognozy - najwyżej poszlajamy się po Krakowie, gdzie nocowaliśmy u brata. Nie chcieliśmy się zapuszczać daleko w Tatry, więc ruszamy do Jurkowa z celem wejścia na najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego - Mogielicę. Ja już tam byłem kilka lat temu, więc trasa jest mi dobrze znana, ale Basia będzie w tym Beskidzie debiutować.

sobota, 23 stycznia 2021

Spacer na Równicę

Beskid Śląski - Równica 884m.n.p.m.

Przy okazji przedświątecznej wizyty w Radlinie postanawiamy jeden dzień uszczknąć na jakieś górki. Plan był taki, by nie zrywać się zbyt wcześnie, nie może to być męczące i na ogół pełen chillout. Plan zacny to i pomysł padł, by jechać w bliski Beskid Śląski i wejść na Równicę. Z myśli trzeba przejść do realizacji. Wstajemy i po godzinnej jeździe o godz. ósmej stajemy na małym parkingu w Ustroniu pod kolejką na Czantorię. Doliny zalane są gęstą mgłą, ale wszelkie prognozy mówiły, że wyżej ma być ładnie.