środa, 12 lipca 2017

Miało być czerwono a wyszło mokro...


Tatry - Przełęcz w Grzybowcu 1311 m.n.p.m.
Trzeci dzień zapowiadał się fajnie. Zbieramy się na Czerwone Wierchy. Prognozy nawet gorsze niż dzień wcześniej, bo nawet przed południem zapowiadają burze. Wczoraj nie było to może i dziś ominie. "Marzenie ściętej głowy" Już od rana słońce praży. Wsiadamy do busa i kierujemy się do Kir. W trakcie przemarszu przez Wyżnią Miętusią Kirę dochodzi do nas, że dzisiejsza wędrówka nie może dojść do skutku. Ciężkie chmury przewalające się ponad szczytami nie wróżą nic dobrego.

Szpiglasowa tuż, tuż


Tatry - Szpiglasowa Przełęcz ok 2000 m.n.p.m.

Na kolejny dzień prognozy podobnie jak na wczoraj: zachmurzenie i po południu możliwe burze a mimo to jeden członek naszej ekipy miał problemy ze wstaniem o umówionej 6 rano. Ostatecznie pomogło przewrócenie łóżka :) Za oknem póki co nie jest źle. Wybieramy wariant ze Szpiglasową Przełęczą, bo jest możliwość schowania się w schronisku jakby co. Po porannych czynnościach łapiemy busa i mkniemy nim o dziwo sami a nie jak się nazbiera komplet.

Gęsia skórka .... a nie - Gęsia Szyja


Tatry - Gęsia Szyja 1489 m.n.p.m.

Ten wyjazd był długo oczekiwanym naszym wyjazdem. Po pierwsze chcieliśmy sprawdzić Basię, która jest po kontuzji złamania nogi, czy jest już w pełni sprawna. Po drugie - tak po prostu tęskniliśmy za górskimi wędrówkami. Zabraliśmy ze sobą dwójkę naszych znajomych: Lucy i Michała. Nie są oni jakimiś wytrawnymi piechurami, ale w górach byli już niejednokrotnie. Wobec tego i szczególnie pierwszego punktu wybraliśmy w miarę lajtowe trasy. Na pierwszy rzut poszłą Gęsia Szyja. Prognozy optymizmem nie napawały, ale trzeba brać to co natura daje.