niedziela, 28 marca 2021

Wyspy w dobie korony

Beskid Wyspowy - Mogielica 1170 m.n.p.m., Ćwilin 1072 m.n.p.m. 

Długo wyczekiwany weekend górski staje się faktem. Pierwszy możliwy termin okazał się pogodową porażką, więc odpuściliśmy sobie i poczekaliśmy na kolejną pierwszą zmianę. Czas ten szybko zleciał i postanowiliśmy, że wyjedziemy bez względu na prognozy - najwyżej poszlajamy się po Krakowie, gdzie nocowaliśmy u brata. Nie chcieliśmy się zapuszczać daleko w Tatry, więc ruszamy do Jurkowa z celem wejścia na najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego - Mogielicę. Ja już tam byłem kilka lat temu, więc trasa jest mi dobrze znana, ale Basia będzie w tym Beskidzie debiutować.

Wybieramy najprostszą trasę niebieskim szlakiem z pętlą przez Półrzeczki. Pogoda świetna, świeci piękne słońce tylko momentami przewijają się po błękicie niegroźne obłoki. 





Stacje drogi krzyżowej pomagają nam w odmierzeniu pozostałej odległości do szczytu. W końcowym fragmencie podejścia odbijamy na polanę Wyśniakówka, która oferuje przepiękne widoki na górskie otoczenie. 





 





Jest to też idealne miejsce na krótki odpoczynek przed ostatnim fragmentem w kopule szczytowej, gdzie wchodzimy do krainy jak z bajki. Ostatnie podrygi lekkiego mrozu i mocno operujące słońce dają świetny wizualny efekt osadzonego na gałęziach śniegu. 






Na szczyt wchodzimy z czasem tabliczkowym, lecz nie możemy się zbytnio cieszyć, bo wieża widokowa ze względu na zły stan techniczny jest zamknięta. To już kolejna po Radziejowej na naszej liście. Ludzi sporo, więc wypijamy po kilka łyków herbatki i zjeżdżamy (dosłownie) na wielką Polanę Stumorgową. 





Tam odsłaniają się widoki na majaczące w oddali Tatry i Babią Górę. Pod wiatą siedzimy dobre 45 min i łapiemy promienie słońca.








Ruszamy w dół. Przy skrzyżowaniu z nartostradą decydujemy się na trawers trasą narciarską do niebieskiego szlaku, którym podchodziliśmy. Wielu turystów tak robi. Będąc już prawie na parkingu doganiają nas starzy znajomi z forum Ania i Michał i po obfitych rozmowach rozjeżdżamy się do domów a za ich namową następnego dnia startujemy z tego samego miejsca - tym razem na Ćwilin. Tej góry nie trzeba specjalnie zachwalać. Jest to jedna z ciekawszych i popularniejszych wysp rejonu, należy bowiem do czołówki szczytów, nie tylko Beskidu Wyspowego, z których zobaczymy bajeczne panoramy. Przy dobrych warunkach widać majestatyczną Mogielicę i inne szczyty Beskidu Wyspowego, ale też Gorce, Babią Górę i Tatry. Wg popularnej opinii, to właśnie na Ćwilinie Kazimierz Sosnowski widząc wyłaniające się o świcie „wyspy” stworzył termin „Beskid Wyspowy”. Drugiego dnia na parkingu jesteśmy trochę później, gdyż ze względu na krótką trasę postanawiamy dłużej pospać i wobec tego jesteśmy zmuszeni do zaparkowania na ostatnim wolnym miejscu parkingu pod kościołem. Tak jak wczoraj startujemy za niebieskimi znaczkami. Tego dnia miało być dużo cieplej niż wczoraj ale już będąc na dole widzimy, że termicznie może i jest cieplej, ale dość mocny wiatr stanowczo wygina drzewa. Szlak jest dość łatwy i niezbyt stromy - idealny na rozchodzenie pojawiających się zakwasów. Widoki pojawiają się dopiero na szczycie. Na Ćwilinie spędzamy tyle czasu ile potrzebne jest na zrobienie kilku zdjęć i schodzimy szybko między drzewa schronić się przed mroźnymi podmuchami. O 14 jesteśmy już w samochodzie w drodze do Warszawy. To był świetny weekend wykorzystany w 100% Basia już kombinuje jak skrobnąć jakąś większą pętle z noclegiem pod namiotem.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)