piątek, 18 lipca 2014

Wyjazdowa wisienka na torcie



Alpy Glarneńskie - Orstock 2716 m.n.p.m.

Kto przed wyjazdem nie marzył o dostępnym na 2716 m Ortstocku…??? Była to góra, o której mówili wszyscy. Nasza ekipa już pierwszego dnia krążyła wokół Ortstocka, wtedy było jednak zbyt późno i zbyt niebezpiecznie na jego zdobywanie, postanowiliśmy poczekać na lepszy moment. I opłaciło się, zostawiliśmy go sobie na deser dając innym wskazówki co do wyboru trasy

Nasza wędrówka rozpoczęła się w kierunku Oberstafel i jeziorka Bergetensell, początkowo przez tradycyjny szlak trekkingowy, a później wspinając się wśród skał aż do momentu, gdzie rozpoczynał się etap z łańcuchami. Ta drogą ma niewątpliwą przewagę nad innymi – szybko zdobywa się wysokość, a łańcuchowa przygoda jest krótka i przyjemna. Po osiągnięciu 2000 metrów nagle jesteśmy w innym świecie, pojawiają się na przemian płyty skalne i trawy, które tworzą ciekawy krajobraz. Kierujemy się na lewo w stronę przełęczy Furggele, początkowo sielskim i anielskim wypłaszczeniem , ale wiemy, że już niedługo rozpocznie się wspinaczka w bardzo stromym żwirowo- piargowym terenie. Furggele już widać nad naszymi głowami, tak więc atakujemy do góry! Żwirową monotonię przerywa fragment śnieżnego pola, który „wydaje” się być bezpieczny (leży cały czas w żlebie pokrytym cieniem) – ale ostrożnie wkraczamy na jego teren. Potem już tylko mozolnie pniemy się w górę, oślizgując się od czasu do czasu.
I o to jesteśmy – w końcu widzimy to, czego zabrakło nam pierwszego dnia! Widoki są cudne, widoczność też bardzo dobra i przed nami na prawo wznosi się Höch Turm – tajemnicza i bardzo pociągająca góra (2666 m) a na lewo coś co przypomina wielkiego kosmicznego ziemniaka – nasz cel – Ortstock! Wiatr nie sprzyja długiej kontemplacji, więc startujemy w kierunku szczytu ziemniaczanego by po 30 minutach stanąć przed "dziwną" ścianą w pionie, którą trzeba pokonać. Zaklinam pod nosem, że jeszcze na deser mała wspinaczka po zwisających gumowych linach. No dobra! Wyzwanie to wyzwanie. Po kolei każdy wdrapuje się pokonując pionową ścianę – dawno nie trzymałam w rękach dwóch gumowych lin a może w ogóle??? Ufff…jeszcze 15 minut i stajemy na szczycie, widoki boskie na każdą stronę – obowiązkowo fotki z polską flagą (w końcu się przydała) i w dół. Schodzimy tą samą drogą do Furggele a potem do kamienno-trawiastego wywłaszczenia. By wydłużyć sobie ten ostatni dzień - skręcamy w stronę Butzi idąc przez Rund Eggen – no wszystko fajnie, ale czemu tu jest tyle kamiennych szczelin, ciągle trzeba uważać, i na dodatek nie schodzimy tylko idziemy pod górę?? Z tą ekipą nie można się nudzić, tak sobie myślę no dobra byle do Butzi, a potem już z górki i tak też się dzieje! Ostatni etap – pokonać krowy! O nie znowu te krowy. Na dodatek leżą bezczelnie na szlaku!! Ostatni raz, ostatni raz, uff.. jesteśmy w Gumen a stąd 40 min i jesteśmy w chacie – ciekawe czy będzie znowu lodowata woda??? Udało się – była gorąca.











 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)