Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że pogoda w Norwegii
niezmiennie się zmienia. Dziś oferuje nam hektolitry deszczu w ciągu dnia, co znacząco
determinuje nasze plany. Początkowo nie myśleliśmy o zwiedzaniu miejskich
atrakcji. Ale (ale) decydujemy się na wizytę w jednym z portowych miasteczek
–Ålesund, uzbrajając się w strategiczne peleryny przeciwdeszczowe i dobry humor
oczywiście. Historia mówi, że to pięknie położone miasto skrywa wiele tajemnic
i wyrosło na spalonej ziemi. Ålesund położone jest na wyspie, a otaczają je
Alpy Sunnmøre. Miasto idealnie wkomponowuje się w otoczenie. Ale najlepiej
oglądać je z góry, dlatego korzystając z okna pogodowego oznaczającego brak
deszczu póki co, kierujemy się w stronę wzgórza Aksla. Tłumy nas tu
przygniatają. Jesteśmy w totalnym szoku, bo jednak w ostatnich dniach
odzwyczailiśmy się od takiego morza ludzi (wyjątkiem był Preikestolen). Ale to
jest właśnie cena sezonu turystycznego i destynacji „tanich” linii lotniczych.
Zostawiamy samochód (praktycznie w centrum miasta) na podziemnym
wielopoziomowym parkingu, a stamtąd kierujemy się w stronę wzgórza. Z parku
miejskiego Byparken mamy do pokonania 418 stopni, ale tempo wyznacza tłum.
Dodajmy jeszcze, że oczywiście schody są ponumerowane i posiadają
antypoślizgową powierzchnie (wow). W połowie drogi znajduje się pierwszy punkt
widokowy – Byrampen. Ta szklana platforma położona jest na wysokości 94 m n.p.m.
Chyba jest miejscem z grupy „insta”, bo kolejka do zdjęć jest tak długa, że
dziękujemy i wspinamy się dalej. W końcu osiągamy punkt kulminacyjny i
próbujemy zrobić sobie zdjęcie w lepszych warunkach. Trzeba przyznać, że
panorama robi wrażenie, bardzo dobrze widać secesyjne, barwne budynki, port,
latarnię morską, wyspy no i góry – ale
te trzeba sobie domalować:) Na wzgórzu jest też schron z czasów II wojny
światowej.
To nie jest ostatni obiekt militarny na dzisiejszej mapie. Sposoby dotarcia na wzgórze są różne: można podążać schodami jak my, można wjechać kolejką, można wjechać samochodem/autokarem a nawet można wejść via ferratą, czyli żelazną drogą – 250 m (około godziny). Bardzo proszę:) Schodząc w dół czujemy na sobie krople deszczu. Nie zraża nas to jednak i wczuwamy się w rytm tego miasta. Podążamy bardzo ładnymi uliczkami, aż w końcu przychodzi ten moment – pada już tak mocno, że czas wypróbować nasze peleryny z krainy deszczowców! I to jest najlepszy patent na taką pogodę. Po dłuższej chwili docierają do nas dźwięki z naszych pustych brzuchów – czas na kawę i przekąskę! A przy okazji może posiedzimy sobie w ładnej kawiarni. Licząc na cud, który zdarza się szybko, wbijamy do klimatycznej i pełnej zapachów kawiarni. Obsługa podaje wyborna kawę w ekspresowym tempie. Ale nam się nie spieszy, przeczekujemy deszcz i delektujemy się tradycyjną cynamonową bułką w wersji XL.
Czytamy w internetach, że Ålesund w 1904 roku strawił duży pożar, spłonęło 850 budynków, szczęśliwie większość ludzi ocalała. Z miasta zostały praktycznie zgliszcza. Miejscowi szybko zabrali się za odbudowę, a pomoc finansową zaoferował sam Wilhelm II, który był zakochany w tutejszej przyrodzie. I dochodzimy do sedna sprawy – skąd ta secesja? Okazuje się, że większość rzemieślników, architektów lub innych osób stawiających miasto od nowa szkolona była w Niemczech. A młodzi architekci szczególnie upodobali sobie secesję, wykorzystano także ornamentykę norweską (nawiązanie do skandynawskich opowieści i mitów). Klucząc ulicami miasta można zagłębić się w jego secesyjny charakter. Można poczuć tutaj klimat Wiednia, Rygi czy Glasgow (należących do europejskiej sieci miast w stylu Art Nouveau). Czas ruszać dalej. Przemieszczamy się na zachód od centrum, na wyspę Heissa. Znajduje się tutaj jeden z najbardziej niezwykłych parków morskich w północnej Europie Atlanterhavsparken – czyli oceanarium lub jak to mówi Basia - duże akwarium. I się nie myli, bo znajdziemy tu kilkanaście dużych akwariów, z których największe ma 36 metrów długości, 17 metrów szerokości i zawiera 4 miliony litrów niefiltrowanej wody morskiej. To świetny pomysł na deszczowy dzień, chociaż peleryny są cały czas w użyciu. Czas mamy idealny, lada moment rozpocznie się spektakl na zewnątrz – pora karmienia fok! I to jest to – wciągają nas te żartownisie, które dosłownie skaczą po rybkę lub upominają się o nią klepiąc płetwą o kamienie. Mamy ubaw po pachy. Są też śmiechowe pingwiny i wydry, którym poświęcamy chwilę. Wracamy do środka, bo jest na co patrzeć: olbrzymie płaszczki, ośmiornice, kałamarnice, dorsze, rozgwiazdy, kraby, małże czy homary. Wiele miejsca poświęcono również ochronie środowiska i miejscu człowieka w otaczającym go ekosystemie. Spędzamy tu naprawdę kilka godzin, naprawdę warto. To kolejny przykład jak Norwegowie potrafią grać w naturę i wykorzystywać naturalne ukształtowanie terenu.
Ale to jeszcze nie koniec atrakcji. Namawiam żonkę do poszukiwania kolejnych militarnych obiektów, które znajdują się w pobliżu oceanarium. Nie jest to łatwe, ale po kilkunastu minutach odkrywamy tutejsze tajemne obronne miejsce. Ubiorem pasujemy dosłownie do tej krainy dreszczowców – wiatr podwiewa peleryny, Basia chwyta za aparat w idealnym momencie – zobaczcie sami! Wpisuję się w ten militarny krajobraz.
Wracamy w stronę miasta i zahaczamy jeszcze o port i charakterystyczną czerwoną latarnię morską. Akurat nie pada i warto spojrzeć na panoramę miasta z poziomu wody.
Ruszamy jeszcze dalej w kierunku kolejnej latarni, miejsca dosłownie na końcu świata. To wyspa Godøy i latarnia AlnesFyr. Powstała w połowie XIX wieku i stanowi doskonały punkt widokowy. Dziś zamknięta, spacerujemy więc wzdłuż kamienistej plaży, zielonych pół i strzelistych klifów. Momentami przypomina nam to Irlandię. Jest tu zaledwie garstka ludzi. Miejsce odizolowane od świata, ale niezwykle klimatyczne.
Wracamy na nasz camping, gdzie spędzamy ostatnią noc w ternie. Ostatnie 2 dni naszej norweskiej przygody spędzimy w gronie friendsów bliżej południa.
To nie jest ostatni obiekt militarny na dzisiejszej mapie. Sposoby dotarcia na wzgórze są różne: można podążać schodami jak my, można wjechać kolejką, można wjechać samochodem/autokarem a nawet można wejść via ferratą, czyli żelazną drogą – 250 m (około godziny). Bardzo proszę:) Schodząc w dół czujemy na sobie krople deszczu. Nie zraża nas to jednak i wczuwamy się w rytm tego miasta. Podążamy bardzo ładnymi uliczkami, aż w końcu przychodzi ten moment – pada już tak mocno, że czas wypróbować nasze peleryny z krainy deszczowców! I to jest najlepszy patent na taką pogodę. Po dłuższej chwili docierają do nas dźwięki z naszych pustych brzuchów – czas na kawę i przekąskę! A przy okazji może posiedzimy sobie w ładnej kawiarni. Licząc na cud, który zdarza się szybko, wbijamy do klimatycznej i pełnej zapachów kawiarni. Obsługa podaje wyborna kawę w ekspresowym tempie. Ale nam się nie spieszy, przeczekujemy deszcz i delektujemy się tradycyjną cynamonową bułką w wersji XL.
Czytamy w internetach, że Ålesund w 1904 roku strawił duży pożar, spłonęło 850 budynków, szczęśliwie większość ludzi ocalała. Z miasta zostały praktycznie zgliszcza. Miejscowi szybko zabrali się za odbudowę, a pomoc finansową zaoferował sam Wilhelm II, który był zakochany w tutejszej przyrodzie. I dochodzimy do sedna sprawy – skąd ta secesja? Okazuje się, że większość rzemieślników, architektów lub innych osób stawiających miasto od nowa szkolona była w Niemczech. A młodzi architekci szczególnie upodobali sobie secesję, wykorzystano także ornamentykę norweską (nawiązanie do skandynawskich opowieści i mitów). Klucząc ulicami miasta można zagłębić się w jego secesyjny charakter. Można poczuć tutaj klimat Wiednia, Rygi czy Glasgow (należących do europejskiej sieci miast w stylu Art Nouveau). Czas ruszać dalej. Przemieszczamy się na zachód od centrum, na wyspę Heissa. Znajduje się tutaj jeden z najbardziej niezwykłych parków morskich w północnej Europie Atlanterhavsparken – czyli oceanarium lub jak to mówi Basia - duże akwarium. I się nie myli, bo znajdziemy tu kilkanaście dużych akwariów, z których największe ma 36 metrów długości, 17 metrów szerokości i zawiera 4 miliony litrów niefiltrowanej wody morskiej. To świetny pomysł na deszczowy dzień, chociaż peleryny są cały czas w użyciu. Czas mamy idealny, lada moment rozpocznie się spektakl na zewnątrz – pora karmienia fok! I to jest to – wciągają nas te żartownisie, które dosłownie skaczą po rybkę lub upominają się o nią klepiąc płetwą o kamienie. Mamy ubaw po pachy. Są też śmiechowe pingwiny i wydry, którym poświęcamy chwilę. Wracamy do środka, bo jest na co patrzeć: olbrzymie płaszczki, ośmiornice, kałamarnice, dorsze, rozgwiazdy, kraby, małże czy homary. Wiele miejsca poświęcono również ochronie środowiska i miejscu człowieka w otaczającym go ekosystemie. Spędzamy tu naprawdę kilka godzin, naprawdę warto. To kolejny przykład jak Norwegowie potrafią grać w naturę i wykorzystywać naturalne ukształtowanie terenu.
Ale to jeszcze nie koniec atrakcji. Namawiam żonkę do poszukiwania kolejnych militarnych obiektów, które znajdują się w pobliżu oceanarium. Nie jest to łatwe, ale po kilkunastu minutach odkrywamy tutejsze tajemne obronne miejsce. Ubiorem pasujemy dosłownie do tej krainy dreszczowców – wiatr podwiewa peleryny, Basia chwyta za aparat w idealnym momencie – zobaczcie sami! Wpisuję się w ten militarny krajobraz.
Wracamy w stronę miasta i zahaczamy jeszcze o port i charakterystyczną czerwoną latarnię morską. Akurat nie pada i warto spojrzeć na panoramę miasta z poziomu wody.
Ruszamy jeszcze dalej w kierunku kolejnej latarni, miejsca dosłownie na końcu świata. To wyspa Godøy i latarnia AlnesFyr. Powstała w połowie XIX wieku i stanowi doskonały punkt widokowy. Dziś zamknięta, spacerujemy więc wzdłuż kamienistej plaży, zielonych pół i strzelistych klifów. Momentami przypomina nam to Irlandię. Jest tu zaledwie garstka ludzi. Miejsce odizolowane od świata, ale niezwykle klimatyczne.
Wracamy na nasz camping, gdzie spędzamy ostatnią noc w ternie. Ostatnie 2 dni naszej norweskiej przygody spędzimy w gronie friendsów bliżej południa.

.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)