wtorek, 9 września 2025

Dajmy się przewieźć, zwiedzić i nie przemoczyć

Słowenia - Kamnik i inne atrakcje

Poprzedniego dnia góry zrobiły nam pranie – i to bez programu oszczędnego. Mokre buty, mokre kurtki, mokre skarpetki… słowem, nawet gdyby ktoś chciał, to suchych emocji nie znalazłby u nas. Kolejny dzień postanawiamy spędzić bardziej „samochodowo”. Trzeba wszystko wysuszyć . Mamy bowiem kolejną rezerwację w innym schronisku. Zobaczymy czy natura obdzieli nas aktem łaski. Kierunek: Stara Fužina nad jeziorem Bohinj, ale oczywiście nie może być tak prosto – po drodze zaplanowaliśmy kilka przystanków. Pierwszym jest słoweńska kawa i chwilę potem Žagerski Mlin – stary młyn wodny, który wygląda, jakby od wieków stał w tym samym miejscu i miał gdzieś zmieniające się epoki. Woda huczy, wielkie koło kręci się jak szalone, a Ty stoisz i zastanawiasz się, jak sprytnie ludzie wykorzystywali siłę rzek, zanim wymyślili prąd w gniazdkach (przynajmniej tak sobie to wyobrażaliśmy, bo młyn już dawno nie działa). Obok jest mostek, z którego świetnie widać całą konstrukcję.



Potem szybki przystanek w Soteska Predaselj. To taki mini kanion, gdzie rzeka wciska się w wąską szczelinę skalną. Z góry wygląda jakby ktoś nożem rozciął skałę. Słychać huk wody, widać turkusowe wiry – idealne miejsce, żeby zatrzymać się na chwilę i poczuć chłód bez konieczności moknięcia od stóp do głów (co po wczorajszych doznaniach było szczególnie mile widziane).








Kawałek dalej trafiamy na Izvir Kamniške Bistrice, czyli źródło rzeki. To trochę tak, jakby zajrzeć do pokoju niemowlaka, zanim urośnie i zacznie demolować mieszkanie – tu rzeka jest spokojna, cicha i przejrzysta jak szkło. Woda tryska spod skały, zbiera się w małym jeziorku i wygląda tak czysto, że aż kusi, żeby nalać do bidonu. Podobno to najczystsza woda w okolicy i trudno w to nie uwierzyć, patrząc na przejrzystość.










No i w końcu bardzo fajny Kamnik. Miasteczko niewielkie, ale urokliwe. W centrum pastelowe kamienice, rynek, kilka knajpek, w których życie płynie w swoim tempie. Zatrzymaliśmy się na obiad kawę i ciastko – obsługa super miła, bez pośpiechu, klienci też. Zero turystycznego chaosu, bardziej klimat: „usiądź, odetchnij, nie musisz się nigdzie spieszyć”.  Korzystamy z gościnności Pani kelnerki i kiedy ładuje nam się elektronika, my zwiedzamy Kamnik.  
Najpierw trafiliśmy na Mestni trg, czyli rynek – mały, ale klimatyczny, z kolorowymi kamieniczkami i kawiarniami, które aż proszą, żeby przysiąść. Nad wszystkim górują wzgórza z ruinami dwóch zamków: Mali grad i Stari grad. Oba pamiętają czasy, gdy miasto było ważnym punktem handlowym i strategicznym. Do Mali grad można wejść po krótkich schodkach – stoi tam romańska kaplica św. Eligia z XI wieku. Nie spodziewaliśmy się niczego wielkiego, a tymczasem miejsce naprawdę robi klimat, szczególnie z panoramą na całe miasto. W Kamniku nie brakuje też zieleni – miasto leży u stóp Alp Kamnickich, więc gdzie nie spojrzysz, w tle masz góry. Spacerując uliczkami, co chwilę widzieliśmy w oddali skaliste ściany i strome zbocza. Dostrzegliśmy także wrogie chmury nad Kamniškim sedlem, to tam mieliśmy spać. Kamnik to ciekawy kontrast: małe, spokojne miasto i monumentalna natura nad nim. Wracając do samochodu widzimy nagle postać Piłsudskiego i wzmiankę o nim. Jest więc polski akcent historyczny w Kamniku.
















Dzień minął nam pod hasłem: „Dajmy się przewieźć, zwiedzić i nie przemoczyć”. I w końcu się udało. Buty trochę podeschły, kurtki też, a my wróciliśmy do stanu równowagi po tym górskim gradobiciu. Wieczorem dojechaliśmy w okolice Starej Fužiny – małej wioski przy jeziorze Bohinj, gdzie czekało nas jedno z ostatnich miejsc na tzw. postoju dla camperów. 5 euro za noc zachęca, a jakże! A to miejsce podpowiedział nam właśnie jeden z ratowników. A najlepsze jest to, że na postoju jest toaleta, a rano mamy z tego miejsca busik, który za 2 euro w obie strony (bilet ważny 24 godziny) zawiezie nas do miejsca startu kolejnej górskiej trasy – cud miód.


Jeżeli tak ma wyglądać rehabilitacja słoweńskiego nieba, to bierzemy to, co dają i znowu cieszymy się życiem. Prognozy wskazują, że tym razem uda nam się dotrzeć do schroniska, ale jak mówi klasyk: „Zobaczymy, czas pokaże, czas pokaże…”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)