piątek, 1 września 2023

Zagubieni w trasie


Dzień drugi, podobnie jak pierwszy, jest dniem tranzytowym. Nocleg planujemy gdzieś wysoko, na odludnym dzikim parkingu w okolicach naszej pierwszej atrakcji, czyli słynnego kamienia, który utknął nad fiordem – szczyt Kjerag. Ale tak łatwo być nie może. Już drugiego dnia pobytu w krainie fiordów pogoda gra pierwsze skrzypce. Prognozy na kolejny dzień nie napawają optymizmem i nasz plan na wejście na słynny Kjeragbolten stoi pod wielkim znakiem zapytania. Zobaczymy co przyniesie czas. Leniwie zbieramy się i w pierwszej kolejności robimy pierwsze śniadaniowe zakupy w jednej z sieciówek oraz poimy naszego rumaka. Cena Diesla waha się między 18.50-24 NOK co wzbudza w nas w przeciągu całego pobytu niemałą konsternację. W Polsce jest to nie do pomyślenia, że dwie stacje paliw, które oddziela droga mogłyby mieć tak różne ceny. W NORGE jest to na porządku dziennym. Nasz plan na dziś zakłada maksymalnie ok. 350 km jazdy krajowymi drogami południowej Norwegii. W trakcie dnia nawigacja zmieniła zdanie stwierdzając, że główne drogi to nuda, nuda, nuda. Powoli zaczyna kropić. No cóż taka była prognoza. Gdy aplikacja „yr.no" mówi, że będzie padać to nie ma co się łudzić, że będzie inaczej, tylko przyjąć ten deszcz na klatę i robić swoje. Kilka stromych podjazdów, kilka zjazdów i czujna nóżka na pedale gazu, bo mandaty w Norwegii nie są na polską kieszeń. Mijamy kilka "drogowskazów" do śluz wodnych podobnych jak na kanale elbląskim, które pomagają statkom pokonać progi wodne. Nawet nie zauważamy jak typowa "krajówka" stała się wąska niczym droga osiedlowa. Cóż myślimy, że to taki urok i za chwilę znów będzie szeroko. Po godzinie jady z zawrotną prędkością ok. 40 km/h postanawiamy skonsultować się z mapą no i shock!!! Nie jesteśmy na naszej optymalnej trasie. W tej chwili objeżdżamy żółwim tempem jeziora Flåvatn i Kviteseidvan. Robimy kilka zdjęć po drodze, ale w deszczowej aurze nie smakuje to tak, jak powinno. Gdy wracamy na pierwotną trasę konkretna ulewa daje się we znaki. Dodatkowo jeszcze mamy kolejną przeszkodę na naszej trasie. Droga, którą mamy zamiar przejechać jest zamknięta, a objazd rzędu ok. 150 km nie wchodzi w grę. W warunkach norweskich jest to ok. 3 godz. jazdy dodatkowo. Na szczęście norwescy drogowcy pomyśleli o zwykłych użytkownikach i otwierają akurat ten fragment na dwie godziny dziennie. Patrzymy na zegarek i uśmiech na twarzy, bo nie musimy za długo czekać na otwarcie tego odcinka. W tym miejscu polecamy osobom wybierającym się do NO ściągnięcie pomocnej aplikacji (o pięknej nazwie VEGVESSEN TRAFIKK) na telefon, która pokazuje które odcinki dróg (nawet tych najmniej ważnych) są zamknięte z jakiego powodu i do kiedy. Przy okazji nauka norweskiego wchodzi w życie. Punktualnie o 16.00 szlaban się otwiera i można jechać dalej. Już teraz wiemy, że musimy swoje plany lekko zweryfikować i nie dojedziemy w miejsce, które zaplanowaliśmy na nocleg. Całe popołudnie, noc i przedpołudnie w tym rejonie ma padać, więc nie jest to dobra aura na górskie wędrówki. Podobno Norwedzy mówią, że nie ma złej pogody, tylko są źle ubrani ludzie (równie często można to usłyszeć w krajach wyspiarskich – np. Irlandii). My postanawiamy taką aurę przeczekać na nizinach na campingu w miejscowości Evje. W suchych warunkach, przy padającym rzęsiście deszczu rozmawiamy z kolejnym Polakiem zapoznanym w trasie.












Męczący tranzytowy dzień dobiega końca, ale jego koniec nie zwiastuje radykalnych zmian planów eksploracji górskich szlaków, gdyż kolejnego dnia od ok. 15 ma się rozpogodzić. Ale jak to o tej porze wychodzić na szlak? „Normalnie” – rzuca Basia – w końcu tutaj dzień kończy się około 22 – żonglowanie i wykorzystywanie okien pogodowych będzie nam towarzyszyć do końca naszego pobytu w NO. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)