Po październikowym urlopie nie sądziłem, że tak szybko wrócę
w góry. Długi weekend listopadowy zmianowo ułożył się wyśmienicie, a Basia
umówiona jest na babski wyjazd w Beskidy. No przecież nie będę się kisił w
domu, więc dzwonię do Marka z propozycją nie do odrzucenia i prośbą, aby zarezerwował mi
łóżko w jego pokoju. I razem już wybieramy się w góry. Propozycja swym charakterem
była bez możliwości odmowy, zgodził się bez wahania. W świąteczny piątek ok. godz.
ósmej rano wysiadamy z autobusu w Krościenku. Marek, mimo iż na co dzień mieszka
w Krakowie, jeszcze w Pieninach nie był, więc proponuję, aby ruszyć na pieniński
klasyk.