czwartek, 7 września 2023

Kraina niebieskiego lodu i lazurowych widoków


Miejscówka noclegowa okazała się być niczego sobie. Na szczęście deszcz ustępuje i można jechać w dalszą drogę. Ta zmienność pogodowa jest nieco uciążliwa, ale z drugiej strony oferuje też klimat. Zatrzymujemy się dosłownie przed Gaupne, żeby uchwycić lazurowy kolor fiordu (o pięknej nazwie Lustrafjorden) i lekkie mgły unoszące się nad jego taflą. Jest mrocznie– prawie jak w krainie powieści kryminalnychJo Nesbø – ale to jest właśnie urok Skandynawii. Ruszamy dalej – lodowiec Nigardsbreen czeka. Góry dosłownie parują, a krajobraz uzupełnia też towarzysząca nam rzeka Jostedøla o krystalicznym kolorze  – wygląda to ciekawie. Zanim dojdziemy na jeden z 2,5 tysiąca lodowców, które oferuje Norge – zostawiamy nasz wehikuł przed Breheimsenteret Glacier Center. Budynek ma ciekawą konstrukcję, przypomina trochę kościół. Mieści się w nim informacja turystyczna, muzeum, sklep z pamiątkami, restauracja i kawiarnia z cudownym widokiem na lodowiec, z oferty której korzystamy. Śniadanie trzeba zaliczyć. Nie spieszymy się, a pogoda poprawia się z każdą chwilą.





Podjeżdżamy bliżej lodowca – jestem dobrze oznakowany parking, droga jest płatna (ale bez szaleństw). Skoro nie płynęliśmy jeszcze norweską łódką, zamierzamy skorzystać z tej przyjemnej, chociaż trwającej kilka minut, atrakcji. Ta przyjemność również kosztuje, ale dostarcza nam dużo radości. Przepływamy przez jezioro Nigardsbrevatnet z grupką wybierającą się z przewodnikiem na lodowiec. Oczywiście to idealna okazja, żeby posłuchać ciekawych informacji na jego temat. Basia nie byłaby sobą, gdyby nie poznała kolejnego „frienda” i w ten o to sposób korzystamy z darmowej wiedzy przemiłego przewodnika o himalajskiej urodzie – nazywamy go Nimsem. Jego angielski jest bardzo dobry i fantastycznie się go słucha.





Lodowiec Nigardsbreen powstał około 6 000 lat temu podczas ostatniej epoki lodowcowej. Ogromne masy lodu, które kiedyś pokrywały całą tę okolicę, stopniowo się cofały, pozostawiając po sobie malownicze doliny, skalne formacje i imponujące jęzory. Nigardsbreen stanowi jęzor lodowca Jostedalsbreen, który jest największym lodowcem na kontynencie europejskim poza Arktyką. Ma około 18 km długości i pokrywa powierzchnię około 40 km². Jego maksymalna szerokość wynosi około 500 metrów, a grubość lodu sięga nawet 200 metrów. Spacer po lodowcu z pewnością jest super atrakcją. My decydujemy się podejść pod jego jęzor i posiedzieć chwilę w krainie lodu. Czujemy potęgę natury i jej nieustającą ewolucję. Jednocześnie stojąc obok tego dużego masywu lodowego wydajemy się tacy mali.












Powoli wracamy w kierunku naszej łódki – trasa w labiryncie skał, rwącej rzeki i mostków pozwalających ją przekraczać daje dużo radości. Pogoda krystalizuje się niczym kolor lodowca, zazdrościmy tym wszystkim, którzy na niego wchodzą… to musi być fajna przygoda. Usatysfakcjonowani na swój sposób wracamy do łódki. Płyniemy sami. Znowu się udało. Ale przed nami kolejne doznania lodowcowe, tym razem z drogi scenicznej o dźwięcznej nazwie Sognefjellet. Zanim do niej dotrzemy – przejeżdżamy ponownie przez wczorajsze miejsce noclegowe. A więc tak to wygląda przy dobrej pogodzie. Fiord Lustrafjorden oferuje pocztówkowe widoki, wiele wodospadów i piękną zieleń.







Wspinamy się po górskich serpentynach, na szczęście nasz „fiord” jedzie, jakby był u siebie. Drogi w Norwegii są piękne. Ale są też i te z cyklu naj…. Jedną z takich naj jest Sognefjellet. Nie jest to najdłuższa droga sceniczna (cały odcinek ma 108 km), ale z pewnością należy do grupy wysokościowych – położona w najwyższym punkcie nawet 1.434 m n.p.m. My byliśmy na wysokości 1.397 moh:) Podobno w maju są tu nawet 3 metrowe zaspy śniegu! Chcielibyśmy to kiedyś zobaczyć na własne oczy. Droga jest bardzo zróżnicowana, cały czas jest się otoczonym górami, a w połowie trasy również lodowcami, które błyszczą z daleka. Rozległe widoki i pofałdowany asfalt, dający złudzenie nieskończoności sprawiają, że robimy dużo fotograficznych przystanków. Świat jest nasz – no prawie:) Metaforycznie ujmując drogę trzeba przejechać, a tych przeżyć doświadczyć. Nie liczyć godzin i lat i po prostu się nią cieszyć.


















A żeby pozostać w krainie lodu i cieszyć się nią kolejnego dnia – docieramy do pięknego miejsca noclegowe z widokiem na lodowce - rozbijamy obóz nad zielonym jeziorem Lovatnet. Kolacja smakuje tam wybornie!











1 komentarz:

  1. Widoki fantastyczne! Tylko można pozazdrościć takiego dnia 🥰 (Zanzi ☺️)

    OdpowiedzUsuń

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)