Niestety od północy leje jak z
cebra i zapowiedziane załamanie pogody stało się faktem. Dodatkowo ma być tak
przez kolejne dni, więc należy wdrożyć plan B. Zwijamy cały nasz obóz, namiot
po całonocnym deszczu suszymy w campingowej suszarni, jemy śniadanie i ruszamy
nad Adriatyk. A co! Nie samymi górami żyje człowiek.
niedziela, 22 września 2019
piątek, 20 września 2019
Zielone wzgórza nad ... doliną
Dolomity - L Aut 2515 m.n.p.m.
Po wczorajszym długim intensywnym dniu i kiepskiej prognozy na kolejny, mimo wszystko decydujemy się, aby rozchodzić zakwasy. Początkowy zamysł był, aby przespacerować się do Riffugio Contrin w dolinie Val Contrin. Wobec tego z rana dojeżdżamy do malowniczej miejscowości Alba. Po chwili następuje zmiana planów i wsiadamy do nowej kolejki, która wwozi nas na Ciampac - łąk z których startuje się na ferratę Finanzieri, na której byliśmy podczas naszego pierwszego pobytu.
środa, 18 września 2019
Sangue, sudore e lacrime, czyli krew pot i łzy...
Dolomity - Ferrata Lipella
Już wiemy, że czwarty dzień w Dolomitach to
będzie długi i wyczerpujący dzień, w szczególności dla Barbórki. To właśnie na
jej życzenie umieściłem w planach via ferratę o dźwięcznej nazwie Giovanni Lipella.
Wiedząc, że pogoda będzie naszym sprzymierzeńcem, a nikomu nie potrzebna robota
na dziś będzie długa postanawiamy wykorzystać sprzyjające okoliczności i
wyruszyć na szlak z samego rana. Podejście pod ferratę nie nastręcza trudności,
ale w pełnym słońcu jest żmudne i zajmuje nam około 1,5 godziny.
poniedziałek, 16 września 2019
Włoska Orla Perć
Dolomity - Cima Costabella 2746 m.n.p.m.
Tego dnia czeka nas zmierzenie się z jedną
z grań w centralnym masywie Dolomitów. Alta Via Bepi Zac bo o niej mowa jest
jednym z najpiękniejszych “balkonów” Dolomitów. Wzdłuż grani przebiegał front
austriacko – włoski o czym świadczą stanowiska wojskowe i tunele wydrążone w
skale, którymi przyjdzie nam się przeciskać. Dariusz Tkaczyk gwarantował, że
nudzić się nie będziemy. Tak też było – ale po kolei.
niedziela, 15 września 2019
Odlot totalny
Dolomity - Sass Pordoi 2950 m.n.p.m.
Trzeba się z tym liczyć, że pogoda we
wrześniu jest kapryśna. Mieliśmy persektywę kilku godzin “suchych” a plany
awaryjne zawierały masyw Sella. Ku wielkiej radości Basi w kilka minut
wylądowaliśmy na marsie osiągając szczyt Sass Pordoi. Rozglądając się po
okolicy stwierdzamy, że nie trzeba jechać do USA, żeby zobaczyć Wielki Kanion.
Zew natury
Dolomity - Pico di Vallandro 2839 m.n.p.m.
Tak to jest z tymi górami. Raz pojedziesz i jesteś stracony.
Ostrzegali nas przed tym zjawiskiem znajomi. Kto śledzi choć trochę nasze
poczynania już wie, że chodzi o Dolomity przez ostatnie pięć lat cztery urlopy
włącznie z tym spędziliśmy w tych uroczych cudach natury wpisanych na listę
światowego dziedzictwa UNESCO. Ale to nie miało wcale tak wyglądać. Jeszcze
trzy tygodnie przed wyjazdem mieliśmy zarezerwowane pokoje w tatrzańskiej
Zwierówce, gdy Basia nieśmiało spytała:
- A może znowu w Dolomity pojedziemy?
Gdy to usłyszałem zapaliła mi się w głowie
“żaróweczka” lecz nie dałem poznać, że się napaliłem. Po trzech dniach
przedstawiłem ku jej zaskoczeniu gotowy plan włącznie z planem awaryjnym.
Jedynymi niewiadomymi były stan moich pleców na długim wyjeździe i jak bardzo
zimne będą wrześniowe noce na wysokości ponad 1400 m.n.p.m.
Po całodniowej podróży stajemy na niemalże
pustym parkingu przy halach Prato Piazza w grupie Braies. Nieśmiało zachodzimy
po pobliskiego pensjonatu o tej samej nazwie z pytaniem czy nas przenocują –
mają komplet, więc może w hotelu Hohe Gaisl obok. Cena 92 EU za osobę
zdecydowała, że noc spędzimy w aucie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)