czwartek, 21 września 2023

W poszukiwaniu Trolli


Po dwóch nocach spędzonych wśród lodowców czas ruszyć dalej. W dalszym ciągu obieramy kierunek północny. Po drodze mijamy stację kolejki, którą wczoraj mieliśmy okazję podróżować w górę. Wówczas mieliśmy wagonik cały dla siebie, a dziś przy mega sprzyjającej pogodzie zrobiła się "kolejka do kolejki" - jak na tatrzański Kasprowy. Uff… jak dobrze, że nie musimy stać w tej kolejce. Przez pierwsze 50 km jedziemy znaną nam już trasą, wzdłuż pięknie meandrującej rzeki Stryneelva. Następnie dojeżdżamy do rozdroża, które oferuje wybór: jechać dalej krajową 15-tką z serią kilku tuneli (co oznacza mało widoków) lub podążać kolejną drogę sceniczną. Tym razem nie popełniamy błędu sprzed paru dni i rozpoczynamy podróż po 27 km odcinku pięknie położonej Gamle Strynefjellsvegen. Sama droga jest zabytkiem i świadectwem arcydzieła inżynierskiego projektu z dawnych czasów. Zbudowana ręcznie pod koniec XIX wieku, ma charakter historyczny. Stare kamienne mury i długie rzędy kamieni ochronnych dają poczucie podróży w czasie. Stara droga oferuje imponujące kontrasty w krajobrazie: na wschodzie zaokrąglone kształty noszące piętno epoki lodowcowej, a na zachodzie strome zbocza gór. Podobno, jeżeli się uważnie przyjrzymy, można dostrzec ślady starych szlaków mułów, którymi transportowano towary zanim powstała droga. Tę malowniczą norweską trasę można przejechać w niecałą godzinę, ale o wiele lepiej jest zatrzymać się kilka razy i podziwiać krajobrazy lub wybrać się na pieszą wycieczkę. Po lewej i prawej stronie drogi nie ma żadnych zabudowań. Tylko czysta przyroda, wspaniały krajobraz i turkusowo-niebieskie, lśniące górskie jeziora - istny interior. Zatrzymujemy się często i nie możemy wyjść z zachwytu nad pięknem tego miejsca - opłaciło się zboczyć z głównej drogi. Przez te częste postoje podróż tym niespełna 30 kilometrowym odcinkiem rozciągnęła się w czasie. Ale przecież o to właśnie chodzi – kolekcjonujemy doświadczenia i momenty.












Przed nami jeszcze jedna ScenicRoute – ta najsłynniejsza i podobno kręcą się po niej trolle. Skręcamy w kierunku słynnej Trollstigen, czyli Drogi Trolli. Podobno też nie sposób przejechać przez nią obojętnie. Już po kilku kilometrach widzimy linię autokarów wspinających się na zbocze góry. Podjeżdżamy bliżej i zatrzymujemy się przy jeziorze Djupvatnet. Malownicza i otwarta przestrzeń, więc robimy kilka zdjęć i decydujemy się odpuścić wzgórze, na które ciągną te autokary. A jest to szczyt Dalsnibba z punktem widokowym o tej samej nazwie.





Teraz czeka nas niedługi, lecz stromy zjazd. Na odcinku 16 km musimy stracić 1000 metrów wysokości. Po drodze zatrzymujemy się przy kolejnej atrakcji. Choć nie należy ona do kategorii "och-ach" warto się przy niej zatrzymać, zrobić zdjęcie i poczuć królewski klimat.
Flydalsjuvet to popularny punkt widokowy, z którego można podziwiać Geirengerfjord. Turyści mogą skorzystać z dwóch tarasów widokowych, górnego i dolnego. Na niższym poziomie umieszczono ciekawą instalację o nazwie „Fjordsetet”. Jest to rodzaj betonowo-drewnianego fotela, na którym siadają przyjezdni, by podziwiać niezwykłe widoki. Instalacja została uroczyście odsłonięta przez królową Sonję w 2003 roku. No i już wiemy skąd się biorą te tabuny ludzi w okolicy. Oto do portu w Geiranger przybiła jak to Basia określa "wielka łódka" i wylała z siebie rzesze fanów norweskich widoków.




Samo miasteczko, mimo że urocze, niespiesznie omijamy. Więcej ludzi niż trolli póki co. Utraconą wysokość musimy ponownie odzyskać. Ta część przejazdu to Droga Orłówniezwykle malownicza trasa widokowa w Norwegii, wijąca się licznymi serpentynami wzdłuż malowniczego fiordu Geiranger. Z myślą o turystach na trasie przygotowano kilka punków widokowych z których rozpościera się wspaniała panorama Geirangerfjordu, miejscowości Geiranger, wodospadu Siedmiu Sióstr oraz górskiej farmy Knivsflå. Chcieliśmy się zatrzymać na najwyższym jedenastym zakręcie ale niestety natłok turystów nie pozwolił się wcisnąć choćby na chwilę, by podziwiać w/w miejsca. Zatrzymujemy się za to na obowiązkową kawę nad jeziorem Eidsvatnet. Z tego miejsca swój początek ma sporo szlaków na okoliczne szczyty. Popijając dobrą włoską kawę (dzięki Zanzi!) w towarzystwie wybornych norweskich cynamonowych ciasteczek debatujemy, że fajnie byłoby się wybrać w góry z tego miejsca.

Po godzinnym resecie ruszamy w dalszą drogę ku miejscowości Andalsnes. Przed nami główna atrakcja dnia - Trollstigen. Po drodze mamy kolejną przeprawę promową i zatrzymujemy się tylko na fotki na paru punktach widokowych. Na miejscu okazuje się, że sam widok drogi wijącej się jedenastoma serpentynami akurat na mnie wrażenia nie robił. Ale skoro jest po drodze… Ze względu na swoją popularność jej punkty widokowe przyciągają w sezonie wielu turystów. Tak też było i tego dnia.  Fajne jest to, że wizyta na parkingu ani platformach nic nie kosztuje. Platformy oferujące widok na drogę są podzielone na dwie części, dlatego polecamy wybrać najpierw prawy odcinek, którym dojdziemy do punktu widokowego, skąd widać wszystkie 11 zakrętów. Po spacerze można także spróbować lodów trollowych.










W końcu przychodzi pora na zjazd i zmierzenie się z pokręconą drogą. Nachylenie osiąga nawet 12%. W niektórych miejscach droga jest wycięta z górskich ścian, w niektórych zbudowana na kamiennych ścianach. Wzdłuż drogi wystają kikuty kamiennych zębów chroniące przed upadkiem w przepaść. Przepiękny most z kamienia niesie drogę przez 180-metrowy wodospad Stigfossen, który można poczuć na szybie samochodu. Będąc już w dolinie zrobiliśmy sobie przystanek przy Trollstigen Camping and Gjestegård z dwóch powodów. Prosiły o to hamulce, ale z drugiej strony stoją tam przecudowne wielkie figury trolli i pamiątkowe zdjęcie musi być.





Po tym niedługim przystanku dojeżdżamy do miasta, ale żeby wykorzystać złote godziny światła kupujemy bilety na kolejkę, która dostarcza nas na szczyt Nesaksla. Światło robił się coraz bardziej ciepłe, a nadciągające z oddali chmury deszczowe tworzą niesamowite warunki fotograficzne. Spędziliśmy na szczycie około godziny, podziwiając z niego Romsdalfjorden i szczyty gór Romsdalen.










Wracamy do naszego pojazdu i szukamy noclegu na najbliższą noc. Decydujemy się na okoliczny camping w bardzo dobrej cenie, który gwarantuje nam super miejscówkę nad rzeką oraz zadaszoną wiatę z miejscem na grilla. Korzystam z tej infrastruktury na całego. A przy okazji Basia zaczepia rowerzystę, który wyczerpany decyduje się na rozbicie obok nas. No i jeszcze bilans trolli z tego dnia: 7! Mamy to!



1 komentarz:

  1. Kolejny piękny dzień! Super! 🤩Zazdroszczę Wam i tej kawie co za mnie z Wami podróżowała 😉widoków!

    OdpowiedzUsuń

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)