środa, 6 września 2023

Szanowny wodospad

Kolejny dzień ma być dniem z serii tranzytowej. Mamy do przejechania ok. 350 km co w norweskich warunkach daje ponad 6 godzin jazdy. Wiemy, że ten czas na pewno się przedłuży, gdyż atrakcje nie śpią i czekają. Po przepysznym śniadaniu i jeszcze lepszej kawie serwowanej przez Gosię z kamperowego ekspresu żegnamy się z friendsami i ruszamy w dalszą drogę. Daleko nie ujechaliśmy, gdyż na jednym z przydrożnych parkingów ujrzeliśmy starego Fiata. Co może być takiego fascynującego we Fiacie. Otóż nie był to popularny "Maluch" czy też "Duży Fiat". To był iście zabytkowy i wyjątkowy egzemplarz z 1924 roku, którym podróżuje sympatyczny starszy Włoch. Za cel obrał przejazd z Treviso na Nordkapp. Usługi assistance świadczy żona, która równie leciwym dostawczakiem typu "Żuk" zabezpiecza tyły. Kierowca pozwolił nawet wejść do środka i obfotografować go z każdej strony, co dostarczyło mi mnóstwo frajdy. Takim oto sposobem dokładamy sobie kolejne pół godziny jazdy, ale przyjemność niecodzienna.







Większość drogi jedziemy niemal cały czas wzdłuż brzegu, najpierw jeziora Sandvinvatnet a następnie fiordu Hardanger. Po lewej stronie, niemal na wyciągnięcie ręki, błyszczą fale, a po prawej piętrzy się skała. Mijamy także nietypowe atrakcje – śmiechowo przystrojone drzewa. Droga numer 13 doprowadza nas do podnóża stoku, w którym wydrążony jest tunel. Ale nie jest to zwykły tunel, jakich pełno w Norwegii. W tym czeka na nas podziemne rondo. Duże i oświetlone niezwykłym, niebieskim światłem. Po wyjechaniu z tunelu można dostrzec smukłe pylony mostu przerzuconego nad fiordem, a my jedziemy dalej na zachód drogą, która powoli wspina się na zbocze. Po chwili otwiera się niesamowita panorama na fiord i otaczające go skały. Widok zapierający dech w piersiach! Po kilku kilometrach jazdy wśród skał, zbliżamy się do trzech niecodziennych tuneli. Pierwszy z nich, o trudnej do zapamiętania nazwie Kvarnhushaugtunnelen, zakręca w lewo wykonując pętle niemal o 180 stopni. Zaraz za nim pokonujemy ciasno skręcającą estakadę z widokiem na monstrualnej wielkości skalną ścianę. Po chwili znowu jesteśmy w tunelu, tym razem o nazwie Mabøtunnelen, który wewnątrz skały wygina się jak wąż raz w lewo, raz w prawo. Ponownie wjeżdżamy pod ziemię, do tunelu Storegjeltunnelen, który wykręca pełną spiralę pozwalając szybko zdobywać wysokość. Po serii zakrętasów dojeżdżamy na parking obok głównej atrakcji tego dnia.




Wodospad Vøringfossen ma 182 m wysokości co plasuje go na 83 pozycji wśród norweskich wodospadów i jest bardzo ważnym symbolem dla Norwegów. Wodospad Vøringsfossen robi wrażenie i zachwyca swoją potęgą. Średni przepływ wody wynosi ok. 12 ton wody na sekundę, która roztrzaskuje się o skały w dolinie. Chwilowy przepływ może być jednak bardzo różny w zależności od pory roku i stanu wód na płaskowyżu Hardangervidda. W dole kanionu płynie rzeka Bjoreio. Nazwa wodospadu ma ciekawą etymologię – pochodzi od słowa vyrða, co oznacza szacunek. Fossen w języku norweskim to wodospad. W 2006 roku miejsce uzyskało tytuł największej atrakcji turystycznej w Norwegii. Pogoda nie rozpieszcza. Jest wietrznie i dosyć chłodno. Zbieramy się w dalszą drogę przez płaskowyż Hardangervidda jedną z 18 dróg scenicznych w Norwegii o tej samej nazwie. Hardangervidda to wyjątkowe miejsce, to jeden z największych płaskowyżów w Europie. Jest to niemal nieskończona ilość pięknych norweskich krajobrazów. Wszelkie piesze wędrówki po owym plateau muszą być fantastyczną przygodną w bezkresie dzikości norweskich górek - podobno. Nam nie dane było tego doświadczyć, choć momentami chmury na chwilę się unosiły i mogliśmy zaobserwować conieco. Ta przestrzeń i ogrom terenu robi w dalszym ciągu niesamowite wrażenie. Płaskowyż może być niegościnny zimą, mimo to przejazd drogą jest dostępny cały rok. Służby drogowe uwijają się w ukropie, aby umożliwić kierowcom przejazd. Nawet w lecie zostawiają tyczki wysokości ok. 5 m robiące za krawężnik zimą.






Płaskowyż  Hardangervidda szczyci się największą populacją dzikich reniferów w Europie - niestety nie zobaczyliśmy ani jednego - pewnie ściemniają. Po przejechaniu 67 km w Hagafoss zmieniamy kierunek i teraz krajową 50 jedziemy na północ. Nic ciekawego się nie dzieje dopóki świadomie nie popełniamy „błędu” i lądujemy w najdłuższym tunelu drogowym na świecie. Początkowo zakładaliśmy przejazd kolejną drogą sceniczną Gamle Aurlandvegen poprowadzoną na zboczach góry, w której znajdował się tunel. Ale zaczęło lekko kropić i była spora szansa na brak widoków. Wspomniany tunel o nazwie Laerdaltunel ma 24 km długości i uwierzcie nam - nie ma w tym nic przyjemnego jechać tyle czasu między skałami. Czuliśmy się jak w kopalni. Co 6 km są wykute jaskinie z pięknym niebiesko-żółtym oświetleniem, co jest chwilowym oddechem od ciemności.






Dojeżdżamy do miejscowości Gaupne i tu postanawiamy rozbić obóz na najbliższą noc. Kiedy już rozpaliliśmy swojego jednorazowego grilla ponownie zaczęło padać. Mimo to pieczony norweski łosoś i kurczak w towarzystwie gotowej sałatki smakowały wybornie. Norwedzy kochają grillować, dlatego nie omieszkaliśmy skorzystać z tej opcji – przy okazji testując lokalne jedzenie. Tylko warunki pogodowe zmuszają nas do jedzenia pod dachem samochodu z widokiem na mały „pierdolnik” – nie zawsze ma się czas na pościelenie łóżka.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)