poniedziałek, 3 grudnia 2018

Gorce, czyli Turbacz do trzech razy sztuka

Gorce - Turbacz 1310 m.n.p.m.

Zbliża się Święto Niepodległości, okrągła rocznica, wypadałoby to jakoś uczcić. Nie mając żadnych sprecyzowanych planów, dostaję propozycję przemierzenia Gorców Głównym Szlakiem Beskidzkim w babskim gronie. Cieszę się tym bardziej, że do tej pory byłam na Turbaczu dwukrotnie i nie miałam okazji zobaczyć Tatr ze schroniska, więc liczę, że do trzech razy sztuka!
Czy cztery dziewczyny są w stanie ze sobą wytrzymać przez weekend? Jasne, że tak! Szczególnie, jeżeli są lekko szalone i pełne wigoru! Nie ma chwili do stracenia, więc już w piątek (9.11) ruszam do pracy z plecakiem z nadzieją, że czas w niej szybko zleci, a potem wystarczy wsiąść do pociągu.... ale nie byle jakiego, tylko tego do Krakowa. Spotykam resztę ekipy na Centralnym i w świetnych nastrojach wsiadamy do maszyny.

niedziela, 9 września 2018

Widokowo na Osterwie

Tatry - Osterwa 1980 m.n.p.m.

Zanim położyliśmy się spać dnia wcześniejszego pytam:
- Byłaś już na Osterwie?
- Nie nie byłam tam. A daleko jest bo trochę się zmęczyliśmy prawda?
- (jak ja umiem czytać w jej myślach) Będzie to super dzień odpoczynkowy a zobaczysz, że widoki prima sort
- Super! Ufam Ci więc wodzu prowadź!
Dzięki temu mogliśmy pospać jakąś godzinę dłużej niż wczoraj.

poniedziałek, 3 września 2018

Więcej was nie było?

 Tatry - Czerwona Ławka 2352 m.n.p.m.

Drugiego dnia wstaliśmy dosyć wcześnie bo już o 5.30 Niby wcześnie rano, ale 9 godz snu wystarczyło, aby zregenerować siły. Plan był prosty: przechodzimy przez Czerwoną Ławkę z jednej doliny do drugiej. W tym przypadku też już wędrowałem tą trasą. W Starym smokowcu jesteśmy coś ok. 7 rano patrzymy a pierwsza kolejka na Hrebeniok odjeżdża o 7.30. Szybkie kalkulacje w głowie i wychodzi, że czekając na nią zaoszczędzimy trochę sił a czasowo wyjdzie mniej więcej to samo.  

czwartek, 30 sierpnia 2018

Zdążyć przed deszczem

 Tatry - Jagnięcy Szczyt 2229 m.n.p.m.

- Mam zielone światło na urlop – powiedziała mi Basia.
- Oki to teraz moja kolej, aby mi dali.

Tak się zaczęło moje „dziobanie”, aby wykorzystać trzy dni urlopu nagrodowego w pracy. Koniec końców udało się dostać i przedłużyć długi sierpniowy weekend. Wybieramy Tatry Słowackie. Tam Basia ma jeszcze sporo do nadrobienia. Po 4 godzinach jazdy stajemy na krótką drzemkę w Nowym Targu i następnie na parkingu przy Białej Wodzie parkingowy kasuje 6 euro, zaskakując przy tym znajomością miejscowości z tablic rejestracyjnych. Dziś miało być lajtowo, więc wybieramy Jagnięcy Szczyt.

piątek, 13 lipca 2018

Daleko jeszcze?

 Dolomity - Sass Aut 2555 m.n.p.m.

Takim sposobem dotarliśmy do ostatniego dnia górołażenia. Dzisiejszy plan przewidywał to co w poprzednich latach odkładaliśmy na następny raz. Ferrata Gadotti bo o niej mowa to znakomita trasa wysokogórska dla zwolenników mniej zatłoczonych ścieżek. I rzeczywiście tak było. Na trasie spotkaliśmy w sumie tylko 4 osoby. Mówię swoim towarzyszom, że jeszcze tylko „mały wpier….ol” i do domu. Podgrupę tą tworzą szczyty zgrupowane wokół najwyższej Valacii i jednocześnie są najdalej na zachód wysuniętym skrajem grupy Marmolada. Mimo iż nie są zbyt wysokie ale głębokie doliny sprawiają, że tego dnia mieliśmy najwięcej do podejścia. Tkaczyk wspominał że taka rundka jaką sobie zaplanowaliśmy ma trwać nie więcej niż 8 godz. Po tym dniu mogę śmiało zmienić refren kapeli Tilt na: „nie wierzę przewodnikom, nie!”

czwartek, 12 lipca 2018

Trekking w sercu Catinaccio


 Dolomity - Passo Principe 2600 m.n.p.m.

O tym, że język włoski jest dźwięczny i przyjemny dla ucha świadczą już same nazwy masywów górskich. Tym razem podobnie jak dnia poprzedniego celem naszej wędrówki jest masyw Catinaccio, który w j. niemieckim określa się Rosengarten. Prawda, że po włosku lepiej brzmi? Ale tłumacząc  na nasz język ojczysty znaczy to „ogród różany”. Pętelki co prawda robić nie będziemy, ale trasa jest bardzo ciekawa i wiedzie przez 3 schroniska, co sprzyja wygodnym przystankom kawowym i nie tylko. Każdy masyw w Dolomitach wyróżnia się czymś szczególnym. W przypadku Catinaccio są to strzeliste turnie Vajolet (z włoskiego Torri del Vajolet), które widać już z górnej stacji kolejki.

środa, 11 lipca 2018

Ferratą po rekord

Dolomity - Roda di Vael 2806m.n.p.m.

Kolejny czwarty już dzień uderzamy w grupę Catinaccio. "Jest to jedna z najbardziej popularnych grup Dolomitów. Krajobraz jej jest urozmaicony i przecina ją gęsta siatka tras i łatwa dostępność komunikacyjna. Ze względu na niezbyt duże przewyższenia oraz liczne łatwe ferraty daje spore możliwości odbywania stosunkowo krótkich i nieuciążliwych wycieczek, a także nadaje się znakomicie na pierwszy kontakt z Dolomitami dla górołazów, mających doświadczenie wyniesione z Karpat". Tak tą grupę reklamuje Dariusz Tkaczyk. Więc czemu jej nie spróbować. Po wymuszonym odpoczynku z dnia poprzedniego ruszamy naszym wehikułem do miejscowości Carreza skąd za pomocą kolejki szybko zdobywamy 500 metrów wysokości i stoimy u stóp Riffugio Paolina skąd jeśli jest dobra widoczność można obserwować lodowce grupy Ortlera i szczyty głównej grani Alp. Widać z tego miejsca też wyjątkowo gładką jak na Dolomity zachodnią ścianę Roda di Vael 2806 m.n.p.m. na który dziś się wdrapiemy.

Trek wokół Croda di Lago i ładowanie akumulatorów

 Dolomity - Forcella de Formin 2462 m.n.p.m.

To miał być piękny i widokowy dzień wokół mniej znaczącego pod względem wysokości pasma Croda di Lago. Taki też był, a zjawiskowe widoki nie zapowiadały katastrofy pod hasłem: la batteria è morta! Co oznacza po włosku, że padł akumulator.
Ale zacznijmy od tych pozytywnych wrażeń. O 9 rano parkujemy auto u wejścia na szlak nr 437 w stronę malowniczego jeziorka Lago de Federa leżącego u podnóża Croda di Lago. Docieramy do niego w bardzo przyjemnym anturażu leśnych dróg, zielonych łąk i pierwszych widoków na wysokie szczyty. W drodze nad jeziorko dochodzimy do punktu widokowego.

poniedziałek, 9 lipca 2018

Lagazuoi jest wszędzie

 Dolomity - Forcella Grande 2655 m.n.p.m.

Drugiego dnia w planie mieliśmy ferratę Lipellę, ale poprzednie dni sprowadziły dużo śniegu w szczytowych partiach. Nawet gdyby śnieg nie sypał to ciężko byłoby wejść. Z okolic po których wędrowaliśmy tego dnia na szczytowej grani Tofany di Rozes było widać sporo jeszcze starego śniegu. Tak więc postanowiliśmy sobie potrekować.

Dwie ferratki na rozgrzewkę

Dolomity - Nuvolau 2575 m.n.p.m.

Dolomity to najpiękniejsze góry świata tak mówi wielu, którzy choć raz stanęli pod skalnymi kolosami piętrzącymi się w stronę nieba. Każdy z naszej trójki długo czekał na ten wyjazd a jeden z nas Marek (Makak), jedzie w Dolomity po raz pierwszy. Chcemy mu pokazać jak najwięcej: trochę ferrat, trochę zwykłego trekkingu. Ale o trasach będzie później. Na parę dni przed wyjazdem znowu jak przed rokiem prognozy pogody nie są optymistyczne. Załamanie pogody jak ta lala.

poniedziałek, 21 maja 2018

Pieniński klasyk na do widzenia


 Pieniny - Sokolica i Trzy Korony

Ostatniego dnia tak jak wspominałem w poprzednim poście pogoda miała być wspaniała. Miała i taka była. Trzeba w takim razie przejść pienińskim klasykiem, czyli Sokolica i Trzy Korony. Po spakowaniu całego swojego dobytku wsiadamy w nasz wehikuł i szukamy parkingu w Krościenku. Inkasują od nas 10 zł a my ruszamy ku przygodzie. Wybieramy wariant z pierwszeństwem Sokolicy. Zielonym szlakiem przez Burzanę. Tutaj pierwsze zaskoczenie. Coś szybko nam poszedł ten odcinek. Idziemy dalej i wybieramy opcję łagodną poniżej Czerteża. Ale zachodzę w głowę co w Pieninach znaczy szlak eksponowany jak to było napisane na tabliczce. Ale sprawdzę to w drodze powrotnej.

piątek, 18 maja 2018

Pienińskie zameczki


Kolejnego dnia, gdy się przebudziliśmy zmieniliśmy plany co do celu wycieczki. Ze względu na złe prognozy a bardzo dobre na następny dzień, robimy „szacher-macher” i jedziemy zwiedzać okoliczne zamki. Pierwszy pada ten w Czorsztynie. A raczej już ruiny gotyckiego zamku z XIV wieku. Po opłaceniu biletu wstępu parking mamy w gratisie. Zbyt dużo nie ma o nim co pisać więc może trochę historii.

czwartek, 17 maja 2018

W Sądeckim mgliście




Beskid Sądecki - Radziejowa 1262 m.n.p.m.

Drugiego dnia już tak pięknie nie było. Ciężkie niskie chmury wisiały nad górami. Plan był ambitny - Radziejowa miała się nam oprzeć z hukiem i pięknymi widokami. Z burzowymi prognozami ruszamy ponownie z Jaworek.

Jedna z niższych Wysokich w Polsce

 Pieniny - Wysoka 1050 m.n.p.m.

Tegoroczny weekend majowy – a był naprawdę długi, deszczowa aura oszczędziła. Ale jak to u mnie już jakiś czas bywa obowiązki służbowe uniemożliwiły, aby z niego skorzystać. Może to i lepiej, bo plątanie się w „dzikich” tłumach do przyjemnych nie należy. Nasz spryt nie zawiódł i mogliśmy się nacieszyć dziesięcioma dniami wolnymi zaraz po owym narodowym wolnym weekendzie. Trzeba by gdzieś się w góry wybrać choć na parę dni. Po dłuższym zastanowieniu wybieramy niskie choć urocze Pieniny. Prognozy dupy nie urywały, ale nie można było na nie narzekać. Po odwiedzinach w rodzinnym domu Barbórki w poniedziałkowe słoneczne przedpołudnie startujemy z Jaworek. Cel raczej wiadomy, ale dla tych co się nie znają napiszę, że idziemy na najwyższą górę w Pieninach – Wysoką.

wtorek, 6 marca 2018

Spontaniczne Tatry

Tatry - Kozi Wierch 

Kiedyś zamarzyło mi się, aby każdego roku zdobyć zimą jakiś tatrzański szczyt. Dla jasności nie mam jakoś sztywno sprecyzowanych widełek czasowych odnośnie zimy. Wystarczy, że sporo śniegu leży i zima zaliczona haha. Takim oto sposobem padł: Kasprowy Wierch, Ornak, Rakoń, Wołowiec, Świnica, Kościelec i tej zimy miał być Kozi Wierch. Przypadek chciał, abym wolne dostał od piątku do poniedziałku pierwszego marcowego weekendu. Oczywiście o tym poniedziałku dowiaduję się późnym popołudniem w piątek. Tak z „głupa” sprawdzam prognozy na weekend i szok! Ma być żyleta! Praktycznie bezwietrznie i bezchmurnie a siarczyste mrozy już ustąpiły. Takie okno pogodowe nie zdarza się często. Przypadek zamienia się w szczęście i postanawiam, że jadę. Bo jak nie teraz to kiedy? Wykorzystując PKP i brata w Krakowie, który uraczył mnie „glebą” w  niedzielę rano jestem w Zakopanym.

sobota, 27 stycznia 2018

Noworoczny rozruch w Żywieckim

Beskid Żywiecki - Wielka Racza 1236 m.n.p.m.

W połowie grudnia otrzymaliśmy forumowe zaproszenie na noworoczny górski rozruch w Beskidzie Żywieckim. plan zakładał dwa obozy (noclegi) w schroniskach na Przegibku i drugi na Skalance oraz przejście czerwonym szlakiem po fragmencie worka raczańskiego. Uzbierała się dosyć duża bo trzydziestoosobowa grupa. Nam jako, że nie chciało się wędrować "po ćmok" wyruszyliśmy z Warszawy wcześnie rano i po drodze zgarniamy koleżankę z Tychów. Ok 14 z "Ahoj przygodo" na ustach zaczynamy nasz marsz.