Dolomity - Pico di Vallandro 2839 m.n.p.m.
Tak to jest z tymi górami. Raz pojedziesz i jesteś stracony.
Ostrzegali nas przed tym zjawiskiem znajomi. Kto śledzi choć trochę nasze
poczynania już wie, że chodzi o Dolomity przez ostatnie pięć lat cztery urlopy
włącznie z tym spędziliśmy w tych uroczych cudach natury wpisanych na listę
światowego dziedzictwa UNESCO. Ale to nie miało wcale tak wyglądać. Jeszcze
trzy tygodnie przed wyjazdem mieliśmy zarezerwowane pokoje w tatrzańskiej
Zwierówce, gdy Basia nieśmiało spytała:
- A może znowu w Dolomity pojedziemy?
Gdy to usłyszałem zapaliła mi się w głowie
“żaróweczka” lecz nie dałem poznać, że się napaliłem. Po trzech dniach
przedstawiłem ku jej zaskoczeniu gotowy plan włącznie z planem awaryjnym.
Jedynymi niewiadomymi były stan moich pleców na długim wyjeździe i jak bardzo
zimne będą wrześniowe noce na wysokości ponad 1400 m.n.p.m.
Po całodniowej podróży stajemy na niemalże
pustym parkingu przy halach Prato Piazza w grupie Braies. Nieśmiało zachodzimy
po pobliskiego pensjonatu o tej samej nazwie z pytaniem czy nas przenocują –
mają komplet, więc może w hotelu Hohe Gaisl obok. Cena 92 EU za osobę
zdecydowała, że noc spędzimy w aucie.