Madera - Funchal, Cristo Rei
Wiatr się rozszalał na dobre. Lawrence przybrał na sile, a na skutek jego dzikiej natury zamknięto wszystkie szlaki wędrowne na całej wyspie. Ale nie poddajemy się – trzeba coś robić na urlopie. Wybór pada na stolicę Madery, czyli Funchal. W pierwszej kolejności jednak postanawiamy złożyć modły o lepszą pogodę na kolejne dni – chyba nie do końca ich wysłuchano, ale podjęliśmy próbę zjawiając się pod pomnikiem Cristo Rei na Ponta do Garajau. Pomnik Chrystusa został wzniesiony jako podziękowanie za ocalenie życia mieszkańców Madery podczas trzęsienia ziemi w 1926 roku. Konotacje ze Świebodzinem nieuniknione, ale okoliczności przyrody jakby milsze. Modły odprawione czas ruszać dalej w kierunku stolicy. I tutaj trzeba przyznać, że takich stromych podjazdów jak w Funchal dotychczas nie widzieliśmy. Najlepiej z opcją ustąpienia pierwszeństwa lub brutalnego znaku stop na ulicy, której nachylenie wynosi 30%. No mają rozmach….cytując klasyka. Mimo rozwijającej się masowej turystyki, można zaparkować w stolicy za całe 2,5 euro za dzień i co całkiem blisko centrum.
Tym samym rozpoczynamy zwiedzanie od Zona Velha, czyli starego miasta. A dokładnie od Rue Santa Maria, gdzie podziwiamy kolorowe drzwi i fasady budynków. Istna wystawa malarstwa pod gołym niebem.
Kręcimy się po wąskich uliczkach i docieramy do słynnego targu – Mercado dos Lavradores. Kolorowo tu i głośno, jak to na targu. Barbórka postanawia poczuć się jak prawdziwa turystka. Być tutaj i nic nie kupić? Jak to tak. Nadużywamy owoców tropikalnych: pitaya, mango, marakuja, czy jabłko bananowe smakują wybornie, choć cena bije trochę po kieszeni. Ale bez przesady – takich doświadczeń nie mamy na co dzień.
Zmierzamy dalej w kierunku Praça do Município, czyli głównego biało-czarnego placu miejskiego, przy którym znajduje się kilka ważnych budynków. Wchodzimy do słynnej katedry Sé, która jako pierwsza została wybudowana przez Portugalczyków poza terenem Europy kontynentalnej w latach 1493-1517. Jedną z perełek maderskiej katedry jest drewniany strop wykonany w stylu mudéjar. Do jego wykonania wykorzystano lokalne drewno cedrowe, które zostało pokryte malowidłami w kolorach czerwonawym, brązowym, niebieskim, białym oraz złotym. Sama katedra łączy styl gotycki z mauretańskim, wykorzystując zdobienia o morskiej stylistyce. W pobliżu katedry stoi pomnik odkrywcy madery - João Gonçalves Zarco. Mijamy też pałace Palácio do Governo Regional i Palácio de São Lourenço. Wracamy się nieco w kierunku nadbrzeża, wędrujemy po promenadzie i dochodzimy do kolejki (teleférico), którą chcieliśmy dostać się na słynne wzgórze Monte.
I tutaj Lawrence znowu krzyżuje nam plany – ze względu na silny wiatr kolejka jest zamknięta. Chwilę zajmuje nam odkrycie miejskiego autobusu, którym możemy dojechać na samą górę. Może inne doznania, ale oszczędzamy trochę eurasków, bowiem bilet na autobus to 2 euro, a kolejką w obie strony to wydatek rzędu 20 euro. Monte to ciekawe miejsce – oferuje doznania przyrodnicze (2 ogrody) i krajoznawcze – można stąd podziwiać widoki na Funchal i ocean i wreszcie doznania kulturowe – np. zjazd słynnymi sankami. Ale po kolei. Pierwszym punktem programu Monte jest ogród tropikalny (położony w pobliżu górnej stacji kolejki), czyli Jardim Tropical do Monte Palace. Koszt – 15 euro. Ale warty jest tej ceny. To naprawdę piękne miejsce, gdzie orientalne elementy ogrodu przeplatają się z jego bujną tropikalną roślinnością, a wszystko to w pełnej harmonii z niebiesko-białymi płytkami azulejos. Spędzamy tu dobre kilka godzin. Roślinność, sztuka i historia w jednym miejscu robią wrażenie. Co ciekawe, do 1770 roku miejsce to było w posiadaniu Jezuitów. Gdy ich stamtąd wygnano, posiadłość została sprzedana i zmieniała właścicieli kilkukrotnie. Dopiero w 1987 roku pochodzący z Madery José Manuel Rodrigues Berardo, filantrop i kolekcjoner sztuki kupił Monte Palace, a na 7 hektarach utworzył ogrody.
Największą atrakcją turystyczną Funchal jest zjazd saniami, czyli carros de cesto. Specjalne sanie składające się z wiklinowego kosza i płoz. Pojazdem kieruje dwóch mężczyzn, którzy rozpędzają sanie i sterują nimi umiejętnie (albo i nie). Jeden z naszych „kierowców” na pytanie Barbórki jak długo się tym zajmuje – zażartował, że to jego pierwszy dzień w pracy… Za 10-minutową przyjemność (około 2 km zjazdu) płaci się 35 euro na sanie (2 osoby). Nie zadajemy więc pytań w stylu mieć czy doświadczać, bo zdecydowanie stawiamy na to drugie.
Krocząc dalej w duchu doświadczania, dajemy się jeszcze lekko „naciągnąć” miłemu taksówkarzowi, z którym wracamy na dół. Ale przy okazji ciekawie opowiada o historii sanek, które dawniej pierwszym środkiem transportu na Maderze i dostarczano w ten sposób towar na statki przypływające do portu. Krążymy jeszcze chwilę po uliczkach dolnego miasta i wracamy do Machico z poczuciem dobrze wykonanej roboty.
Jardim Tropical - I love this place! 😘
OdpowiedzUsuńMnie nie urzekł, dużo roślin i to wszystko, ale tam pojechaliśmy na życzenie innej górolotnej :)
Usuń