wtorek, 12 marca 2024

Niejałowe 1111 m n.p.m.

 

Beskidy - Jałowiec 1111 m.n.p.m.

Drugi weekend marca postanawiamy spędzić niejałowo i w doborowym towarzystwie Marka. Kraków to nasze miejsce przesiadkowe. Wybieramy się na Jałowiec – szczyt Pasma Przedbabiogórskiego, oferujący ładne widoki na pasmo Policy, Babią Górę czy Mędralową. Skoro świt ruszamy do Zawoi Wełczy. To nasz punkt startu. Kraków oferuje mgłę smogową, ale jak tylko się z niej wydostajemy, coraz szersze kręgi zatacza niebieskie niebo. Pogoda ma być dziś w punkt! Po śniadaniu i „żabkowej” kawie ruszamy niebieskim szlakiem. Wspinamy się leśną drogą. Idzie nam się bardzo dobrze, co rusz pojawiają się pierwsze widoki na masyw Babiej Góry, a przed rozwidleniem także na Policę. Wiosna miesza się jeszcze z zimą, co daje uroku i sprawia nam ogromną radość.









Niebieskie niebo przypieczętowuje nasze szczęście. Górskie endorfiny krążą jak szalone. Ostatni odcinek do szczytu pokonujemy po białym puchu, a tuż przed samym szczytem wchodzimy w piękną krainę delikatnie przyprószonych zielonych drzew, zza których wyłania się on – Jałowiec, czyli 1111 metrów szczęścia i radości.












Trochę wieje, robimy więc pamiątkowe fotki i wchodzimy do chatki, żeby zjeść w cieplejszych warunkach. Ludzi niewiele.




Rozpoczynamy schodzenie żółtym szlakiem przez Halę Trzebuńską. Widokowo całkiem przyjemnie: w oddali majaczą Królowa Babia, Mędralowa, Pilsko. Idziemy w kierunku szczytów Czerniawy Suchej, która okazała się nie być taka sucha. Roztopy robią błotną robotę – kluczmy jak nas puszcza szlak, utrzymując stan suchych butów – ale to nie lada wyzwanie. Trochę się męczymy psychicznie, ale w końcu docieramy zielonym szlakiem do Schroniska Zygmuntówka, licytując się po drodze czego to nie zjemy. Czeka nas jednak rozczarowanie – schronisko jest zamknięte. Pozostaje nam tylko odejść z godnością i niebieskim przyjemnym szutrowym szlakiem wracamy do samochodu pozostawionego w Wełczy. Udowadniamy, że jak się chce to wszystko można – co potwierdza uliczna tabliczka…








Wracając do Krakowa przenosimy się w czasie – odwiedzamy po drodze słynną Lanckoronę. W ostatnich promieniach słońca prezentuje się znakomicie. Dzień wykorzystany na 150%.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)