wtorek, 9 sierpnia 2016

Lenistwo wygrało

 Tatry - Wielki Hińczowy Staw 1946 m.n.p.m.

Po długim i zdrowym śnie budzimy się wyspani, lecz trochę leniwi. Dziś zdobywamy Koprowy – przynajmniej był taki zamiar. Pogodynka mówi, że deszczu nie będzie, ale częściowe zachmurzenie ma występować. W drodze na Popradzki Staw postanawiam wstąpić do sklepu po ko folę. Po powrocie stukanie w okno auta i mówią, że zakaz wjazdu i parkowania i będzie pokuta. Nosz kur… za trzy minuty postoju?!?! Wytargowałem 20 z 60 Euro tyle, że bez pisania i pewnie do kieszeni „pan władza” sobie weźmie. To była najdroższa kofola,jaką piliśmy. 7 Euro za parking przy Stawie też za dużo, ale niech mają.
Z zapowiedzianego zachmurzenia wszystko się sprawdza. Tylko, czemu te chmury są tak nisko. W łatwym terenie szybko zdobywamy wysokość a wchodząc na kolejny próg, mówię głośno, że to już ostatni. Nie, nie tak łatwo nie będzie.



Po zameldowaniu się nad Wielkim Hińczowym Stawem widać, że tafla jeziora prawie łaskocze chmury po brzuchu. Tylko na chwile się lekko podnoszą. Co więc robić? Na Koprowym byłem już w takich warunkach a wejście dla samego zaliczenia szczytu mija nam się z celem. Po pół godzinie decydujemy, że zostajemy nad stawem. Trochę poleżymy, trochę poświrujemy i zejdziemy zadowoleni. Tak też się stało. Nasze leżenie trwało dwie godziny.







No i jakież było nasze zdziwienie, gdy zbieraliśmy się do powrotu a chmury rozeszły się niczym kamfora. Było już dobrze po 15-tej i główkujemy co zrobić. Możliwości są dwie: albo wejdziemy i dalej będzie okej, albo wejdziemy i się znowu zawali chmurami. Pojawiła się tez trzecia możliwość: po prostu zejdziemy na dół.






Tak też zrobiliśmy, nie chce nam się już. Będzie to doskonały powód, aby po raz kolejny wrócić i spróbować czwarty raz Koprowego. Mimo to w doskonałych humorach schodzimy do auta. Rozsiadamy się jeszcze na jakiś czas i przy schronisku i chłoniemy widoki i po godzinie ruszamy na parking.





Piękny kolejny dzień nam się trafił. Bo jak to mówią: nie liczy się cel, ale droga do niego.




1 komentarz:

  1. E tam, kozice spotkane na szlaku to dla mnie wycieczka w Tatry udana. Mi też się czasem nie chce cisnąć do góry, zwłaszcza jak chmury zasłaniają szczyty.

    OdpowiedzUsuń

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)