Dolomity - Lago di Braies
Tak nazwaliśmy nasz trzeci dzień.
Z tego względu, że prognozy były niekorzystne, nie chcieliśmy się pchać nigdzie
wysoko. Ostatnimi dniami przed wyjazdem, wpadło mi w oko Lago di Braies w
masywie Braies. Basia widziała pocztówkę z tego miejsca i tak o tym gadała, że
postanowiłem spełnić jej marzenie. Miejsce to cieszy się dużą popularnością,
głównie wśród turystów zainteresowanych łatwymi i długimi trasami. Pokazałem
dziewczynom zdjęcia, oczy im się zaokrągliły. Decyzja: jedziemy nad jezioro.
Po
dojechaniu na miejsce zaczynamy od … kawy i powoli ruszamy na wycieczkę wokół jeziora.
Ma ono bardzo wyraźny seledynowy odcień wody i krystaliczną przejrzystość.
Atrakcją jeziora jest możliwość wypożyczenia łódki, żeby sobie po nim popływać
w tych urokliwym miejscu.
Nasz krótki spacer przerodził się w trzygodzinną
wędrówkę. Co jakiś czas powyżej chmur wynurzają się zbocza Croda del Becco. Na
trasie sporo rodzin z dziećmi oraz ludzi wędrujących ze swoimi czworonogimi towarzyszami.
Robimy też sesję dla naszej forumowej Małgo – wysyłamy życzenia Młodej Parze.
Śmiechu też co nie miara – bo w górach poruszamy się zazwyczaj w butach tzw.
„podejściówkach”, a nad jeziorem – a jakże w stylu tzw. „oblężniczym” –
przecież ma padać i buty nam mogą przemoknąć. Musieliśmy wyglądać jak prawdziwi
wspinacze, a nie jak pozostali.
W drodze powrotnej zahaczamy o kolejne jeziorko o ładnej nazwie Lago di Dobbiaco biorącym nazwę od pobliskiego miasteczka. Wokół tego jeziorka jest ścieżka przyrodnicza, którą sobie wędrujemy. To jezioro jakoś specjalnie nie zrobiło na nas wrażenia. Może przez to, że po poprzednim szczękę zostawiliśmy na ziemi. Ale miłośnicy ptaków znajdą tam dla siebie wiele atrakcji.
Wieczorem zaczyna się zapowiedziana ulewa i burza z gradobiciem. Nasza namiotowa komunikacja ogranicza się do wysyłania smsów, bo głos Pauliny, próbujący przebić się przez grzmoty i huki, sprowadza się do „dziwnych” jęków.
Hasło dnia: „w ciężkich butach wokół jeziora”W drodze powrotnej zahaczamy o kolejne jeziorko o ładnej nazwie Lago di Dobbiaco biorącym nazwę od pobliskiego miasteczka. Wokół tego jeziorka jest ścieżka przyrodnicza, którą sobie wędrujemy. To jezioro jakoś specjalnie nie zrobiło na nas wrażenia. Może przez to, że po poprzednim szczękę zostawiliśmy na ziemi. Ale miłośnicy ptaków znajdą tam dla siebie wiele atrakcji.
Wieczorem zaczyna się zapowiedziana ulewa i burza z gradobiciem. Nasza namiotowa komunikacja ogranicza się do wysyłania smsów, bo głos Pauliny, próbujący przebić się przez grzmoty i huki, sprowadza się do „dziwnych” jęków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)