Dolomity - Tofana di Dentro (ferrata di Dentro) 3244 m.n.p.m.
Drugi dzień przeznaczamy na
wspinaczkę. Tzn taką wspinaczkę dla ubogich, czyli ferratę. Szybkim tempem za
pomocą trzech kolejek zdobywamy 2000 metrów wysokości. Jesteśmy prawie na
szczycie Tofany di Mezzo. Koszt 30 euro w obie strony. Standardowa poranna
kawa, seria zdjęć, ochy i achy nie mają końca. Parę kroków do góry i jesteśmy
na szczycie, a tam znowu to samo.
Grań między Tofanami jest jakby granicą dla
chmur. Od strony miasta nie widać zbyt wiele, za to z drugiej strony - bajkowe
widoki. Grupa Fanis i jej szczyty, Tofana Di Rozes, Tofana di Dentro, głębokie
doliny Travenanzes pięknie się komponują. Czas na szpej i ruszamy na naszą
ferratę Di Dentro.
Jest to krótka ferrata łącząca dwa trzytysięcznki. Niezbyt
wymagająca, ale bardzo urokliwa. Schodzimy za ubezpieczeniami, stromo w dół na
przełęcz Forcella Tofana. Po drodze otoczenie niezbyt się zmienia, co nie przeszkadza
nam w pstrykaniu fot. Basia w pełnym skupieniu wpina się w prawie każdą linę,
ja trochę po swojemu.
Po pewnym czasie mijamy wojskowe umocnienia z czasów
wojny i meldujemy się na szczycie.
Ze szczytu Di Dentro, za oznakowaniem w
postaci kopczyków, schodzimy na północny grzbiet. Piarżystym zboczem schodzimy
mając po prawej stronie non stop zamglone widoki. Wcześniej wyczytałem, żeby
nie przegapić zejścia z grani, bo można się zapędzić granią w stronę Cima
Formenton. I w myślach bałem się właśnie tego momentu ze względu na lekką mgłę.
Jeszcze przed dojściem do przełączki mijamy liczne stanowiska bojowe z czasów I Wojny Światowej i biwak degli Alpini. Tam postanawiam wykorzystać dostępną siekierę – na szczęście miłość zwycięża i Basia uchodzi z tego cało.
Z przełączki idziemy ostro w dół, skąd widać już nasz punkt docelowy - schronisko Ra Vales. Tą ścieżyną przechodzimy przez okno skalne, za którym znajduje się ruina budynku ochrzczonego przeze mnie „hotelem”. Od tego miejsca, po zrzuceniu z siebie całego ferratowego osprzętu, łatwym już terenem dochodzimy do w/w schroniska, z którego zjeżdżamy do miasta i samochodem na camping, na którym raczymy się pysznym miejscowym winem kupionym za 2 euro.
Jeszcze przed dojściem do przełączki mijamy liczne stanowiska bojowe z czasów I Wojny Światowej i biwak degli Alpini. Tam postanawiam wykorzystać dostępną siekierę – na szczęście miłość zwycięża i Basia uchodzi z tego cało.
Z przełączki idziemy ostro w dół, skąd widać już nasz punkt docelowy - schronisko Ra Vales. Tą ścieżyną przechodzimy przez okno skalne, za którym znajduje się ruina budynku ochrzczonego przeze mnie „hotelem”. Od tego miejsca, po zrzuceniu z siebie całego ferratowego osprzętu, łatwym już terenem dochodzimy do w/w schroniska, z którego zjeżdżamy do miasta i samochodem na camping, na którym raczymy się pysznym miejscowym winem kupionym za 2 euro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)