Dolomity - Brigata Tridentina
Kliknij i dowiedz się więcej |
Zaczynamy z Passo Gardena, gdzie … pijemy kawę. Następnie diabelskim szlakiem o
nr 666 wśród traw i skał pod urwiskami Sas dla Luesa i Torre Brunico podchodzimy
pod początek ferraty. Ten fragment zajmuje jakąś godzinkę. W międzyczasie
podziwiamy piękną Grań Cir, którą trzeba będzie odwiedzić przy najbliższej
sposobności.
Basia zadowolona, bo przekroczyła kolejne swoje granice. Kovik i Paulina zadowoleni, bo ferrata fajna, ludzie fajni i pogoda – znowu brzydka, czyli fajna.
Szpeimy się i zaczynamy się wspinać korzystnie ukształtowanymi
skałami wzdłuż wąwozu, którym płynie strumień wypływający z Lech de Piscadu. Basia
potwierdza, że to była dla niej bardziej wymagająca ferratka, ale dała dużo
satysfakcji – bo kilka miejsc było naprawdę ciekawych. Obyło się nawet bez
skakania Kovikovi po głowie, więc postęp jest.
Po około 2 godzinach rozdzielamy
się. Paulina kontynuuje wspinaczkę ku podwieszanemu mostkowi, a my już łatwym
terenem dochodzimy do Rif. Piscadu. Po 25 minutach spotykamy się tam. Piwko,
kawka i takie tam standardy schroniskowe.
Po godzince w uroczym schronisku wracamy
na szlak 666 i rozpoczynamy zejście. Trasa prowadzi stromą doliną Val Setus,
wrzynającą się w mur skalny Selli od północy. Dolina przypomina wąwóz o
urwistych ścianach i jest typowa dla tego miejsca. W górnej części są
ubezpieczenia nie wymagające asekuracji. W dolnej partii, ulubione dolomitowe
piargi.
Basia zadowolona, bo przekroczyła kolejne swoje granice. Kovik i Paulina zadowoleni, bo ferrata fajna, ludzie fajni i pogoda – znowu brzydka, czyli fajna.
Hasło dnia: „diabelska droga nas
nie pokona”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)