Alpy - Monte Spalavera 1534 m.n.p.m.
Im wyżej, tym więcej panoram, tym więcej pstrykania zdjęć, tym większa szansa, że trekking potrwa dwa razy dłużej, bo co chwilę: „Ojej, ale pięknie! Poczekaj, jeszcze jedno selfie!”. I tak oto ze „spoko, szybko wejdziemy” zrobiła się przyjemna, wolna wędrówka.
Na szczyt wchodzimy z bananami na ustach, a tam… pełna cisza i tylko jeden sympatyczny Włoch, który – jak się okazało – robi tu codzienną prasówkę. No bo jak czytać lokalną gazetę, to tylko z widokiem na Alpy, wiadomo. Te białe giganty za naszymi plecami to Masyw Monte Rosa, dumnie prężący śnieżne muskuły. Liczyłem, że między grzbietami wyłowię charakterystyczny kształt Matterhornu, ale Monte Zeda skutecznie go zasłania. No trudno – i tak widoki warte są każdego kroku. Tu naprawdę można się poczuć wyjątkowo. Na szczycie spędzamy około półtorej godziny, chłonąc panoramy z każdej strony świata, po czym schodzimy na nisokości z lekką opalenizną na twarzy i takim miłym poczuciem, że to był najlepszy dzień wyjazdu.
W drodze powrotnej obowiązkowa kawa w przydrożnej kawiarni – taka, która w Polsce smakowałaby „ok”, a tutaj smakuje jak „najlepsza na świecie”. Włosi robią coś z tymi ziarnami i chyba nie chcą zdradzić jak, czyli in che maniera? W ostatniej chwili łapiemy prom w Stresie na wyspę Isola Bella – największą i najbardziej znaną z Wysp Boromejskich. Kapitan rzuca tylko krótkie: „Ostatni kurs za 40 minut!”. No to super, zwiedzanie w trybie sprintu.
Isola Bella słynie z:
· Barokowego Palazzo Borromeo – pałacu z komnatami, jak z filmu kostiumowego,
· Tarasowych ogrodów, w których pawie pozują jak modelki,
· Barokowych grot, które wyglądają jak dekoracja z teatru,
· Muzeów pełnych historii rodu Borromeo.
Poza sezonem wszystko jest zamknięte. Ale pozostają urocze wąskie uliczki i kamienice. A do ogrodów udaje się zajrzeć z wertykalnej pozycji. Z góry wyglądały bajecznie, prawie jak ogrodowy tort piętrowy.
Trzy dni nad Lago Maggiore okazały się strzałem w dziesiątkę, a może i w jedenastkę. Pogoda jak z katalogu, widoki jak z ekranu wygaszacza, adrenalina, góry, jezioro i espresso za 1,50 €.
W trzy dni wcisnęliśmy:
· górskie serpentyny,
· największą tyrolkę w Europie,
· trekking po historycznej Linii Cadorna,
· panoramy na alpejskie kolosy,
· szwajcarski kurort Locarno,
· darmową sztukę – w 10 kościołach,
· wizytę na Boromejskiej wyspie w biegu,
· i dużo włoskiego klimatu.
Jeśli każdy nasz listopadowy wypad ma wyglądać tak jak ten – to my poprosimy o powtórkę. W każdej chwili. Ciao i do następnego – A presto!
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)