Tatry - Osterwa 1980 m.n.p.m.
Tym razem urlop
był planowany terminowo dawno temu lecz logistycznie na ostatnia chwilę.
Ostateczna lista chętnych zamknęła się na trzech osobach: Radzik,
Marek i moja jakże skromna osoba. Basia nie mogła jechać, gdyż w tym czasie wędrowała szlakiem Świętego Jakuba czyli Santiago de Compostella. Już pierwszego dnia mamy ambitny plan.
Wyruszamy ze Stalowej parę minut po 23 po drodze łapiemy w Krk Radzia. Na
parkingu przy Popradzkim Stawie jesteśmy parę minut po 4.00 Pisze do umówionego
wcześniej kolegi, że poczekamy na niego na Przełęczy pod Osterwą.
Z auta ruszamy po tym jak się ogarnęliśmy po 1.5 godz. drzemce w "wygodnym aucie". Droga mija nam szybko, choć Marka od początku łapie ból w pachwinie. Na przełęczy jesteśmy o równej 8.00 lecz naszym oczom ukazuje się pan w zielonej koszulce z wiadomymi emblematami, który przez lornetkę lustruje "nasza trasę".
Po godzinie dochodzi Rafał z kolegą i po paru zdaniach i zastanowieniu podaję pomysł, aby na Kończystą wejść od strony Doliny Stwolskiej - tam nie będziemy widziani przez owego pana. Kiedy tam doszliśmy koledzy stwierdzili, że widzą kolejnych filanców tu i tam, więc nie chcą iść. Wrrrr!!! Tak więc idziemy dalej "wszyscy radośni" Podziwiamy widoki - nie powiem, że mi się nie podobają, ale z góry pewnie były by ładniejsze. Zatrzymujemy się na dłużej przy Batyżowieckim Stawie.
Obserwuję po lewej
wschodnie ściany Kończystej, na wprost Batyżowiecki Szczyt, na prawo Gerlach - ach
pięknie tu jest. Słonce nas przypieka, czas płynie powoli. Rafał z kolegą
wracają do samochodu, my idziemy dalej. Stały kierunek marszu sprawia, że
opalamy się tylko z jednej strony tzn. ja nie bo słońce chyba mnie nie lubi.
Dochodzimy do Śląskiego Domu tam wypijamy z Radzikiem po piwie i ruszamy za żółtymi znakami do Smokowca. Chwile siedzimy na dworcu i podjeżdża "elektriczka" którą podjeżdżamy z powrotem pod samochód.
Z auta ruszamy po tym jak się ogarnęliśmy po 1.5 godz. drzemce w "wygodnym aucie". Droga mija nam szybko, choć Marka od początku łapie ból w pachwinie. Na przełęczy jesteśmy o równej 8.00 lecz naszym oczom ukazuje się pan w zielonej koszulce z wiadomymi emblematami, który przez lornetkę lustruje "nasza trasę".
Po godzinie dochodzi Rafał z kolegą i po paru zdaniach i zastanowieniu podaję pomysł, aby na Kończystą wejść od strony Doliny Stwolskiej - tam nie będziemy widziani przez owego pana. Kiedy tam doszliśmy koledzy stwierdzili, że widzą kolejnych filanców tu i tam, więc nie chcą iść. Wrrrr!!! Tak więc idziemy dalej "wszyscy radośni" Podziwiamy widoki - nie powiem, że mi się nie podobają, ale z góry pewnie były by ładniejsze. Zatrzymujemy się na dłużej przy Batyżowieckim Stawie.
Dochodzimy do Śląskiego Domu tam wypijamy z Radzikiem po piwie i ruszamy za żółtymi znakami do Smokowca. Chwile siedzimy na dworcu i podjeżdża "elektriczka" którą podjeżdżamy z powrotem pod samochód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)