poniedziałek, 26 stycznia 2015

Kolejny rok rozpoczęty

Bieszczady - Wielka Rawka 1307 m.n.p.m.

Chcesz rozśmieszyć Boga powiedz głośno jakie masz plany – takie niepozorne słowa w ostatnich dniach, stały się rzeczywistością. Mieliśmy fajny plan zdobywania kolejnych koronnych szczytów. Śnieżnik, Wielka Sowa i Szczelniec Wielki miały wzbogacić moją skromną kolekcję Korony Gór Polski. Niestety los chciał, abym w Stalowej Woli spędził dwa sąsiednie wtorki planowanego weekendu górskiego. Takie wyjazdy w tę i z powrotem to jednak nie na moją kieszeń, więc postanowiliśmy że pojedziemy w Bieszczady.
Patrząc na prognozy widzę, że źle nie jest, ale z drugiej strony szału też nie ma. W głowie mej w noc poprzedzającą wyjazd objawia się takie coś jak reisefieber, które pozwala tylko na dwu godzinny sen. W drodze marzymy w myślach, aby scenariusz nie powtórzył się z poprzedniego stycznia, kiedy to rok też rozpoczynaliśmy w Bieszczadach – bardzo mokrych, deszczowych i bezśnieżnych Bieszczadach. Ku naszej uciesze już za Lutowiskami pojawia się śnieg na zboczach. Plan na ten dzień to Rawki. Pokonując zalodzone serpentyny, dojeżdżamy do parkingu na Przełęczy Wyżnańskiej. Kilka samochodów już stoi. Po przebraniu się w „robocze” ciuchy, ruszamy na szlak. Droga do Bacówki mija nam szybko. W międzyczasie podziwiamy nie widziane rok wcześniej widoki na dwie popularne połoniny czy nawet oddaloną Tarnicę.
Na śniadanie wchodzimy do bacówki spędzając w niej ok. pół godziny. Nie na darmo nosi miano najbardziej lubianego schroniska w Bieszczadach. Co prawda wielkiej konkurencji nie ma czy to w postaci Chatki Puchatka, w której jest tak samo zimno jak na zewnątrz tylko, że nie wieje, czy to Kremenarosa, który swoim zewnętrznym wyglądem odstrasza. Potulne ciepło rozchodzi się po moim ciele. Jako, że jestem po nieprzespanej nocy, dużo mi tego ciepła nie trzeba, abym „odpłynął”. Wobec tego zbieramy manatki i ruszamy w dalszą drogę. Uśmiechy z twarzy nam nie schodzą. Szlak wydaje się być twardy i ubity, ale wystarczy tylko na jeden krok zejść ze szlaku, aby się przekonać, że śnieg sięga ponad kolana. W lesie panuje cisza, nie słychać śpiewu ptaków, nie słychać też żadnych innych odgłosów życia lasu. Tylko przez chwilę słyszymy sapanie trzech narciarzy, którzy szybko nas wyprzedzili, by za chwile tak samo szybko zjechać między drzewami na dół.



Na pierwszej z Rawek jest ojciec z synem oraz my. Chmury szybko płyną po niebie, by za chwilę otulić mocno zaśnieżone zbocza. Przy marnej widoczności i średnio mocnym wietrze dochodzimy na większą z Rawek, by za chwilę wracać zapadając się po kolana tą sama drogą na parking i do naszego domu na dwie noce schroniska „Pod Wysoką Połoniną” w Wetlinie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)