Tatry - Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem 2307 m.n.p.m.
To był jeden z tych sierpniowych dni, upalnych, ale długich na wymagające
wędrówki. Już o świcie słońce świeciło intensywnie, a powietrze nabierało
temperatury. Postanowiliśmy z Barbórką tego dnia zdobyć Mięguszowiecką Przełęcz
pod Chłopkiem. Wiedzieliśmy, że czeka nas wyzwanie, ale to właśnie jest część
uroku Tatr. Dotarliśmy na parking na Palenicy Białczańskiej i rozpoczęliśmy
naszą wędrówkę w stronę Morskiego Oka. Pomimo wczesnej godziny, szlak już
tętnił życiem. Morskie Oko przywitało nas swoim względnym spokojem, który można
tutaj znaleźć tylko w porannych godzinach. Krótki postój na kawkę i szarlotkę,
zdjęcia na tle lśniącej tafli jeziora, ruszamy dalej - w kierunku Czarnego
Stawu pod Rysami.
Słońce było już wysoko na niebie, a temperatura dawała o
sobie znać. Ścieżka prowadziła stromo w górę, ale nasza determinacja była
silna. W końcu dotarliśmy do Czarnego Stawu, którego ciemna woda kontrastowała
z błękitem nieba i otaczającymi go górami. Tutaj zatrzymaliśmy się na dłużej,
żeby odpocząć i nabrać sił przed kolejnym etapem wędrówki. Barbórka usiadła na
kamieniu i oparła się o plecak. Od kilku dni walczyła z przeziębieniem, a trud
szlaku i upał zaczynały dawać jej się we znaki. „Chyba jednak nie dam rady iść
dalej,” powiedziała zmęczonym głosem. Znam ją dobrze i wiedziałem, że
przyznanie się do słabości to prawdziwe wyzwanie.
Podjęła jeszcze próbę, by wspiąć się wyżej, ale po 15 minutach ostatecznie potwierdziła, że poczeka na mnie przy Czarnym Stawie. Obiecałem łączność przez walkie talkie i ruszyłem dalej sam. Szlak prowadzący na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem stawał się coraz bardziej wymagający. Słońce prażyło, szczęśliwie szlak prowadził też cienistymi odcinkami. Strome podejścia wymagały skupienia i ostrożności. Miejscami trzeba było wspomagać się łańcuchami i klamrami. Przede mną piętrzyły się kamienne ściany. Krajobraz stawał się coraz bardziej surowy, ale widoki na lazurowe stawy wynagradzały wysiłek. W końcu dotarłem na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Zmęczony, ale pełen satysfakcji, usiadłem na skraju przepaści, spoglądając na rozciągające się wokół panoramy. Z jednej strony widziałem Morskie Oko, które wydawało się maleńką plamką wśród skalnych olbrzymów, a z drugiej otwierał się widok na Słowackie Tatry i Hińczowy Staw. Siedziałem tam przez chwilę, chłonąc piękno. Słońce było już wysoko na niebie, a jego promienie odbijały się od kamieni. Poczułem przypływ radości i spokoju. Wiedziałem, że muszę wracać do Basi, ale czułem się spełniony. Zrobiłem kilka zdjęć, by móc pokazać jej, co udało mi się zobaczyć i powoli zacząłem schodzić.
Powrót okazał się równie wymagający. Upał nie odpuszczał, a ścieżka była dosyć stroma. Każdy krok musiał być dobrze przemyślany. W końcu dotarłem do Czarnego Stawu, gdzie w cieniu czekała na mnie Basia. Spędziliśmy jeszcze chwilę nad brzegiem Czarnego Stawu, delektując się ciszą i spokojem. Potem, już razem, zaczęliśmy schodzić w dół, w kierunku Morskiego Oka.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a w powietrzu czuć było zapach górskiego lasu. Tego dnia nie zdobyliśmy przełęczy razem, ale i tak wracaliśmy szczęśliwi. Tatry znów pokazały nam swoje piękno, a my, choć zmęczeni, czuliśmy się częścią tego tatrzańskiego krajobrazu.
Podjęła jeszcze próbę, by wspiąć się wyżej, ale po 15 minutach ostatecznie potwierdziła, że poczeka na mnie przy Czarnym Stawie. Obiecałem łączność przez walkie talkie i ruszyłem dalej sam. Szlak prowadzący na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem stawał się coraz bardziej wymagający. Słońce prażyło, szczęśliwie szlak prowadził też cienistymi odcinkami. Strome podejścia wymagały skupienia i ostrożności. Miejscami trzeba było wspomagać się łańcuchami i klamrami. Przede mną piętrzyły się kamienne ściany. Krajobraz stawał się coraz bardziej surowy, ale widoki na lazurowe stawy wynagradzały wysiłek. W końcu dotarłem na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Zmęczony, ale pełen satysfakcji, usiadłem na skraju przepaści, spoglądając na rozciągające się wokół panoramy. Z jednej strony widziałem Morskie Oko, które wydawało się maleńką plamką wśród skalnych olbrzymów, a z drugiej otwierał się widok na Słowackie Tatry i Hińczowy Staw. Siedziałem tam przez chwilę, chłonąc piękno. Słońce było już wysoko na niebie, a jego promienie odbijały się od kamieni. Poczułem przypływ radości i spokoju. Wiedziałem, że muszę wracać do Basi, ale czułem się spełniony. Zrobiłem kilka zdjęć, by móc pokazać jej, co udało mi się zobaczyć i powoli zacząłem schodzić.
Powrót okazał się równie wymagający. Upał nie odpuszczał, a ścieżka była dosyć stroma. Każdy krok musiał być dobrze przemyślany. W końcu dotarłem do Czarnego Stawu, gdzie w cieniu czekała na mnie Basia. Spędziliśmy jeszcze chwilę nad brzegiem Czarnego Stawu, delektując się ciszą i spokojem. Potem, już razem, zaczęliśmy schodzić w dół, w kierunku Morskiego Oka.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a w powietrzu czuć było zapach górskiego lasu. Tego dnia nie zdobyliśmy przełęczy razem, ale i tak wracaliśmy szczęśliwi. Tatry znów pokazały nam swoje piękno, a my, choć zmęczeni, czuliśmy się częścią tego tatrzańskiego krajobrazu.
Pięknie 😊
OdpowiedzUsuńŻaden wycof nie jest zły, jeśli ma jakiekolwiek podstawy. Często pozostaje niedosyt i żal, ale lepiej zrezygnować i spróbować kolejny raz, niż coś miałoby się stać.
OdpowiedzUsuńGratuluję wycieczki, bo widoki świetne. Podoba mi się to ujęcie na Żabia Lalkę :)
Dzięki Artur. Ja miałem w planie jeszcze pocisnąć na MSC ale zostawilem na inną okoliczność
OdpowiedzUsuń