Monte Colombina 1458 m.n.p.m.
Ten dzień będzie rządził się swoimi prawami. W końcu nazwa
tej uroczej małej miejscowości (może nawet wioski) zobowiązuje – jedziemy do
Bossico, a stamtąd ruszamy w górę – a dokładnie na Monte Colombina. Oferuje ona
spektakularne widoki na jezioro, na które liczymy. Słoneczny poranek zwiastuje,
że będzie przyjemnie. Ale zanim ruszymy na szlak, po raz kolejny korzystamy z
komunikacji miejskiej i aż w ilości 4 sztuk wsiadamy do lokalnego autobusu
(linia L). Poza naszą dwójką towarzyszą nam dwie przemiłe dziarskie starsze
panie, które jadą do Bossico odwiedzić swoje rodziny na święta. Całą drogę
przysłuchujemy się ich rozmowie. Są bardzo energiczne i uśmiechają się do nas
szeroko. Jazda autobusem robi się coraz ciekawsza – wspinamy się coraz wyżej i
jak to zawsze we Włoszech (chyba nie znamy regionu o prostych drogach)
serpentyny i zwężenia to tutejsza specjalność. Kierowca rządzi! Docieramy do
miejsca docelowego – ostatni przystanek na trasie. Rozpoczynamy wędrówkę przy
uroczym kościele, który z racji świąt jest już otwarty. Słońce przyjemnie
grzeje i powoli zdobywamy wysokość. Jeszcze przyjemniej robi się, gdy docieramy
do granicy lasu. Zgodnie stwierdzamy, że szlak przypomina nasze beskidzkie
trasy. Idzie nam się naprawdę lekko i przez większą część trasy w swoim
towarzystwie. Wychodzimy z lasu i otwierają się przed nami pierwsze widoki. Co
prawda nie jest dziś za bardzo przejrzyście, ale i tak cieszymy się każdą
minutą.
Czeka nas jeszcze strome podejście na szczyt, który przypomina dużego ziemniaka. To bardzo atrakcyjne miejsce wędrówki – ludzi coraz więcej, ale wciąż daleko do tłumów na tatrzańskich szlakach. Monte Colombina pozwala na cieszenie się widokami 360 stopni – jest nawet specjalna tablica wskazująca szczyty, a nawet miejscowości we wszystkich kierunkach. Jest i Varsavia. Spędzamy na szczycie dobrą godzinę, ale czas wracać – musimy zdążyć na powrotny autobus.
Początkowo schodzimy do polany tą samą drogą, ale potem odbijamy w prawo dzięki temu możemy zrobić fajną pętlę. Po drodze mijamy kilka miejsc, które zachęcają do odpoczynku lub uzupełnienia kalorii. Widać, że Włosi spędzają świąteczny czas aktywnie i wesoło, a miejsca na ogniska są wręcz oblegane.
Sprawnie docieramy do centrum miasteczka. Okazuje się, że mamy godzinę w zapasie. Oczywiście wchodzimy do lokalnego baru na zasłużoną kawę, piwo i wino. Jest gwarno. Ciężko się przebić głosowo, ale chłoniemy tę atmosferę i dajemy się ponieść klimatowi. Mniej więcej przy trzecim kieliszku pysznego Pinota (1,5 euro! – jesteśmy w raju) do baru wchodzą nasze dziarskie koleżanki z autobusu. Uściskom nie ma końca! Cudowne osoby. Drogie Panie odprowadzają nas na przystanek autobusowy, słyszymy jeszcze jak jedna z nich instruuje kierowcę – to ten sam, który wiózł nas tutaj rano. No tak to się można rządzić! Co prawda bossico oznacza po włosku bukszpan – ale nam bardziej podoba się nasza interpretacja tej nazwy – jak się rządzić i smakować życia to tylko w Bossico! Dzień kończymy tradycyjnie – opowiadamy Inie o naszych dzisiejszych przygodach i przeżyciach i żegnamy się już, obiecując, że jeszcze tu wrócimy.
Czeka nas jeszcze strome podejście na szczyt, który przypomina dużego ziemniaka. To bardzo atrakcyjne miejsce wędrówki – ludzi coraz więcej, ale wciąż daleko do tłumów na tatrzańskich szlakach. Monte Colombina pozwala na cieszenie się widokami 360 stopni – jest nawet specjalna tablica wskazująca szczyty, a nawet miejscowości we wszystkich kierunkach. Jest i Varsavia. Spędzamy na szczycie dobrą godzinę, ale czas wracać – musimy zdążyć na powrotny autobus.
Początkowo schodzimy do polany tą samą drogą, ale potem odbijamy w prawo dzięki temu możemy zrobić fajną pętlę. Po drodze mijamy kilka miejsc, które zachęcają do odpoczynku lub uzupełnienia kalorii. Widać, że Włosi spędzają świąteczny czas aktywnie i wesoło, a miejsca na ogniska są wręcz oblegane.
Sprawnie docieramy do centrum miasteczka. Okazuje się, że mamy godzinę w zapasie. Oczywiście wchodzimy do lokalnego baru na zasłużoną kawę, piwo i wino. Jest gwarno. Ciężko się przebić głosowo, ale chłoniemy tę atmosferę i dajemy się ponieść klimatowi. Mniej więcej przy trzecim kieliszku pysznego Pinota (1,5 euro! – jesteśmy w raju) do baru wchodzą nasze dziarskie koleżanki z autobusu. Uściskom nie ma końca! Cudowne osoby. Drogie Panie odprowadzają nas na przystanek autobusowy, słyszymy jeszcze jak jedna z nich instruuje kierowcę – to ten sam, który wiózł nas tutaj rano. No tak to się można rządzić! Co prawda bossico oznacza po włosku bukszpan – ale nam bardziej podoba się nasza interpretacja tej nazwy – jak się rządzić i smakować życia to tylko w Bossico! Dzień kończymy tradycyjnie – opowiadamy Inie o naszych dzisiejszych przygodach i przeżyciach i żegnamy się już, obiecując, że jeszcze tu wrócimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)