środa, 17 sierpnia 2022

Tolminska Korita, reka Soca i inne słoweńskie atrakcje


Słowenia - Tolmin, Kobarid

Dziś rozpoczynamy ostatni etap naszego urlopu. Dwudniowy powrót przez Słowenię, a dokładnie przez Triglavski Narodowy Park i przepiękną Dolinę Soczy. Tego dnia nie mamy zbyt wiele kilometrów do przejechania, więc nie zrywamy się zbyt wcześnie rano. Po leniwym poranku czas na słoweńskie wrażenia. Pierwsza dawka już chwilę po przekroczeniu granicy w Goriza, gdzie teleportujemy się do innego świata. Do świata w tempie slowmotion. W miejscowości Solkan znajduje się pierwsza atrakcja turystyczna. Solkański Most, bo o nim mowa, to największy kamienny łukowy most kolejowy na świecie o długości 220 metrów. Sam łuk ma rozpiętość 85 metrów. Został wybudowany w 1905 roku jako połączenie kolejowe pomiędzy Triestem a Wiedniem.

Cały proces budowy nadzorował austriacki inżynier Leopold Oerley. W trakcie I wojny światowej most został zniszczony i zastąpiony tymczasową żelazną konstrukcją. W 1927 został odbudowany z wykorzystaniem ponad 4500 kamiennych elementów. Remontowany most jest nieco węższy od oryginału. W czasie II wojny światowej był wielokrotnie ostrzeliwany i niewiele brakowało, aby po raz kolejny zakończył swój żywot. Szczęśliwie został tylko lekko ranny a niemieccy żołnierze w kilka dni zdołali naprawić wojenne szkody. W 1985 wybudowano obok niego betonowego "brata", tym razem z przeznaczeniem dla ruchu samochodowego. W tym samym roku uznano go jako chroniony zabytek techniki, z którego (jako jedynego mostu w Słowenii) można legalnie oddawać skoki na bungee.







Po kolejnych kilku kilometrach dojeżdżamy do malowniczej średniowiecznej miejscowości Kanal ob Soci. Miasto jest czwartym najważniejszym miastem w regionie po Bovec, Tolmin i Kobarid. Oprócz pozostałości po II wojnie światowej – śladów z frontu Isonzo, można podziwiać fantastyczny widok na Alpy Julijskie. Głównym symbolem miasteczka jest betonowy most nad Soczą. Co roku odbywają się tutaj zawody w skokach do wody. Swój obecny widok zawdzięcza renowacji z 1920 roku. Wcześniejsze pierwotnie drewniane konstrukcje były wielokrotnie niszczone. Zatrzymujemy się przy okazji na pyszną kawę serwowaną w przytulnej kawiarence w sercu miasteczka, tuż obok Fontanny Neptuna z 1815 roku. Zanim jednak ruszymy w dalszą drogę zaglądamy do parafialnego kościółka pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP. Obecny kościół został zbudowany w stylu gotyckim w latach trzydziestych XIV wieku.








Szukając atrakcji po drodze nie sposób ominąć miasteczka Tolmin, a w szczególności wąwozu o tej samej nazwie. Śmiejemy się, że pierwszy raz w życiu jesteśmy przy korycie. Wąwóz po słoweńsku to korita – od razu wciągamy się w te lingwistyczne gry. Wąwóz Tolmin zachwyca przede wszystkim niesamowitym kolorem wody. A ta, choć niezwykle przejrzysta, przybiera obłędnie turkusowe tony. Wrażenie robią także wysokie, mokre i pokryte mchem skały wyrzeźbione przez dwie rzeki. I to jak wyrzeźbione! Niektóre wąskie i kręte fragmenty liczą sobie ledwo kilka metrów szerokości. Ścieżka jest przyklejona do wysokich skał, a obie rzeki przecinają dwa malowniczo położone mosty. Wejście do wąwozu kosztuje 10 euro, a na przejście trasy o długości około 2 km należy przeznaczyć od 1,5 do 2 godzin. Z serii nieciekawych ciekawostek Tolminska Korita to najniżej położone miejsce w całym Triglavskim Parku Narodowym, czyli połączenie wąwozów dwóch rzek: Tolminka i Zadlascica. Szlak spacerowy zgodnie z mapą prowadzi najpierw w dół do źródeł Tolminki, a potem wraca się i kieruje docelowo w górę momentami dość ostro. Ostatni etap trasy to przejście przez Diabelski Most i powrót na parking. Diabelski Most prowadzący do wsi Zadlaz-Čadrg zbudowany został w 1907 roku i przez długi czas był mostem drewnianym. Później zastąpiono go mostem żelaznym, jednak dopiero w 1966 roku został na tyle poszerzony, że mógł po nim przejechać samochód. Most wisi nad rzeką Tolminka na wysokości 60 metrów.


















Podróż doliną Soczy kontynuujemy w kierunku miasteczka Kobarid, gdzie znajduje się nasza miejscówka noclegowa. Jako że jest już późne popołudnie, a nasze spragnione żołądki wołają o posiłek idziemy do jednej z wielu lokalnych knajp. Paragony grozy nam tu niestraszne, Słowenia to bardzo przystępny cenowo kraj. Najedzeni i napojeni, a co za tym idzie szczęśliwi do granic możliwości zmierzamy ku miejscu, które nie sposób ominąć – słynnego w okolicy wodospadu Kozjak (ochrzczonego przez nas „Kojakiem”). Zauważamy, że miasteczko jest pełne rowerowych akcentów, rowery wiszą na latarniach! Okazuje się, że 22 maja przebiegał tędy 19 etap słynnego Giro d’Italia.






Po drodze mijamy Most Napoleona. Od samego początku stał tu most, który został zburzony przez Wenecjan w 1616 roku. Został zbudowany z kamienia w 1750 roku podczas przemarszu wojsk cesarskich. W czasie I wojny światowej most ten został wysadzony w powietrze, później Włosi zbudowali na jego miejscu most drewniany, a następnie żelazny. Miał on strategiczne znaczenie obronne, bowiem podczas II wojny światowej partyzanci bronili Kobarid w tym miejscu. Pamięć o tych wojennych okresach upamiętniają dwa pomniki. Idziemy dalej w kierunku wodospadu. Szlak do niego nie jest długi i mało wymagający. Barbórka naładowana kaloriami nadaje tempo. Wodospad Kozjak zasilany jest wodą spływającą z góry Krnčice (2142 m). Na trasie znajduje się w sumie sześć wodospadów, ale zwiedzić można tylko dwa z nich. Największy i najpiękniejszy nazywa się Veliki Kozjak. Spacer trwa około 25 min. i rozpoczyna się obok wspomnianego mostu Napoleona. Po leśnym odcinku wkraczamy do niewielkiego, ale jakże tajemniczego wąwozu. Jest gęsto porośnięty roślinnością i mchem, a przez jego środek płynie strumyk rzeki Kozjak, który łączy się potem z rzeką Soca. Tuż przed samym wodospadem kamienne schody prowadzą na drewnianą platformę, z której możemy podziwiać magię tego miejsca.












Fenomen tego wodospadu to otoczenie w jakim się znajduje. Otoczony wysokimi skałami sprawia wrażenie jakbyśmy byli w jaskini. Światło dzienne być może jeszcze bardziej potęgowałoby piękno tego miejsca, ale przynajmniej mamy te widoki praktycznie tylko dla siebie. Zadowoleni z pierwszych atrakcji wracamy do miasta. To jeszcze nie koniec słoweńskich doświadczeń, ale w głowie już kiełkuje myśl, że to nie będzie jednorazowa przygoda ze Słowenią.

WIĘCEJ ZDJĘĆ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)