Dolomity - Sass Aut 2555 m.n.p.m.
Takim sposobem dotarliśmy do ostatniego dnia górołażenia.
Dzisiejszy plan przewidywał to co w poprzednich latach odkładaliśmy na następny
raz. Ferrata Gadotti bo o niej mowa to znakomita trasa wysokogórska dla
zwolenników mniej zatłoczonych ścieżek. I rzeczywiście tak było. Na trasie
spotkaliśmy w sumie tylko 4 osoby. Mówię swoim towarzyszom, że jeszcze tylko
„mały wpier….ol” i do domu. Podgrupę tą tworzą szczyty zgrupowane wokół
najwyższej Valacii i jednocześnie są najdalej na zachód wysuniętym skrajem
grupy Marmolada. Mimo iż nie są zbyt wysokie ale głębokie doliny sprawiają, że
tego dnia mieliśmy najwięcej do podejścia. Tkaczyk wspominał że taka rundka
jaką sobie zaplanowaliśmy ma trwać nie więcej niż 8 godz. Po tym dniu mogę
śmiało zmienić refren kapeli Tilt na: „nie wierzę przewodnikom, nie!”
Startujemy spod restauracji Soldonella z poziomu 1415 m a do pierwszego
checkpoint’u czyli kapsuły biwakowej Zeni mamy blisko 700 m podejścia. Patrząc
na mapę i poziomice myślę sobie, że dobra rozgrzewka na początek. Doszliśmy tam
w niecałe dwie godziny czyli nie jest z nami aż tak źle. A trasa była żmudna i
miała chyba z milion zakosów. Z tego miejsca niewiele widać prócz urwistych
ścian otaczających kocioł w którym jesteśmy.

![]() |
Biwak Zeni (4 łóżka) |
Kocioł Valacia |
Posilamy się i obserwujemy
pierwszą parę turystów, którzy zmagają się z ferratą. No i czas na nas.
Zakładamy potrzebny szpej i ruszamy w standardowej dla nas kolejności. Podobno
sam początek jest najtrudniejszy na całej trasie. Niby wspinaczka w górę potem
trawers w sporej ekspozycji. No jakoś nie było trudno. Cała pierwsza część
ferraty to na zmianę: ubezpieczona droga i zakosy po stromych trawiastych
upłazach.
Colac |
Całkiem przyjemna trasa i w mapowym czasie oraz doborowych humorach
docieramy na grań 2405 m. Najpierw jeszcze spacer w prawo na trawiasty szczyt
Sass da less Doudes roboczo przez nas nazwany DUDA (bez politycznych skojarzeń
proszę). Fajne widoczki z niego się pojawiają. Widać z niego grupę Catinaccio,
widać grupę Sassolungo, widać też i Sellę, Marmoladę i Latemar. Widać też
dalszą naszą trasę. Z tego miejsca wygląda co najmniej groźnie. Piętnaście
minut leżingu i ruszamy dalej.
Na kolejny szczyt Sass Aut podchodzimy drugą
częścią tej ferraty. Ten fragment nawet Makak ocenił na 10/10. Rzeczywiście
szło się jak po sznurku, idealne stopnie końcówka w głębokiej rynnie i te
widoki naokoło.
Zaraz za rynną rozpościerają się łąki na prawie 2550 m. postanawiamy chwilkę pofocić bo warunki są i zmierzamy dalej po gęsto porośniętych trawą wapiennych skałach aż napotykamy głęboką dziurę. To właśnie w tym miejscu rozpoczyna się kolejna ferrata Sass Aut.
A miało być tak pięknie.
Niestety nie było już wygodnych stopni i krótkich kroków. Na niej to nawet i ja
parę razy się „spociłem”. Nie znaleźliśmy też na jej końcu „ogromnego głazu
zaklinowanego w rynnie”. Być może była to wina, że zbytnio skupiliśmy się na
zejściu a słońce przygrzało solidnie.
W tym miejscu wyprzedza nas para Włochów a my widzimy jeszcze sporo drogi przed nami. Od ostatniej tabliczki tempo nam siadło i w tym miejscu jesteśmy jakieś 45 min w plecy. Wg mapy jesteśmy na Forcella Baranchie a tabliczka obok mówi co innego. Do tej przełęczy mamy pół godziny trawersując piargi. Na już prawidłowej Baranchie zaczepiają nas ci włosi i pytają gdzie wogóle są. Startowali tez spod biwaku i myśleli, że są na szczycie Sass Aut. Łamaną włosko-angielszczyzną dogadujemy się, że idziemy w stronę rifugio i potem dalej tym cholernym asfaltem doliną Valle del Monzoni do auta. To oni że idą z nami żebyśmy ich zaprowadzili, bo też mają przy tej asfaltówce auto tylko znacznie wyżej i bliżej niż nasze.
Tak wytargowaliśmy, że my im pomożemy a oni nas podwiozą do naszego samochodu. Już w piątkę schodzimy najpierw na Forcella Costela i do rifugio omijając szczyt Punta Valacia. Koniec końców samochód mieli jakieś 250 metrów niżej niż opisywali ale i tak zaoszczędziliśmy dobrą godzinę dreptania.
Latemar |
Marmolada |
Sassolungo i Sella |

Roda di Vael |
Torri del Vaiolet |
Sass Aut |
Catinaccio w głębi |
Zaraz za rynną rozpościerają się łąki na prawie 2550 m. postanawiamy chwilkę pofocić bo warunki są i zmierzamy dalej po gęsto porośniętych trawą wapiennych skałach aż napotykamy głęboką dziurę. To właśnie w tym miejscu rozpoczyna się kolejna ferrata Sass Aut.

Sassolungo |


![]() |
nie mogło być tak do końca? |
W tym miejscu wyprzedza nas para Włochów a my widzimy jeszcze sporo drogi przed nami. Od ostatniej tabliczki tempo nam siadło i w tym miejscu jesteśmy jakieś 45 min w plecy. Wg mapy jesteśmy na Forcella Baranchie a tabliczka obok mówi co innego. Do tej przełęczy mamy pół godziny trawersując piargi. Na już prawidłowej Baranchie zaczepiają nas ci włosi i pytają gdzie wogóle są. Startowali tez spod biwaku i myśleli, że są na szczycie Sass Aut. Łamaną włosko-angielszczyzną dogadujemy się, że idziemy w stronę rifugio i potem dalej tym cholernym asfaltem doliną Valle del Monzoni do auta. To oni że idą z nami żebyśmy ich zaprowadzili, bo też mają przy tej asfaltówce auto tylko znacznie wyżej i bliżej niż nasze.
Tą czarną rysą schodziliśmy |
Munciogn (tą granią jest poprowadzona nowa ferrata) |
Sas da le Undesh |
Rifugio Valacia |
Tak wytargowaliśmy, że my im pomożemy a oni nas podwiozą do naszego samochodu. Już w piątkę schodzimy najpierw na Forcella Costela i do rifugio omijając szczyt Punta Valacia. Koniec końców samochód mieli jakieś 250 metrów niżej niż opisywali ale i tak zaoszczędziliśmy dobrą godzinę dreptania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)