piątek, 13 lipca 2018

Daleko jeszcze?

 Dolomity - Sass Aut 2555 m.n.p.m.

Takim sposobem dotarliśmy do ostatniego dnia górołażenia. Dzisiejszy plan przewidywał to co w poprzednich latach odkładaliśmy na następny raz. Ferrata Gadotti bo o niej mowa to znakomita trasa wysokogórska dla zwolenników mniej zatłoczonych ścieżek. I rzeczywiście tak było. Na trasie spotkaliśmy w sumie tylko 4 osoby. Mówię swoim towarzyszom, że jeszcze tylko „mały wpier….ol” i do domu. Podgrupę tą tworzą szczyty zgrupowane wokół najwyższej Valacii i jednocześnie są najdalej na zachód wysuniętym skrajem grupy Marmolada. Mimo iż nie są zbyt wysokie ale głębokie doliny sprawiają, że tego dnia mieliśmy najwięcej do podejścia. Tkaczyk wspominał że taka rundka jaką sobie zaplanowaliśmy ma trwać nie więcej niż 8 godz. Po tym dniu mogę śmiało zmienić refren kapeli Tilt na: „nie wierzę przewodnikom, nie!”
Startujemy spod restauracji Soldonella z poziomu 1415 m a do pierwszego checkpoint’u czyli kapsuły biwakowej Zeni mamy blisko 700 m podejścia. Patrząc na mapę i poziomice myślę sobie, że dobra rozgrzewka na początek. Doszliśmy tam w niecałe dwie godziny czyli nie jest z nami aż tak źle. A trasa była żmudna i miała chyba z milion zakosów. Z tego miejsca niewiele widać prócz urwistych ścian otaczających kocioł w którym jesteśmy.

Biwak Zeni (4 łóżka)

Kocioł Valacia

Posilamy się i obserwujemy pierwszą parę turystów, którzy zmagają się z ferratą. No i czas na nas. Zakładamy potrzebny szpej i ruszamy w standardowej dla nas kolejności. Podobno sam początek jest najtrudniejszy na całej trasie. Niby wspinaczka w górę potem trawers w sporej ekspozycji. No jakoś nie było trudno. Cała pierwsza część ferraty to na zmianę: ubezpieczona droga i zakosy po stromych trawiastych upłazach. 




Colac

Całkiem przyjemna trasa i w mapowym czasie oraz doborowych humorach docieramy na grań 2405 m. Najpierw jeszcze spacer w prawo na trawiasty szczyt Sass da less Doudes roboczo przez nas nazwany DUDA (bez politycznych skojarzeń proszę). Fajne widoczki z niego się pojawiają. Widać z niego grupę Catinaccio, widać grupę Sassolungo, widać też i Sellę, Marmoladę i Latemar. Widać też dalszą naszą trasę. Z tego miejsca wygląda co najmniej groźnie. Piętnaście minut leżingu i ruszamy dalej.

Latemar

Marmolada

Sassolungo i Sella




Roda di Vael

Torri del Vaiolet


Sass Aut
Na kolejny szczyt Sass Aut podchodzimy drugą częścią tej ferraty. Ten fragment nawet Makak ocenił na 10/10. Rzeczywiście szło się jak po sznurku, idealne stopnie końcówka w głębokiej rynnie i te widoki naokoło.

Catinaccio w głębi




Zaraz za rynną rozpościerają się łąki na prawie 2550 m. postanawiamy chwilkę pofocić bo warunki są i zmierzamy dalej po gęsto porośniętych trawą wapiennych skałach aż napotykamy głęboką dziurę. To właśnie w tym miejscu rozpoczyna się kolejna ferrata Sass Aut.








Sassolungo




nie mogło być tak do końca?
A miało być tak pięknie. Niestety nie było już wygodnych stopni i krótkich kroków. Na niej to nawet i ja parę razy się „spociłem”. Nie znaleźliśmy też na jej końcu „ogromnego głazu zaklinowanego w rynnie”. Być może była to wina, że zbytnio skupiliśmy się na zejściu a słońce przygrzało solidnie.








W tym miejscu wyprzedza nas para Włochów a my widzimy jeszcze sporo drogi przed nami. Od ostatniej tabliczki tempo nam siadło i w tym miejscu jesteśmy jakieś  45 min w plecy. Wg mapy jesteśmy na Forcella Baranchie a tabliczka obok mówi co innego. Do tej przełęczy mamy pół godziny trawersując piargi. Na już prawidłowej Baranchie zaczepiają nas ci włosi i pytają gdzie wogóle są. Startowali tez spod biwaku i myśleli, że są na szczycie Sass Aut. Łamaną włosko-angielszczyzną dogadujemy się, że idziemy w stronę rifugio i potem dalej tym cholernym asfaltem doliną Valle del Monzoni do auta. To oni że idą z nami żebyśmy ich zaprowadzili, bo też mają przy tej asfaltówce auto tylko znacznie wyżej i bliżej niż nasze.

Tą czarną rysą schodziliśmy


Munciogn (tą granią jest poprowadzona nowa ferrata)

Sas da le Undesh


Rifugio Valacia

Tak wytargowaliśmy, że my im pomożemy a oni nas podwiozą do naszego samochodu. Już w piątkę schodzimy najpierw na Forcella Costela i do rifugio omijając szczyt Punta Valacia. Koniec końców samochód mieli jakieś 250 metrów niżej niż opisywali ale i tak zaoszczędziliśmy dobrą godzinę dreptania.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)