Dolomity - Forcella de Formin 2462 m.n.p.m.
To miał być piękny i widokowy dzień wokół mniej znaczącego
pod względem wysokości pasma Croda di Lago. Taki też był, a zjawiskowe widoki
nie zapowiadały katastrofy pod hasłem: la batteria è morta! Co oznacza po włosku, że padł akumulator.
Ale zacznijmy od
tych pozytywnych wrażeń. O 9 rano parkujemy auto u wejścia na szlak nr 437 w
stronę malowniczego jeziorka Lago de Federa leżącego u podnóża Croda di Lago.
Docieramy do niego w bardzo przyjemnym anturażu leśnych dróg, zielonych łąk i
pierwszych widoków na wysokie szczyty. W drodze nad jeziorko dochodzimy do
punktu widokowego.
Spoglądamy na wysuwające się: Nuvolau, Cinque Torri, Tofany,
a także leżącą u podnóża Cortinę d’Ampezzo. Obowiązkowa sesja zdjęciowa i
ruszamy dalej.
 |
Cinque Torri |
 |
Averau |
 |
Tofana di Rozes Punta Anna |
Pniemy się w górę ciekawymi zakosami, by po 20 minutach dotrzeć
do schroniska znajdującego się nad jeziorem de Fedara. Widoki wprawiają nas w
osłupienie a to dopiero początek! Odsłaniają się nam całe masywy i ich szczyty:
Sorapis, Tofany, Cristallo, Antelao. W ochach i achach siedzimy dłuższą chwilę
na tarasie schroniska, chroniąc nasze gardła wybornym włoskim piwem – bo
przecież o zdrówko trzeba dbać. Słońce, niebieskie niebo nad nami i dobry
nastrój towarzyszą nam do zejścia.
 |
Cristallo |
 |
Tre (due) Cime |
 |
Antelao |
 |
Sorapis |
 |
Beco de Mezodi |
Po godzinnej przerwie ruszamy dalej w
kierunku przełęczy
Ambrizzola, która znajduje się na wysokości
2277
m. Szlak stopniowo wznosi się ku górze, a my przystajemy co
chwilę, żeby napatrzyć się na okoliczne masywy Cristallo, grań Pamagagnon i
Sorapis oraz Antelao.
Po niecałej
godzince dochodzimy do przełęczy – na prowadzenie wysunął się Marek, który stoi zdumiony. Na pytanie:
„co tam jest po drugiej stronie?” , Marek odwraca się i mówi: „wyobraźcie
sobie, że tam są kolejne Dolomity!”. Uśmiechamy się szeroko, bo to przecież
oczywista oczywistość! Ale żeby było śmiesznie na przełęcz musimy wejść przez
kołowrotek. Naszym oczom ukazuje się Monte Pelmo a w oddali pobłyskująca
Marmolada i zielone łąki – jest bosko!
 |
Marmolada |
 |
Monte Pelmo |
 |
Civetta |
 |
Croda di Lago |
Próbujemy prześcignąć się w wymyślaniu
nowych pozycji zdjęciowych: są podskoki, stanie na głowie, pozycja na filozofa,
pozycja leżąca, pozycja na lenia i pozycja pt. Mam tę moc!
Ruszamy po dobrych
30 minutach zabawy, bo jeszcze połowa drogi przed nami. Czeka nas najpierw
żmudne podejście na kolejną przełęcz. Zmieniamy więc szlak na 435 i zmierzamy
do przełęczy Formin na wysokość 2462 metrów. Docieramy do niej dosyć sprawnie,
ostrożnie jednak zwracamy uwagę na oznakowanie, które prowadzi najpierw przez
płaskowyż, by potem rozpocząć zejście niewygodnym i mozolnym terenem tworzonym
przez kamienie i piargi.





W końcu osiągamy granicę lasu i wchodzimy na leśną
ścieżkę, która prowadzi nas do skrzyżowania szlaków, w tym naszego 434, którym
rozpoczęliśmy wędrówkę rano. W dobrych nastrojach docieramy do samochodu. Wsiadamy,
uruchamiam silnik, a tu po kilku sekundach słychać tylko „tzt” i dupa. W
pierwszym momencie pojawia się szok, niedowierzanie. Jeszcze synapsy mózgowe
nie dają właściwych sygnałów, że oto w Dolomitach, na jakimś „zadupiu” samochód
zastrajkował… Po chwili dociera do wszystkich naszych mózgów, że jednak
nastąpiła ta chwila! Męska część przerażona i pełna nerwów, Basia zaczyna
rzucać pomysłami. Sprawdzamy bezpieczniki, potem dzwonimy do zaprzyjaźnionego
mechanika i ogłaszamy wstępny wyrok: padł akumulator! No to trzeba pchać, ale jak
pchać, to trzeba z górki popchać! No to Basia i Marek pchają, uruchomiliśmy
maszynę - no dobra, ale co dalej? No nic
najpierw podjeżdżamy 20 zakrętów na Passo Giau potem zjeżdżamy w dół, tylko 30
zakrętów, dusze mamy na ramieniu. Każdy myśli co to będzie. W końcu
zjeżdżamy do podnóża miasteczka Alleghe,
stajemy na parkingu – myśli parują.
Basia wyskakuje z samochodu i od razu kieruje się do stojącego obok
auta, w którym ktoś siedzi.Facet wygląda na przestraszonego. Pyta go o mechanika – coś długo gada. W końcu
oznajamia, że mechanik niedaleko, tylko 3 km i że mamy jechać za tym gościem.
Dojeżdżamy do mechanika, wychodzi Pan w wieku 60+, no to teraz jak tu się
dogadać. No to Basia zaczyna, że akumulatore … e to nie to słowo – w końcu pada
batteria. Batteria is dead! Kaput! Zrobiła tylko „tzt” i finito! Mechanik
popatrzył, postukał, posprawdzał kabelkami i potwierdził, że finito. Poszedł
poszukać nowego, ale jak się okazało – fordy mają rozmiary niestandardowe. I
takiego akumulatora nie ma dziś przy sobie. No to Basia ciągnie rozmowę – czy
da radę załatwić nowy. Chwila niepewności i następnego dnia o 10 mamy stawić
się na wymianę. Jedziemy więc na pobliski camping, żeby odzyskać siły i
wyprostować nadszarpnięte nerwy. Przymusowy postój okazuje się nie być taki
zły, jest znacznie cieplej niż na poprzednim campingu a i miejscówka ładna.
Następnego dnia mechanico odwiedza nas, żeby odpalić samochód, a po 30 minutach
ford dostaje nowe życie, czerpiąc prąd z włoskiego akumulatora. Jeszcze
upewniamy się, czy alternatore (ten język włoski) jest okej. A w międzyczasie
mechanik podpytuje skąd dokładnie jesteśmy i czy to północ czy południe Polski.
Basia pyta go, czy jest kibicem piłki nożnej – na co oburzony wykrzykuje, że
woli skoki narciarskie. Ba! Sam był mistrzem w skokach jako junior. Zna naszego
Małysza – no nasza przygoda kończy się sympatycznie, serdecznie żegnamy naszego
wybawcę i ruszamy w kierunku nowego (i jak się potem okazało bardzo fajnego)
campingu w miejscowości Ciampitello di Fassa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)