Tatry - Jagnięcy Szczyt 2229 m.n.p.m.
- Mam zielone światło na urlop – powiedziała mi Basia.
- Oki to teraz moja kolej, aby mi dali.
Tak się zaczęło moje „dziobanie”, aby wykorzystać trzy dni
urlopu nagrodowego w pracy. Koniec końców udało się dostać i przedłużyć długi
sierpniowy weekend. Wybieramy Tatry Słowackie. Tam Basia ma jeszcze sporo do
nadrobienia. Po 4 godzinach jazdy stajemy na krótką drzemkę w Nowym Targu i
następnie na parkingu przy Białej Wodzie parkingowy kasuje 6 euro, zaskakując
przy tym znajomością miejscowości z tablic rejestracyjnych. Dziś miało być lajtowo, więc wybieramy Jagnięcy Szczyt.
Trasa do schroniska mija nam dosyć szybko. W międzyczasie
mijamy Kovalcikową Polanę i się śmiejemy, że mamy swoje miejsce w Tatrach. Pokazuję
swojej połówce i opisuję szczyty i
opowiadam o planach jakie mam na przyszłość. To już jej nie przypadło do gustu.
Po wypiciu wielkiej szklany kofoli zaczynamy się piąć na stromy próg Doliny
Jagnięcej gdzie dopada mnie cukrowy kryzys. Przy Czerwonym Stawie uzupełniam
braki ale Basia ma dalej nietęgą minę. Widzę, że coś się dzieje niedobrego.
Następuje „wyjęcie baterii” i na wysokości ok. 1900 m Basia mówi, że dalej nie
pójdzie i powoli będzie sobie schodziła.
Mamy się spotkać przy schronisku, więc
ja ekspresowym tempem skracając gdzie się da, wbijam się na szczyt. Widoki jakie
miałem będąc tam ostatnio, były wzorowe. Tym razem ciemne chmury przewalające
się przez niebo ograniczają je. Mimo to postanawiam posiedzieć chwilę. Miałem
pomysł, aby zejść sobie Koperszadzką Granią, ale pomyślałem, że za długo by to
czasu zajęło i Barbara zaczęła by się martwić.





Schodzę więc szlakiem jak biały
człowiek wyglądając ostrego odbicia w lewo na Kołowym Przechodzie. Będąc tam
pierwszy raz zapędziłem się dalej w stronę Kołowej Przełęczy, więc wiem że
należy być uważnym. Takiej wiedzy chyba nie miała czwórka turystów, którą
zawróciłem na dobra drogę. Po 50 minutach jesteśmy już w komplecie przy
schronisku.
Basia przygruchała sobie przy Czerwonym Stawie dwójkę polaków i tak
sobie spędziła czas na pogawędce. Droga powrotna doliną równie szybko minęła
jak i w górę. Pozostało nam jeszcze zjeść coś pożywnego kąpiel i spać. Tak też
się stało. Gdy na niebie świeciło jeszcze słońce my już smacznie spaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)