czwartek, 30 sierpnia 2018

Zdążyć przed deszczem

 Tatry - Jagnięcy Szczyt 2229 m.n.p.m.

- Mam zielone światło na urlop – powiedziała mi Basia.
- Oki to teraz moja kolej, aby mi dali.

Tak się zaczęło moje „dziobanie”, aby wykorzystać trzy dni urlopu nagrodowego w pracy. Koniec końców udało się dostać i przedłużyć długi sierpniowy weekend. Wybieramy Tatry Słowackie. Tam Basia ma jeszcze sporo do nadrobienia. Po 4 godzinach jazdy stajemy na krótką drzemkę w Nowym Targu i następnie na parkingu przy Białej Wodzie parkingowy kasuje 6 euro, zaskakując przy tym znajomością miejscowości z tablic rejestracyjnych. Dziś miało być lajtowo, więc wybieramy Jagnięcy Szczyt.

Trasa do schroniska mija nam dosyć szybko. W międzyczasie mijamy Kovalcikową Polanę i się śmiejemy, że mamy swoje miejsce w Tatrach. Pokazuję swojej połówce  i opisuję szczyty i opowiadam o planach jakie mam na przyszłość. To już jej nie przypadło do gustu. 


Po wypiciu wielkiej szklany kofoli zaczynamy się piąć na stromy próg Doliny Jagnięcej gdzie dopada mnie cukrowy kryzys. Przy Czerwonym Stawie uzupełniam braki ale Basia ma dalej nietęgą minę. Widzę, że coś się dzieje niedobrego. Następuje „wyjęcie baterii” i na wysokości ok. 1900 m Basia mówi, że dalej nie pójdzie i powoli będzie sobie schodziła.




Mamy się spotkać przy schronisku, więc ja ekspresowym tempem skracając gdzie się da, wbijam się na szczyt. Widoki jakie miałem będąc tam ostatnio, były wzorowe. Tym razem ciemne chmury przewalające się przez niebo ograniczają je. Mimo to postanawiam posiedzieć chwilę. Miałem pomysł, aby zejść sobie Koperszadzką Granią, ale pomyślałem, że za długo by to czasu zajęło i Barbara zaczęła by się martwić.






Schodzę więc szlakiem jak biały człowiek wyglądając ostrego odbicia w lewo na Kołowym Przechodzie. Będąc tam pierwszy raz zapędziłem się dalej w stronę Kołowej Przełęczy, więc wiem że należy być uważnym. Takiej wiedzy chyba nie miała czwórka turystów, którą zawróciłem na dobra drogę. Po 50 minutach jesteśmy już w komplecie przy schronisku.

Basia przygruchała sobie przy Czerwonym Stawie dwójkę polaków i tak sobie spędziła czas na pogawędce. Droga powrotna doliną równie szybko minęła jak i w górę. Pozostało nam jeszcze zjeść coś pożywnego kąpiel i spać. Tak też się stało. Gdy na niebie świeciło jeszcze słońce my już smacznie spaliśmy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)