czwartek, 16 stycznia 2020

Pogoda rozdaje karty




Azory - dzień piąty
Prognozy na piąty dzień naszej azorskiej przygody przewidywały względnie ładną pogodę i dużą dawkę słońca. Naszym głównym celem na ten dzień jest wejście na najwyższy szczyt na wyspie Pico da Vara. Pozostaje nam zarejestrować wejście online i czekać na kolejny poranek. Rano przy śniadaniu (jak każdego dnia) sprawdzamy pogodę i wspólnie stwierdzamy, że może się udać. Po śniadaniu ruszamy ku szczytowi. Z każdą minutą jazdy niebieskie niebo staje się coraz bardziej szare. Do miejsca, gdzie szlak rozpoczyna się szlak wjeżdżamy szutrową drogą w górzysty teren, mijając się kilka razy z ciężarówkami, wywożącymi drzewo. Gdy jesteśmy już na miejscu zatrzymujemy się w najszerszym miejscu drogi, gdyż nie ma tam żadnego parkingu. Stoi za to jeszcze jedno auto, czyli ktoś jest na szlaku. Niestety poziom chmur jest mniej więcej na naszej wysokości, a deszcz solidnie siąpi.
Lucy też od rana jakaś milcząca i po kilku próbach wyciągamy od niej informacje, że ma problemy z żołądkiem. Spływające strumienie wody po szlaku pomogły nam w decyzji o odpuszczeniu zdobywania szczytu. Przecież i tak na górze nie będzie nic widać, a odhaczanie szczytu nigdy nie było naszym celem. Robimy kilka fotek i wracamy do cywilizacji.





Po godzinnej krętej podróży zatrzymujemy się Faial da Terra. Jest to maleńka wioska rybacka z dawnym portem dla wielorybników. Dziewczyny idą w poszukiwaniu kawiarni a ja idę zobaczyć kolejny wodospad. Basia aż się zaśmiała na ten pomysł i zapytała:
- nie za dużo już tych wodospadów?
Okazuje się, że wodospad oddalony jest o jakieś dwa kilometry, więc dziewczyny zdążą się napić kawy i zjeść ciacho. Salto do Prego to niewielki wodospad w środku lasu. Szlak do niego prowadzący jest łatwy i nieco stromy. Po drodze spotykam kilkanaście kogutów, które dają się fotografować z bardzo bliska. Pora wyjść z tego wilgotnego i intensywnie parującego lasu.













Udajemy się w dalszą drogę na zachód. Chwilę po tym, jak wyjechaliśmy na główną drogę ukazuje się drogowskaz na Miradouro do Pico dos Bodes. Na sam szczyt nie wjechaliśmy - trochę się przestraszyłem naruszenia zawieszenia w wypożyczonym aucie, ale nieco niżej piękno zielonych pól i błękit oceanu też prezentują się ładnie. 





Przeszukując informacje o Azorach natknąłem się na informacje o przepięknym trakcie obsadzonym drzewami o charakterystycznej pomarańczowej korze. Przypadkowo natknęliśmy się na to cudo natury. 






Jadąc dalej do fabryki ceramiki po drodze zatrzymujemy się na dwóch punktach widokowych. Pierwszy Miradouro da Lomba do Cavaleira znajduje się na "wylocie" z Povoacao i oferuje ograniczone widoki na w/w miasteczko i zatokę. Drugi punkt to Miradouro Pico do Ferro. Znajduje się nad miasteczkiem Furnas, które odwiedzaliśmy drugiego dnia. Góry, jezioro, zielone pola takie widoki właśnie oferuje to miejsce. Przy słonecznej pogodzie pewnie byłyby obłędne, ale my bierzemy co nam dają. 






Jedziemy do miasta Lagoa. Tam właśnie mieści się Ceramica Viera, czyli fabryka ceramiki. Odwiedzając to miejsce możemy zajrzeć praktycznie w każdy kąt, przyjrzeć się poszczególnym etapom produkcji lokalnych cudów w postaci tradycyjnych dla Portugalii kafelków azulejos, talerzyków czy kubków a na koniec kupić jedno z ich ręcznie wytwarzanych cudów. Fabryka powstała w 1862 roku i do tej pory jest w posiadaniu jednej rodziny. 








Z Lagoa jedziemy do Faja de Baixo na plantacje ananasów Santo Antonio. Nigdy nie widzieliśmy jak rosną ananasy, dlatego nie chcemy przepuścić takiej okazji. Przewodnik, zarazem jeden z pięciu stałych pracowników plantacji, oprowadza nas po szklarniach i opowiada co nieco. Dowiedzieliśmy się, że, aby ananas dojrzał potrzeba około 30 miesięcy od momentu zasadzenia. W tym czasie roślina jest kilkakrotnie przesadzana do kolejnej szklarni, zwiększając również przy tym odległość pomiędzy roślinami. Basia nie byłaby sobą, gdyby czegoś w trakcie oprowadzenia nie skomentowała, dlatego, jak tylko weszła do szklarni rzuciła do przewodnika, że krzaczki przypominają bardziej plantację marihuany - wolę się nie zastanawiać skąd wie jak wygląda taka plantacja  - podobno znajomy widział (ha ha ha). 





Ostatni punkt dnia to Ponta Delgada. Dużo czasu tam nie spędzamy, ale odwiedzamy przydrożny targ usytuowany w centrum miasta, mimo już późnej pory, jest wiele stoisk, na których oczywiście królują ananasy. Stały punkt przy zwiedzaniu Ponta Delgady to Portas da Cidade, czyli brama o trzech łukach z 1783 roku. Wchodzimy jeszcze na wieżę widokową, która znajduje się w budynku ratusza i wracamy do domu. 












Takie ekspresowe zwiedzanie. Cóż zrobić, jak jesteśmy miłośnikami natury.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)