Podekscytowani pierwszym dniem, kolejny planujemy spędzić na wschodzie wyspy. Nie trzeba wcześnie się zrywać, gdyż od miejsca docelowego dzieli nas tylko 11 km. Ponta Sao Laurenco, bo o tym skrawku ziemi mówimy, czyli szlak PR8 to gwarancja zobaczenia najlepszych klifowych scenerii na Maderze. Ten półwysep zresztą jak cała wyspa jest zbudowana głównie z bazaltu. Półpustynny klimat i duża ekspozycja na wiatr na całej trasie wyjaśniają brak drzew, co wyróżnia go od pozostałej zalesionej części Madery. A w rezultacie brak cienia może nieść za sobą skutki solidnej opalenizny, o czym przekonamy się wieczorem. Zapowiada się piękny dzień. Dojeżdżając na parking jesteśmy zdziwieni, że jest jeszcze sporo wolnych miejsc, jednak za chwile okaże się jaki jest powód tej sytuacji. Przy wejściu na szlak strażnicy parku zawracają wszystkich, ponieważ dzisiaj wszystkie znakowane szlaki maderskie zostały właśnie zamknięte. Do wyspy zbliża się niż przynoszący ze sobą silne wiatry i dużo opadów. WTF!!! No ale jak to tak? Póki co nie odczuwamy żadnych klimatycznych symptomów tego niżu. Idziemy na pobliskie wzgórze i naszym oczom ukazuje się rzesza turystów wędrujących szlakiem. Bijemy się z myślami co robić. Przecież ten wiatr jest ledwo odczuwalny, a wszystkie radary pogodowe pokazują lekkie pogorszenie pogody dopiero popołudniu.
Po drodze jest świetny punkt widokowy, z którego można podziwiać Sao Lourenco z innej perspektywy. Ponta do Rosto to punkt obserwacyjny na strome przybrzeżne klify. Jest to dosyć bezpieczne miejsce. Metalowe barierki zabezpieczają nierozważnego turystę od tragedii. Podziwiamy widoki, pstrykamy foty, ogólnie cieszymy się chwilą.
Jest jeszcze jedno „Ponte”, którego nie odpuszczamy. Ponte do Bode to miejsce, gdzie kończy się Verada do Larano, a konkretniej przedłużenie tego szlaku aż do Canical. Miejsce to przez mieszkańców nazywane jest jako „Mars na Maderze. Skały tam są koloru czerwonego a niezwykłe ich formacje przypominają kopce termitów. Kolejne bardzo malownicze miejsce odwiedzone, a ludzi brak.
Wracając do Machico idziemy pospacerować po tamtejszej starówce, odwiedzamy jedną z nielicznych piaszczystych plaż na wyspie i kosztujemy najlepszej naszym zdaniem ponczy na Maderze, a trochę ich pokosztowaliśmy. Wersja z marakują wygrała. Gwoli wyjaśnienia to tradycyjny napój alkoholowy, który na stałe wpisał się w koloryt kulturowy Madery. Główne składniki Poncha de Madeira to rum, świeży sok z cytryny, pomarańczy lub inny owoc (np. marakuja) i miód. Czasem dodaje się również inne składniki, cukier trzcinowy, czy świeże owoce, aby nadać mu różnorodności smakowej. Podsumowując, dzień należy do bardzo udanych.
Mieliśmy obawy co do wędrówki na zakazie, ale patrząc przez pryzmat czasu spędzonego na wyspie to była dobra decyzja, gdyż taka pogodowa okazja miała już nie nadejść – niż Lawrence objawił swoje dzikie moce.
Laurenco na nielegalu i z przygodami 😉
OdpowiedzUsuńLaurenco na nielegalu i z przygodami 😉
OdpowiedzUsuń