czwartek, 25 listopada 2021

Un sorso di storia


 

Sycylia - dzień piąty.

Budzimy się kolejnego dnia nieco przygnębieni. Czeka nas szybkie pakowanie i opuszczenie tego wspaniałego miejsca i naszego przesympatycznego gospodarza. Przy śniadaniowych rozmowach, delektując się ostatnią przepyszną włoską domową kawą, mija nam prawie godzina. Ale czas nas nagli. Mamy do pokonania około 400 km,a po drodze dwie atrakcje warte zobaczenia. Wsiadamy w naszą srebrną strzałę i z rykiem aż 80 koni mechanicznych ruszamy ku dalszej przygodzie. Pierwsze dwie godziny trasy upływają nam na rozmowie o śmieciach i niedbalstwie Sycylijczyków w tym zakresie. Zastanawiamy się, dlaczego na tak pięknej wyspie zalegają tony śmieci. Podobno to efekt niedogadania się służb miejskich z oczyszczalniami i spalarniami. Mafia jest w tym temacie szarą eminencją, która kontroluje spalarnie. A burmistrzowie miast (w zachodniej Sycylii) specjalnie nakazali usunąć kosze na śmieci i wielkie pojemniki, żeby ludzie z Palermo zobaczyli, czym mogą grozić takie konflikty.

Tymczasem na niebie wiszą niskie chmury, a my docieramy do Punta Grande, małej miejscowości niedaleko Agrigento. To właśnie tutaj czeka na nas nasza pierwsza atrakcja tego dnia. Scala dei Turchi, czyli Schody Tureckie. Jest to biały klif wapienny, który schodzi stromo do samego morza. Tysiące lat deszczu i wiatru wyrzeźbiły w klifie schody, którymi według miejscowej legendy piraci z zacumowanych na spokojnych wodach statków arabskich i tureckich wspinali się na szczyt klifu atakując okolicznych mieszkańców. Stąd Sycylijczykom słowo Turchi kojarzy się negatywnie. Wskazuje bowiem na wszystkie te populacje, które zajmowały się piractwem. Z przydrożnego parkingu ruszamy na plażę. Mamy do pokonania kilkanaście drewnianych schodów. Po krótkiej chwili stajemy na piaszczysto-kamiennej plaży i ruszamy w stronę klifu. 







Jest ciepło, ale - jak to bywa nad morzem - dosyć wietrznie. Dochodzimy do miejsca, w którym wchodzimy na skałę. Kontakt ze skałą wbija mnie w niezłą konsternację. Skała jest dosyć miękka i bez problemu można krawędzią buta szybko ją porysować, a nawet niechcący wyżłobić otwory. Oczywiście stąpamy po niej ostrożnie, żeby nie uszkodzić tego cudu natury. Szanujemy naturalne środowisko. Turystów jest sporo, ale udaje nam się uchwycić piękne kadry bez dodatkowych mistrzów drugiego, a nawet trzeciego planu. 
















Spędzamy tam ponad godzinę, chłonąc widoki. Czas na powrót. Jeszcze zanim ruszymy dalej wstępujemy do pobliskiej restauracji na obiad. Zaspokajamy wszystkie zmysły, było coś dla duszy, a teraz coś dla ciała. Obiad z takim widokiem smakuje wybornie – Barbórka jak zwykle na fali pistacjowego Love. Wsiadamy w nasz wehikuł i ruszamy dalej. Tym razem podróż nie będzie trwała długo, już po 10 minutach zatrzymujemy się na parkingu przed kolejną atrakcją: Valle dei Templi. Dolina Świątyń jest jednym z najważniejszych terenów archeologicznych na Sycylii i najważniejszym śladem istnienia Wielkiej Grecji. To sporych rozmiarów stanowisko archeologiczne znajduje się około 3 km od współczesnego centrum Agrigento. Dolina w 1997 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO, choć nazwa jest mało precyzyjna, gdyż zabytki znajdują się na wzniesieniu. Najważniejszymi odkryciami są ruiny doryckich świątyń, a także inne struktury, które wykorzystywano w czasach późniejszych. Po opłaceniu biletu (10 Euro) wchodzimy na teren przez bramę numer 5, czyli Porta V, przed nami pozostałości świątyni Kastora i Polluksa. Zbyt dużego wrażenia nie robią, ale to dopiero początek trasy. Po chwili dochodzimy do głębokiego wąwozu Kolymberta. Jest to duży ogród botaniczny znajdujący się w naturalnej dolinie, przez który dawno temu przechodził akwedukt. Oprócz cytrusów i migdałowców można zobaczyć pozostałości po wielkim basenie o długości około kilometra. Wstęp jest niestety dodatkowo płatny, a my nie mamy zbyt wiele czasu, więc podziwiamy tą atrakcję z daleka. 

mury obronne

porta V


świątynia Kastora i Polluksa

Kolymberta

Kolejne wykopalisko to ruiny Świątyni Zeusa Olimpijskiego, jednej z największych świątyń antycznego świata. Pozostała z niej jedynie podstawa, fragmenty elementów konstrukcyjnych i telamony, czyli podpory w postaci mężczyzny dźwigającego konstrukcję. Dopiero po przekroczeniu drewnianego mostku nad ulicą prowadzącą do miasta, można zobaczyć namiastkę świątyni. Mowa o Świątyni Heraklesa, która podobno w czasach antycznych była jedną z najbardziej imponujących świątyń greckich. Dziś spośród 38 oryginalnych kolumn zostało tylko 9 reszta leży na ziemi tworząc naturalny labirynt do przejścia. 

świątynia Zeusa


świątynia Zeusa i w oddali Agrigento



świątynia Heraklesa

Wisienka wśród świątyń znajduje się nieco dalej. Świątynia Concordii (czyli Świątynia Zgody) jest chyba najlepiej zachowaną świątynią grecką na świecie. Budowla ma powierzchnię 42/20 m. Ciekawostką jest że w 597 roku świątynię zamieniono na chrześcijańską bazylikę, a dopiero w połowie XVIII wieku włączono ją do zabytków narodowych. Kilkadziesiąt lat później rozebrano chrześcijańskie dodatki i przywrócono antyczną świetność. W pobliżu Concordii można zobaczyć także majestatyczną rzeźbę Ikara autorstwa Igora Mitoraja – artysty polskiego pochodzenia. 

świątynia Concordii i Ikar




W Dolinie Świątyń można spędzić nawet cały dzień, ale robi się już późno, a my mamy jeszcze sporo kilometrów do pokonania i musimy zdążyć na godzinę 20-stą do Gardini Naxos, miejsca kolejnego noclegu. Jednak rosnąca ku niebu kolejna świątynia skutecznie kusi nas swoją bliskością. Szybkim tempem idziemy drogą wzdłuż wykutych w antycznych murach nekropoliach. Robią one niesamowite wrażenie. Dochodzimy do Świątyni Junony–to jedna z dwóch najlepiej zachowanych świątyń na obszarze Valle dei Templi. Wybudowano ją na wysokości 120 metrów. Składała się z trzech pomieszczeń otoczonych kolumnadą. Do dziś stoi aż 30 kolumn. Świątynia w czasach greckich poświęcona była Herze, patronce małżeństw i to właśnie w środku odbywała się część ceremonii ślubnej.  Fotki, mały odpoczynek i robimy odwrót do samochodu. 

nekropolie


świątynia Junony



w oddali świątynia Concordii





Cała Dolina Świątyń zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie. Uszczknęliśmy tylko łyk historii, ale polecamy to miejsce nie tylko zagorzałym fanom antycznej kultury. Przy dłuższym pobycie warto mieć na zwiedzanie cały dzień. Ruszamy w stronę wschodniego wybrzeża. Ogarniają nas już wieczorne ciemności, a w miejscowości Canicatti GPS kieruje nas na zamknięty fragment drogi szybkiego ruchu, fundując nam sporo stresu na krętych, nieoświetlonych odcinkach w towarzystwie nieokrzesanych sycylijskich kierowców. Będąc już na głównej drodze Palermo - Catania przyszedł czas na tankowanie. I tu jest ten moment, o którym wspominałem w odcinku "Mio Padre", czyli opowieść jak łatwo można się dać naciągnąć. Podjeżdżamy na stację paliw pod konkretny dystrybutor. Miły Pan z obsługi pokazuje, że ten wybrany przez nas dystrybutor nie działa i kieruje nas do innego, który oczywiście obsługiwany jest przez niego. Nieświadomi jego niecnych zamiarów tankujemy we wskazanym miejscu i uiszczamy opłatę. Dopiero następnego dnia odkrywamy, że za taką bezpośrednią usługę tankowania doliczane jest około 20 eurocentów za litr benzyny. No cóż, niewiedza zawsze kosztuje.

Szczęśliwie docieramy do naszej kolejnej miejscówki noclegowej, która okazuje się być bardziej nietypowa niż oczekiwaliśmy. Samo wejście do budynku jest niezłą ciekawostką, czuć też bliskość królowej Etny, ale o tym w kolejnym odcinku sycylijskich opowieści.


WIĘCEJ ZDJĘĆ

 

1 komentarz:

  1. "Pierwsze dwie godziny trasy upływają nam na rozmowie o śmieciach i niedbalstwie Sycylijczyków w tym zakresie." - Mam wrażenie, że to nie tylko problem Sycylijczyków, bo w innych włoskich miastach na kontynencie, także bywa pod tym względem mocno średnio. U nas by ludzie powiedzieli, że jest totalny syf, a tam nikomu to chyb nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)