Sycylia - dzień szósty
Plan na dziś to słynące z baroku: Syrakuzy i Noto. Najpierw udajemy się w kierunku Parku Archeologicznego Neapolis, który stanowił dawne Syrakuzy. To tam znajdowały się ważne budynki kulturalne i publiczne. Do dziś zachowała się tylko część z nich: teatr grecki, amfiteatr rzymski, podstawa ołtarza Hierona II oraz dawne kamieniołomy. Niestety kolejny raz pogoda krzyżuje nam plany – z powodu intensywnych opadów zwiedzanie parku jest zamknięte. Nieco rozczarowani udajemy się w kierunku serca Syrakuz – czyli Wyspy Ortiga. Mamy nadzieję, że pogoda nie sprawi nam psikusa, ale wiadomo Zeus lubi pokazywać kto tu rządzi… Być na sycylijskiej ziemi i nie odwiedzić Syrakuz, to jak nie zobaczyć prawdziwego oblicza Sycylii – tak powinien brzmieć slogan zapraszający turystów w ten zakątek świata. Oczywiście jest to nasze subiektywne zdanie. Ale stawiając pierwsze kroki w Syrakuzach już wiemy, że będzie to nasze numero uno. Idealne miejsce, by poczuć rytm bijącej Sycylii.
Dawniej Syrakuzy stanowiły jedno z najważniejszych miejsc na mapie antycznego świata. To kumulacja wielu zabytków osadzonych nie tylko na lądzie, ale też na wyspie Ortiga. To właśnie tutaj urodził się Archimedes, a męczeńską śmierć poniosła Św. Łucja. Historia antyczna miesza się tutaj z chrześcijańską. Ten swoisty tygiel kulturowy i religijny przejawia się także w architekturze. Pozostałości antycznych ruin komponują się z zabytkami średniowiecza, gotyku a nawet nowoczesnego baroku. Chociaż za sprawą mocnego trzęsienia ziemi w XVII wieku, podczas gdy wiele śladów historii uległo zniszczeniu, widać dominację stylu barokowego. Zwiedzając Syrakuzy czuć w powietrzu, że miasto stanowiło ważny ośrodek myśli filozoficznej czy politycznej. W końcu ulicami tego miasta przechadzał się sam Platon czy Cyceron. A teraz przechadzamy się i my.
Zwiedzanie miasta rozpoczynamy od Świątyni Appolina – to prawdopodobnie najstarsza grecka świątynia na wyspie.
Następnie dochodzimy do Placu Archimedesa (Piazza Archimede) słynącego z pałacu i fontanny Artemidy dłuta Giulio Moschetti’ego. Fontanna przedstawia popularną na wyspie scenę z mitologii greckiej, w której bogini łowów Artemida zmienia w źródło swoją nimfę Aretuzę, uciekającą przed prześladującym ją bogiem rzek Alfejosem.
Przy źródle Aretuzy (czyli Fonte Aretusa) robimy sobie krótką przerwę na sycylijską przekąskę. Choć źródło tryska przy samym morzu, wypływa z niego słodka woda. Źródło ma półokrągły kształt i jest porośnięte papirusem, który jest symbolem Syrakuz. To tutaj, w jedynym takim miejscu w Europie, papirus występuje w stanie naturalnym.
Podążamy dalej wąskimi uliczkami i dochodzimy do słynnej Duomo, czyli katedry na Piazza del Duomo. Plac jest przepiękny i klimatyczny, a fasada katedry robi wrażenie. Postanawiamy wejść do środka. Katedra kryje w środku zachowaną w całości świątynię Minervy (Ateny), która została zabudowana z kolei świątynią chrześcijańską – kolejny dowód na przenikanie się (i to dosłownie) kultur. Po wyjściu z katedry siadamy na chwilę na jej schodach – podoba nam się kremowo-biały plac.
W pobliżu katedry na cyplu znajduje się także fort Castello Maniace – podziwiamy wzburzone morze, pozując do zdjęcia trzymamy się mocno, bo wiatr hula tu jak szalony. Wracając w kierunku parkingu dostrzegamy ciekawą formę dostawy przesyłek kurierskich – Włosi mają jednak nietuzinkowe sposoby przemieszczania się w ekologiczny sposób.
Skoro jesteśmy już w południowo-wschodniej części wyspy postanawiamy odwiedzić także przepiękne barkowe miasteczko o wdzięcznej nazwie – Noto (wpisane oczywiście na listę UNESCO). Okazuje się jednak, że Zeusowi puściły dziś nerwy – pada od dobrej godziny. Siedzimy w samochodzie i bijemy się z myślami: iść czy nie iść. Motywujemy siebie nawzajem i w końcu zdobywamy się na odwagę: ubieramy kurtki przeciwdeszczowe, które dają pozorne poczucie ochrony przed zemstą Zeusa. No cóż, przynajmniej mamy miasto całe dla siebie. Chociaż spotykamy kilku odważnych wariatów, którzy również postanowili zwiedzać miasto doświadczając wilgoci i deszczowej aury. Niektórzy turyści wykazują się niezwykłą kreatywnością – chronią się przed deszczem na przykład parasolem, który raczej stanowi wyposażenie ogródków piwnych. A może ich podróż sponsoruje Heineken? Widok Pana z tym niecodziennym wyposażeniem od razu poprawia nam nastrój.
Noto nie wita nas z zachwytem, ale nie chowamy urazy – zachwycamy się tą sycylijską perłą baroku. W słoneczny dzień musi tu być naprawdę pięknie. Tempo zwiedzania jest zabójcze. Zwiedzamy monumentalną katedrę z 1776 roku, usytuowany naprzeciwko Palazzo Ducezio, kościół San Francesco z imponującymi schodami i rzeźbionymi drewnianymi drzwiami. Kluczymy chwilę uliczkami miasta w poszukiwaniu schodów polecanych na wielu blogach podróżniczych – odnajdujemy je po kilku minutach.
W drodze powrotnej postanawiamy jeszcze usiąść w jednej z nielicznie otwartych kawiarenek, by trochę się podsuszyć i wypić dobrą kawę. Zgodnie stwierdzamy, że nie żałujemy decyzji o wyjściu poza strefę komfortu i porzucenie suchego auta, ale okazuje się, że jednak spotka nas kara za wykonanie tego zuchwałego ruchu. Oczywiście pragnienie uwiecznienia tego, co akurat widzą nasze oczy, jest silniejsze niż głos zdrowego rozsądku podpowiadający „schowaj ten telefon, bo pada”. Właściwie to nie głos, a stłumiony szept. Okazuje się, że mój telefon postanawia zastrajkować, a na jego reanimację przyjdzie poczekać nam aż do powrotu do Polski. No po prostu świetnie. Barbórka stwierdza, że to tylko rzecz materialna – a dla mnie to jak ucięcie ręki. Wiadomo – męska perspektywa zawsze wygląda na większą. Jak widać po załączonych obrazkach telefon odżył. Nie przeszkadza nam to w kontynuacji naszego powrotu w kierunku noclegu. Zbliża się pora kolacji – pada więc na Taorminę. Chcemy zrobić małe rozeznanie w terenie. Dojazd wieczorem do położonej na wzgórzu Taorminy dostarcza nam dreszczyku emocji. Uliczki są naprawdę wąskie, a znalezienie parkingu w tych ciemnościach nie jest takie proste. Dopiero tutaj czujemy, że jesteśmy w turystycznym miejscu – widać ruch, chociaż niższy niż w sezonie. Poszukiwanie miejsca parkingowe, nawet poza sezonem, to mission impossible. W końcu udaje się zaparkować i znaleźć fajną knajpkę z jedzeniem. Amplituda emocji jest dziś zróżnicowana, ale ostatecznie stwierdzamy, że podróże uczą pokory. Dzisiejszy dzień jest tego najlepszym przykładem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)