wtorek, 16 listopada 2021

Che bella vista

 

Sycylia - Dzień czwarty

Czwarty dzień naszej tułaczki po wyspie rozpoczął się od słonecznego nieba i śniadania we włoskim stylu. Tym razem Claudio, a raczej jego żona Emanuela ugościli nas domową tartą z dżemem z pigwy i owocami opuncji. Po śniadaniu pora zdobyć kolejny punkt z listy po zachodniej stronie Sycylii. Rezerwat Zingaro, bo o nim mowa, powinien się znaleźć na liście każdego miłośnika przyrody. Jest to pierwszy obszar chroniony ustanowiony na Sycylii dla zachowania cennego dziedzictwa przyrody. Na jego terenie wyznaczono i oznakowano 6 szlaków o różnym stopniu trudności, o długości od 6 do 19 km. Nietknięta przyroda, 800 gatunków roślin, brak dróg i hoteli, cisza, cudowne widoki oraz możliwość zwiedzania jedynie pieszo lub konno. Szlak nadbrzeży, którym chcieliśmy iść pozwala na odwiedzenie kilku zatok i jaskiń wraz z największą Grottadell'Uzzo, w której odkryto ślady ludności żyjącej tu między VIII a VI w.p.n.e. Niestety te wszystkie atrakcje nas ominą, gdyż po przyjechaniu na parking przy południowym wejściu w miejscowości Scopello, okazuje się, że po wczorajszych ulewach szlaki są niebezpieczne i park na ten dzień zamknięto. Wrrrr… biednemu wiatr zawsze w oczy. Rozmyślamy co z tym zrobić i decydujemy się na objazdówkę po okolicznych nadmorskich punktach widokowych.

Pierwszego nie musimy długo szukać. Już po chwili stajemy na malutkim dzikim parkingu i obserwujemy Tonnara di Scopello, czyli ogrodzoną średniowieczną posiadłość z łowiskiem tuńczyka, w której obecnie się mieści muzeum i gospoda. Z zatoki wyrastają skaliste wieże, o które roztrzaskują się fale.





Po paru minutach trafiamy do kolejnego miejsca - na miejską plażę. Są nawet ochotnicy, którzy się oddają kąpieli. Jedziemy dalej, odkrywamy uroczą ławeczkę nad Cala Rossa. Rozsiadamy się na dłuższą chwilę chłonąc widoki, które dziś oferuje nam Zeus i jego przepiękna pogoda.









To ostatni dzień, który spędzamy po zachodniej stronie wyspy. Wracamy do auta i jedziemy do Castellmare del Golfo zatrzymując się na punkcie widokowym, który już znamy z drugiego dnia naszych wojaży. Przy słonecznym dniu wygląda to całkiem uroczo.




W mieście opłacamy parking na 4 godziny, gdyż mamy zamiar iść wylegiwać się na plażę. Ale najpierw spacer wąskimi uliczkami miasteczka. Zachodzimy nad marinę, potem pod mury zamku obronnego i zachęceni zapachami z kulinarnego traktu wchodzimy do restauracji na obiad. La Cambusa oferuje wiele pyszności. My skusiliśmy się na mistrzowskie odmiany pasty: tradycyjne bolognese i pasta z pulpą z homara oraz innych owoców morza. Do tego przepyszna kawusia i tradycyjne już sycylijskie ciacho.













Dochodzimy do wniosku, że plaże i kąpiel zaliczymy w tym samym uroczym miejscu, w którym byliśmy wczoraj, łapiąc promienie zachodzącego słońca. Nieśpiesznie zmierzamy w kierunku Baia Santa Margherita, na której słońce ponownie schowało się za chmurami, a ponad szczytami Zingaro zieje czarnymi chmurami. Mimo to biję się w pierś i zdobywam się na odwagę: przy wietrznej aurze wskakuję do zimnego już o tej porze roku Morza Tyrreńskiego.



Po półgodzinnych pluskach zbieramy się do powrotu. Jako, że jest jeszcze w miarę wcześnie, strzała prowadzi nas wzdłuż wybrzeża do Trapani. Kilka kilometrów przed miastem, zupełnie przypadkiem trafiamy na całkiem przyjemny dla oka punkt widokowy.






Trapani zwiedzamy niemal w biegu. Etymologia nazwy miasta pochodzi z języka greckiego i oznacza sierp. Obecnie argumentuje się, że nazwa pochodzi raczej od położenia miasta w kształcie sierpa, którego szpice wystają z mórz. Wg jednej z legend owy sierp miałby wypaść z rąk Demeter podczas ratowania swojej córki Persefony z rąk boga zmarłych. W swoim tempie mijamy port, Fontannę Saturna i kościół Świętego Augustyna. Na dłużej zatrzymujemy się przy Katedrze Świętego Wawrzyńca z XVII wieku, zachodzimy na dawny targ rybny oraz za mury obronne miasta, uwieczniając na fotografiach okazałe kamienice i oddalone Erice.













Czas wycieczki po Trapani dobiega końca. Czujemy  się tu jakoś nieswojo, krocząc ciemnymi zaułkami. Na każdym kroku można spotkać jakiegoś policjanta, którego widok teoretycznie powinien nas uspokoić, ale przypomina nam raczej, że jesteśmy w krainie mafii. W każdym razie wyobraźnia wieczorową porą działa. Na kwaterze dowiadujemy się o wzmagających się deszczach i wietrze na wschodzie. Apollo robi swoje. A przecież następnego dnia przemieszczamy się właśnie na drugą stronę wyspy. Co nas tam zastanie? Ciekawość zaspokoi kolejny odcinek. Tropikalnego cyklonu nie było przecież w planach.


WIĘCEJ ZDJĘĆ 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)