Niestety od północy leje jak z
cebra i zapowiedziane załamanie pogody stało się faktem. Dodatkowo ma być tak
przez kolejne dni, więc należy wdrożyć plan B. Zwijamy cały nasz obóz, namiot
po całonocnym deszczu suszymy w campingowej suszarni, jemy śniadanie i ruszamy
nad Adriatyk. A co! Nie samymi górami żyje człowiek.
Po drodze robimy zakupy i
rezerwujemy sobie holenderski domek na campingu w Lignano Sabbiadoro. Niby
tylko 200 km ale w tych deszczowo – burzowych warunkach zeszło nam się pół
dnia, aby dojechać na miejsce. Camping był ok. 300 metrów od plaży, więc
grzechem byłoby nie skorzystać. Plaża była już pusta, tylko gdzieniegdzie
spacerowali ludziska. W przypływie emocji szybko zrzucam zbędne ubranie i robię
sus do ciepłej wody.
Po krótkiej kąpieli, spacerujemy jeszcze wzdłuż plaży i wracamy pod dach, bo w oddali już widać było błyskawice. Na drugi dzień spacer promenadą i ruszamy w drogę powrotną do domu zatrzymując się jeszcze w Udine i Villach. Głównym miejscem Udine jest Plac Wolności i Zamek na wzgórzu. Tam pijemy pyszną kremową kawę i przy powoli psującej się kolejny raz pogodzie, ruszamy w stronę gór, które przykryte są gęstą warstwą ciemnych chmur. Przebijamy się kolejny raz przez burze i zatrzymujemy się w Villach. Dopóki nie leje się z nieba robimy szybki spacer po głównym deptaku i podziwiamy ciekawy kolor rzeki przepływającej przez to alpejskie miasteczko.
Jeszcze tylko 3 godz. jazdy w strugach ulewnego deszczu i w Grazu na znanym nam parkingu mówię BASTA! Dalej nie jadę. Noc spędzamy w ciepłym aucie i ok. 8 nad ranem ruszamy dalej. A o 14 zmęczeni ale szczęśliwi jemy śląskie kluski w domu. Jak widać wszystkiego nie da się przewidzieć, ale i tak czas wykorzystaliśmy w stu procentach.
Po krótkiej kąpieli, spacerujemy jeszcze wzdłuż plaży i wracamy pod dach, bo w oddali już widać było błyskawice. Na drugi dzień spacer promenadą i ruszamy w drogę powrotną do domu zatrzymując się jeszcze w Udine i Villach. Głównym miejscem Udine jest Plac Wolności i Zamek na wzgórzu. Tam pijemy pyszną kremową kawę i przy powoli psującej się kolejny raz pogodzie, ruszamy w stronę gór, które przykryte są gęstą warstwą ciemnych chmur. Przebijamy się kolejny raz przez burze i zatrzymujemy się w Villach. Dopóki nie leje się z nieba robimy szybki spacer po głównym deptaku i podziwiamy ciekawy kolor rzeki przepływającej przez to alpejskie miasteczko.
Jeszcze tylko 3 godz. jazdy w strugach ulewnego deszczu i w Grazu na znanym nam parkingu mówię BASTA! Dalej nie jadę. Noc spędzamy w ciepłym aucie i ok. 8 nad ranem ruszamy dalej. A o 14 zmęczeni ale szczęśliwi jemy śląskie kluski w domu. Jak widać wszystkiego nie da się przewidzieć, ale i tak czas wykorzystaliśmy w stu procentach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)