poniedziałek, 19 sierpnia 2024

W poszukiwaniu utraconego czasu – Biskupia Kopa

 

Góry Opawskie - Biskupia Kopa 890 m.n.p.m.

Perypetie związane z samochodem sprawiły, że i tak postanowiliśmy wybrać się w podróż. Do końca urlopu pozostało już tylko pięć dni, więc daleki zagraniczny wyjazd nie wchodził w grę. Polska jest jednak równie piękna i a chęć do podróży niezaspokojona. Spakowani i spragnieni przygód, wyruszyliśmy o świcie na południe kraju. Naszym pierwszym przystankiem miał być jeden z 28 szczytów należących do Korony Gór Polski – Biskupia Kopa w Górach Opawskich. Choć nie jest to wysoka góra, liczy zaledwie 890 m n.p.m., na jej wierzchołku znajduje się murowana wieża widokowa, z której przy sprzyjającej pogodzie można podziwiać rozległe panoramy.Około godziny 10 dotarliśmy do małej wsi Pokrzywna, położonej w północnej części Gór Opawskich, zaledwie kilometr od granicy z Czechami. Po zasłużonym śniadaniu i przepakowaniu się postanowiliśmy ruszyć ku nieznanemu, jednak pogoda pokrzyżowała nasze plany – zaczęło padać. Musieliśmy poczekać kilkanaście minut, aż deszcz ustanie, a gdy tylko przestało padać, ruszyliśmy z zapałem dnem Doliny Bystrego Potoku. Po przejściu około pięciuset metrów natrafiliśmy na pozostałości dawnej skoczni narciarskiej, która powstała w 1931 roku z inicjatywy Śląskiego Studenckiego Towarzystwa Górskiego. Na tej skoczni można było kiedyś uzyskać odległość nawet 40 metrów. Kolejne dziesięć minut wędrówki doprowadziło nas do mostku, który przekroczyliśmy, by dalej podążać ku przygodzie. Poza nami nikogo, cisza, którą lubimy najbardziej.

Szlak prowadził nas przez Gwarkową Perć, będącą w rzeczywistości nieczynnym wyrobiskiem łupka filitowego. Najpierw pokonaliśmy dwumetrową półkę skalną, która zaprowadziła nas do jedynej w Sudetach, jedenastometrowej drabinki górskiej. Było to miłe urozmaicenie na w miarę prostym szlaku, a najtrudniejszy odcinek trasy mieliśmy już za sobą.





Dotarliśmy do szerokiej szutrowej drogi, będącej jednocześnie trasą dojazdową do schroniska. Nią doszliśmy prawie pod samo schronisko, obecnie nazywane "Górski Dom Turysty pod Biskupią Kopą". W oczy rzucała się tu mnogość drewnianych rzeźb wokół budynku oraz spora kolekcja krawatów wiszących pod sufitem wewnątrz. Tradycja głosi, że każdemu, kto wejdzie do schroniska w krawacie, zostanie on odcięty specjalnymi nożycami i zawieszony pod sufitem.

“Oświadcza się wszem, wobec i każdemu z osobna,
że kto na Kopę w krawacie wejdzie, temu hańba okropna,
albowiem każdy prawdziwy wie turysta,
że krawat w górach to bzdura oczywista.”







W schronisku spędziliśmy trochę czasu, przeczekując kolejną falę deszczu. Gdy pogoda się poprawiła, wyruszyliśmy na grzbiet, by za czerwonymi znakami Głównego Szlaku Sudeckiego podążać na szczyt Biskupiej Kopy. Najwyższy punkt szczytu znajduje się po czeskiej stronie, jednak przyjęto, że Biskupia Kopa jest najwyższym wzniesieniem województwa opolskiego oraz najwyższym szczytem Gór Opawskich po polskiej stronie. Niestety niedokończone schronisko po stronie czeskiej znacząco psuło wrażenie z tego miejsca. Betonowy gmach mocno kontrastował z białą kamienną wieżą z końca XIX wieku, która dumnie stoi na szczycie. Wypuściłem drona, by zrobić kilka zdjęć, lecz niskie chmury uniemożliwiły podziwianie rozległych widoków.







Ze szczytu zeszliśmy czerwonym szlakiem w stronę Przełęczy pod Kopą/Mokrej Przełęczy, skąd wygodną szutrową drogą, przez Przełęcz pod Zamkową Górą, dotarliśmy do samochodu.







Tego dnia pozostało nam już tylko przedostać się na drugą stronę granicy, do miejscowości Ludvikov w dolinie Białej Opawy, z nadzieją, że prognozy na kolejny dzień się nie sprawdzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)