środa, 15 stycznia 2020

"Salto"mania


 Azory - dzień 4

W środę postanawiamy zrobić sobie dłuższy spacer śladami wodospadów. Nie da się ukryć, że jestem trochę zakręcony na ich punkcie. Szlak nr 21, bo o nim mowa, ma około 5 km długości i wiedzie od miasteczka Achadinha do Salga. Po drodze są trzy wodospady, najwyższy z mich ma 40 metrów. Nasz plan przewidywał nieco krótszy wariant tylko dlatego, aby nie wracać asfaltem do punktu startu. Wobec tego zaczynamy od końca.
Dojeżdżamy na miejsce parkingowe i od razy czeka nas strome asfaltowe zejście na dno wąwozu, w którym znajdują się wiaty odpoczynkowe. Już z parkingu pięknie prezentuje się 40 metrowa struga wody spływająca z klifu oraz szeroki widok na część północnego wybrzeża. Dojście do niego nie zajmuje dłużej niż 20 min ścieżką kilkakrotnie przecinającą strumień. Salto Farinha czyli "mąka" swoją nazwę zawdzięcza starożytnej aktywności młynarskiej, która rozkwitała w tych okolicach wieki temu. Miejsce jest niesamowite. Widać tylko skały, drzewa naokoło, a w oddali majaczy huk oceanu roztrzaskujący się o skały. Jesteśmy tam zupełnie sami. Robimy kilkanaście zdjęć a ja decyduję się na spacer pod sam jęzor, gdzie zostałem ukarany przez naturę i zmoczyłem tyłek, ślizgając się na mokrych kamieniach.










Dochodzimy do auta i wracamy do Achadinhy, skąd zaczynamy właściwy spacer. Szlak rozpoczyna się w pobliżu pomnika upamiętniającego desant sił liberalnych z wyspy Terceria w sierpniu 1831 r. Idziemy tą drogą aż opuszczamy zabudowania i pojawiają się łąki i trawy. Mijamy stado krówek, nie pierwszy raz w tak sielskich okolicznościach przyrody. Lucy tak pozazdrościła tego miejsca wszelakiemu bydlęciu, że sama się rozłożyła w wysokich trawach.










Podążając wygodnym szlakiem dochodzimy do miejsca o nazwie Risco. Otoczenie tego miejsca jest przepiękne. Z jednej strony woda spływająca po skałach, z drugiej  zielono-żółte zbocze z wydeptanymi ścieżkami. Widać też kolejny wodospad. Co prawda, nie tak wysoki, jak wcześniejszy, ale równie piękny. Po krótkim popasie ruszamy w dalszą drogę.











Kolejnym punktem spaceru jest (jak wspominają przewodniki) turkusowo - niebieska laguna pośrodku lasu czyli Poco Azul.  Po pokonaniu licznych wysokich schodów, wzgórz i pni drzew naszym oczom ukazuje się niepozorna sadzawka z maleńkim wodospadem. Trochę rozczarowany proszę dziewczyny, aby sprawdziły czy, aby na pewno tyłek mam na swoim miejscu. Zdziwione pytają o co tak naprawdę mi chodzi, a ja z diabelskim uśmiechem na ustach odpowiadam "No dupy to mi raczej nie urwało". Zazwyczaj musi tam być nieziemsko, ale kiedy my tam byliśmy, było kiepskie światło.









Tyle ile zeszliśmy w dół, musimy teraz znowu podejść, aby wrócić do szlaku i następnie do samochodu.










Jakieś 5 kilometrów dalej odwiedzamy następny wodospad - docieramy do kolejnego pięknego miejsca: Parque Natural da Ribeira dos Caldeiros. Okazały wodospad wyrastający tuż przy drodze okalającej wschodni brzeg wyspy oraz spacer specjalną ścieżką otoczonej bogatą roślinnością z dawnym gospodarstwem i malowniczym młynem wodnym. Wszystko ładnie, pięknie ale chcąc pospacerować tą ścieżką, po prostu nie mogliśmy jej odnaleźć, więc skończyło się tylko na podziwianiu wodospadu.









Powoli dzień chyli się ku końcowi. Jedziemy do Nordeste na kawę. Nordeste to największe miasteczko we wschodniej części wyspy. Jeszcze do niedawna było prawie odcięte od świata. Z powodu odosobnienia nazywano kiedyś tę okolicę “dziesiątą wyspą archipelagu”. Ze względu na odmienność krajobrazową (brak jezior, wysokie góry, duży stopień zalesienia) niektórzy nazywają ten region “wyspą na wyspie”. Bardzo nam się to ukształtowanie terenu podoba - droga jest kręta, ale to oznaka naprawdę dziewiczego terenu.





Następnie ruszamy na ostatni punkt naszej trasy dzisiejszego dnia. Miradouro Ponta do Arnel, z którego widać wschodnie wybrzeże i najstarszą latarnię na Sao Miguel. Był jeszcze pomysł, aby zjechać pod samą latarnię ale niestety albo stety droga tam prowadząca była zamknięta z powodu remontu. Piszę "stety", ponieważ pisząc tę relację dotarłem do informacji, że kąt nachylenia tejże drogi wynosi "tylko" 35%.



Podczas powrotu do Ribeiry nastąpiło prawdziwe azorskie oberwanie chmury. Wieczór minął nam na grach i zabawach, a podczas degustacji lokalnych win nabrałem ochoty na śpiewanie ... Basia musi z tym żyć, Paulina też już niejedno słyszała, a Lucy, nie zastanawiając się długo, oznajmiła:
- Robert Ty naprawdę masz talent!
Na te słowa dumnie wypiąłem pierś do przodu. W tym momencie usłyszałem:
- Potrafisz każdą piosenkę spier...ć.
KURTYNA.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)