Azory - dzień trzeci
Kolejny dzień stanął pod znakiem wody. Bo przecież na wyspie bez wody się nie da... no właśnie: słodka, słona, ciepła, zimna i różnego koloru - dla każdego coś miłego. Za pierwszy cel zwiedzania obraliśmy sobie punkt widokowy o nazwie Miradouro do Cintrao. Obok tego miejsca, ze względu na strategiczne miejsce na wybrzeżu i wysokość 90 metrów, znajduje się punkt obserwacji wielorybów, które można podziwiać latem.
Widoki na zachód oferują
zaś spektakularne klify wpadające wprost do krystalicznie czystego oceanu, a
zielone łąki są wspaniałą jadłodajnią dla krów. Jesteśmy zgodni, że krowy są tu
mega szczęśliwe, w końcu pasą się nad samym oceanem.
Następny punkt: Salto do Cabrito, czyli jeden z wielu wodospadów na Sao Miguel jest rzut beretem. Z drogi, która prowadzi nad Lagoa do Fogo zjeżdżamy na szutrową nawierzchnię i dojeżdżamy do punktu, w którym mówię STOP! Dalej pójdziemy pieszo. Dojście pod wodospad zajmuje nam ok. 15 min po stromym trakcie wśród gęstej roślinności. Wg informacji jakie znalazłem w internecie, miał to być jeden z ładniejszych wodospadów na wyspie. Na miejscu okazuje się, że jest to jeden wielki ZONK. Z góry spływa masa żółtej brudnej wody niczym Mekong w Chinach. Być może spowodowane jest to tym, że wyżej znajduje się elektrownia wodna i następował jakiś większy spust wody, ale zrobiło to na nas negatywne wrażenie. Jednak samo dojście pod wodospad dostarczyło nam pozytywnych wrażeń.
Następny punkt na trasie to Centro de Interpretacao Ambiental da Caldeira Velha, które jest miejscem poświęconym promocji pomnika przyrody - Caldeira Velha. Wewnątrz parku znajduje się niewielki budynek a w nim wystawa, która zabiera nas w podróż po wszystkich wyspach archipelagu, lecz w głównej mierze skupia się na okolicy wulkanu Fogo. Jednak główną atrakcją tego miejsca są gorące źródła. Lekki deszczyk i wysokie drzewa w tym paprocie drzewiaste sprawiają, że po raz kolejny czujemy się jak w tropikalnym lesie. Po krótkim spacerku stajemy przy budynku wystawy, w którym można dokupić do podstawowego biletu wstępu opcję kąpieli w termach. Nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał. Obsługa zaleca, aby kąpiel rozpocząć od samej góry, gdzie woda jest najchłodniejsza i ma jedynie 25 stopni. Jest to sprawka zimnego wodospadu, który spływa z góry i miesza się z ciepłymi wodami. Tak też czynię i rzeczywiście jak na gorące źródła, to woda jest zimna. Kilka minut w pięknych okolicznościach przyrody i czas przejść bosą stopą po żwirku, co nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. Dwa kolejne baseny są już dużo cieplejsze. Po wymoczeniu się w minerałach chcieliśmy wejść jeszcze do wyżej położonego miejsca, ale ze względu na całonocne opady deszczu, szlak został zamknięty. Podsumowując: bilet wstępu kosztuje 3 euro, dopłata do kąpieli to 5 euro. Moim zdaniem brakuje tu tylko szafek zamykanych na kluczyk, w których można byłoby zostawić swoje rzeczy. Plusem odwiedzania Azorów zimą jest jednak mało ludzi i zdarzało się, że moczyłem się sam.
Po tych atrakcjach zmierzamy w kierunku Lagoa do Fogo. Zanim jednak tam dojedziemy po drodze mamy Miradouro Bela Vista.
Nazwa sugeruje, że powinien być z niego piękny widok, ale w rzeczywistości obyło się bez zachwytu, więc spędzamy tam dosłownie chwilę i wjeżdżamy wyżej do Lagoa do Fogo nazywane Jeziorem Ognia. Krater znajduje się w centralnej części wyspy i podobnie jak przy Sete Cidades istnieje duże prawdopodobieństwo, że trafi się na pochmurną pogodę. W naszym przypadku tak się właśnie stało. Jeżeli na niższym punkcie widokowym widzieliśmy co nieco, to na Miradouro Pico do Barrosa stanęliśmy w mleku. A podobno z tego właśnie miejsca rozciągają się najlepsze widoki na okolicę. Pomimo 30 minutowego oczekiwania nie dane nam było się o nich przekonać.
Następnym miejscem godnym odwiedzenia jest Kaplica Nossa Senhora do Monte Santo. Jest to kaplica położona na tzw. wzgórzu Figueira nad miejscowością Agua de Pau. Kaplica jest miejscem, gdzie odnotowano objawienia Matki Bożej, przydarzyły się one Marii Joanie Tavares do Canto. W czasie I Wojny Światowej dziewczynka ta udawała się na wzgórze wraz z przyjaciółkami, aby się modlić. Pewnego dnia dostrzegły postać Matki Boskiej, która zapowiedziała, że pojawi się tam po raz kolejny. Tak też się stało. Pewnego piątkowego popołudnia w obecności kilku tysięcy osób objawiły się postacie: Matki Boskiej, Jezusa, Aniołów oraz kontury kościoła. Jeszcze tego samego roku dziewczynka zmarła a jej rodzice, aby upamiętnić to zdarzenie postanowili wybudować w tym miejscu kaplicę, która została skończona w 1931 roku. Ścieżka spod kaplicy prowadziła dalej w stronę punktu widokowego leżącego na skraju skalnego urwiska. Betonowy taras barierki i ławeczka pośrodku; widoki dookoła rekompensują straty z wcześniejszego punktu nad Lagoa do Fogo. Po raz kolejny pokazuje się nam piękna tęcza, bo jak mawiali starożytni Rzymianie "Dzień bez tęczy na Azorach - dniem straconym".
Dzień powoli zmierza ku końcowi, więc postanawiamy znaleźć jakieś idealne miejsce na zachód słońca - w końcu jesteśmy na wybrzeżu. Pierwszym punktem była pobliska Baixa d'Areia Beach. W tym miejscu doskonale było widać efekty wysokich fal roztrzaskujących się o wysokie klify. Z ogromną cierpliwością czekaliśmy na odpowiednią falę idealną do świetnego zdjęcia, a kiedy przyszła, modelka się wystraszyła - efekt był taki, jak na zdjęciu poniżej.
Po serii zdjęć przemieszczamy się na odpowiedni punkt obserwacyjny zachodu słońca. Zanim jednak tam dotarliśmy musieliśmy przejechać mega wąską i stromą drogą na parking, która sprawiała wrażenie jakby miała się kończyć w oceanie. Dziewczyny były nieźle przejęte, ja o dziwo wykazałem duży spokój.
Po całym spektaklu wracamy do Ribeiry na zasłużoną kolację. To był kolejny dobry i pełen wrażeń dzień.
Następny punkt: Salto do Cabrito, czyli jeden z wielu wodospadów na Sao Miguel jest rzut beretem. Z drogi, która prowadzi nad Lagoa do Fogo zjeżdżamy na szutrową nawierzchnię i dojeżdżamy do punktu, w którym mówię STOP! Dalej pójdziemy pieszo. Dojście pod wodospad zajmuje nam ok. 15 min po stromym trakcie wśród gęstej roślinności. Wg informacji jakie znalazłem w internecie, miał to być jeden z ładniejszych wodospadów na wyspie. Na miejscu okazuje się, że jest to jeden wielki ZONK. Z góry spływa masa żółtej brudnej wody niczym Mekong w Chinach. Być może spowodowane jest to tym, że wyżej znajduje się elektrownia wodna i następował jakiś większy spust wody, ale zrobiło to na nas negatywne wrażenie. Jednak samo dojście pod wodospad dostarczyło nam pozytywnych wrażeń.
Następny punkt na trasie to Centro de Interpretacao Ambiental da Caldeira Velha, które jest miejscem poświęconym promocji pomnika przyrody - Caldeira Velha. Wewnątrz parku znajduje się niewielki budynek a w nim wystawa, która zabiera nas w podróż po wszystkich wyspach archipelagu, lecz w głównej mierze skupia się na okolicy wulkanu Fogo. Jednak główną atrakcją tego miejsca są gorące źródła. Lekki deszczyk i wysokie drzewa w tym paprocie drzewiaste sprawiają, że po raz kolejny czujemy się jak w tropikalnym lesie. Po krótkim spacerku stajemy przy budynku wystawy, w którym można dokupić do podstawowego biletu wstępu opcję kąpieli w termach. Nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał. Obsługa zaleca, aby kąpiel rozpocząć od samej góry, gdzie woda jest najchłodniejsza i ma jedynie 25 stopni. Jest to sprawka zimnego wodospadu, który spływa z góry i miesza się z ciepłymi wodami. Tak też czynię i rzeczywiście jak na gorące źródła, to woda jest zimna. Kilka minut w pięknych okolicznościach przyrody i czas przejść bosą stopą po żwirku, co nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. Dwa kolejne baseny są już dużo cieplejsze. Po wymoczeniu się w minerałach chcieliśmy wejść jeszcze do wyżej położonego miejsca, ale ze względu na całonocne opady deszczu, szlak został zamknięty. Podsumowując: bilet wstępu kosztuje 3 euro, dopłata do kąpieli to 5 euro. Moim zdaniem brakuje tu tylko szafek zamykanych na kluczyk, w których można byłoby zostawić swoje rzeczy. Plusem odwiedzania Azorów zimą jest jednak mało ludzi i zdarzało się, że moczyłem się sam.
Po tych atrakcjach zmierzamy w kierunku Lagoa do Fogo. Zanim jednak tam dojedziemy po drodze mamy Miradouro Bela Vista.
Nazwa sugeruje, że powinien być z niego piękny widok, ale w rzeczywistości obyło się bez zachwytu, więc spędzamy tam dosłownie chwilę i wjeżdżamy wyżej do Lagoa do Fogo nazywane Jeziorem Ognia. Krater znajduje się w centralnej części wyspy i podobnie jak przy Sete Cidades istnieje duże prawdopodobieństwo, że trafi się na pochmurną pogodę. W naszym przypadku tak się właśnie stało. Jeżeli na niższym punkcie widokowym widzieliśmy co nieco, to na Miradouro Pico do Barrosa stanęliśmy w mleku. A podobno z tego właśnie miejsca rozciągają się najlepsze widoki na okolicę. Pomimo 30 minutowego oczekiwania nie dane nam było się o nich przekonać.
Następnym miejscem godnym odwiedzenia jest Kaplica Nossa Senhora do Monte Santo. Jest to kaplica położona na tzw. wzgórzu Figueira nad miejscowością Agua de Pau. Kaplica jest miejscem, gdzie odnotowano objawienia Matki Bożej, przydarzyły się one Marii Joanie Tavares do Canto. W czasie I Wojny Światowej dziewczynka ta udawała się na wzgórze wraz z przyjaciółkami, aby się modlić. Pewnego dnia dostrzegły postać Matki Boskiej, która zapowiedziała, że pojawi się tam po raz kolejny. Tak też się stało. Pewnego piątkowego popołudnia w obecności kilku tysięcy osób objawiły się postacie: Matki Boskiej, Jezusa, Aniołów oraz kontury kościoła. Jeszcze tego samego roku dziewczynka zmarła a jej rodzice, aby upamiętnić to zdarzenie postanowili wybudować w tym miejscu kaplicę, która została skończona w 1931 roku. Ścieżka spod kaplicy prowadziła dalej w stronę punktu widokowego leżącego na skraju skalnego urwiska. Betonowy taras barierki i ławeczka pośrodku; widoki dookoła rekompensują straty z wcześniejszego punktu nad Lagoa do Fogo. Po raz kolejny pokazuje się nam piękna tęcza, bo jak mawiali starożytni Rzymianie "Dzień bez tęczy na Azorach - dniem straconym".
Dzień powoli zmierza ku końcowi, więc postanawiamy znaleźć jakieś idealne miejsce na zachód słońca - w końcu jesteśmy na wybrzeżu. Pierwszym punktem była pobliska Baixa d'Areia Beach. W tym miejscu doskonale było widać efekty wysokich fal roztrzaskujących się o wysokie klify. Z ogromną cierpliwością czekaliśmy na odpowiednią falę idealną do świetnego zdjęcia, a kiedy przyszła, modelka się wystraszyła - efekt był taki, jak na zdjęciu poniżej.
Po serii zdjęć przemieszczamy się na odpowiedni punkt obserwacyjny zachodu słońca. Zanim jednak tam dotarliśmy musieliśmy przejechać mega wąską i stromą drogą na parking, która sprawiała wrażenie jakby miała się kończyć w oceanie. Dziewczyny były nieźle przejęte, ja o dziwo wykazałem duży spokój.
Po całym spektaklu wracamy do Ribeiry na zasłużoną kolację. To był kolejny dobry i pełen wrażeń dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)