Azory - dzień drugi
Dzień drugi, jak każdy inny,
zaczął się od śniadania, porannych czynności i opracowania pomysłu na trasę.
Prognozy - jak to na Azorach - nie ma co na nie patrzeć, bo i tak się zmienią. Ruszyliśmy
z Ribeira Grande na wschód, na pobliski punkt widokowy. Miradouro Santa Iria.
Naszym oczom ukazało się klifowe wybrzeże, o które roztrzaskują się fale, a nad
nim zawieszone ciemne chmury. Kilka zachwytów, kilka zdjęć, kilka wdechów
cudownego, świeżego powietrza i ruszamy dalej.
Zatrzymujemy się przy jednej z dwóch na wyspie ... baaa! nawet w całej Europie, plantacji herbaty. Fabrica de Cha do Porto Formoso, bo tak się nazywa, znajduje się przy głównej drodze i nie sposób jej nie zauważyć ze względu na wielki czajnik wiszący na murach herbaciarni. Niewielkie poletko z krzewami herbacianymi znajduje się tuż obok. Krótka wycieczka po fabryce to darmowa atrakcja. Cały proces uprawy: od zerwania liści z krzaczka aż do zapakowanej herbaty w pudełku została nam szczegółowa przedstawiona przez pracownika herbaciarni. Na sam koniec wycieczki zaproponowano degustację ich wyrobu. Nie ma się co oszukiwać. Na Azory nie jedzie się skosztować najlepszej herbaty na świecie, ale zaskakujący jest fakt istnienia plantacji herbaty na tej wyspie.
Ruszamy dalej na wschód do kolejnej znacznie większej fabryczki herbaty. Cha Gorreana znajduje się całkiem niedaleko. Ale zanim ją zwiedzimy, robimy dwugodzinny spacer po plantacji. Jest tam szlak turystyczny, więc swobodnie chodzimy tam, gdzie nam pozwalają. Herbata z Sao Miguel jest w pełni ekologiczna. Ze względu na odosobnienie wysp nie występują tu żadne choroby ani szkodniki mogące atakować herbaciane pola. Nie stosuje się tu żadnych środków ochrony roślin ani nawozów.
Po tej wycieczce kierujemy się do Furnas - miasteczka, które w całości znajduje się w kraterze wulkanu. Mieści się tam jedna z atrakcji wyspy "Caldeiras Vulcanicas", gdzie gorąca woda gejzerów wybija spod ziemi i wydziela iście piekielne zapachy. Na początku tej części pisałem o świeżym powietrzu - tutaj muszę to stwierdzenie trochę zweryfikować. Zgniłe jaja i siarka wydobywające się spod ziemi i bożonarodzeniowa szopka pomiędzy ziejącymi otworami nie zrobiła na nas dobrego wrażenia. Zachodzę w głowę, jak mieszkańcy tego miasteczka radzą sobie z tym zapachem. Podobne miejsce usytuowane jest nad jeziorem Lagoa das Furnas. W tym miejscu powstaje "cozido das furnas". Jest to lokalny specjał przygotowywany za pomocą gorących źródeł i tzw. fumaroli. Różne rodzaje mięs wkłada się do garnka, który jest owijany grubym materiałem i spuszczany do dołu tak, aby był grzany od parujących źródeł. Dla odwiedzających zamontowano drewniane kładki, więc można podejść dość blisko gorących źródeł.
Nad jeziorem rozpadało się, więc nie spędzamy tam dużo czasu, a dziewczyny w lokalnym sklepiku zaopatrują się w korkowe torebki. To dopiero hit - korek jest wykorzystywany dosłownie do wszystkiego. Następnie udajemy się w długą, jak na azorskie warunki, 30 minutową podróż. Nossa Senhora do Paz. Jest to kościół na wzgórzu i niezwykłe miejsce głównie za sprawą fantastycznych widoków rozciągających się na miasteczko Villa Franca do Campo i na pobliską skalistą wysepkę - a właściwie czubek krateru wulkanu, zarówno z podnóży, jak i tarasów okalających go. Dojeżdżając na parking niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami i baliśmy się, że nastąpi oberwanie chmury, tak się jednak nie stało. Wchodząc po schodach, na każdym poziomie można dostrzec ceramiczny kunszt w postaci obrazów tajemnic różańca.
Po tym spektaklu dla zmysłów trzeba coś zrobić dla ciała. Udajemy się do malutkiej rybackiej wioski Caloura Agua de Pau na zasłużoną kolację. W restauracji w której jedliśmy, spotkaliśmy kelnera, który bardzo dobrze mówił po polsku, a zawdzięczał to uczestnictwu w wymianie studenckiej w Sopocie.
Kolacja jest wyborna. Mamy nawet teorię, że im brzydsza ryba, tym lepiej smakuje. Mięso płaszczki nie przypada nam szczególnie do gustu, pozostałe ryby są wyśmienite.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)