Gravina in Puglia, Matera
Trochę niewyspani budzimy się w ten słoneczny i piękny dzień. W agendzie mamy kolejne dwa miasta, które są warte zobaczenia. Będą to kolejno ósme i dziewiąte – idziemy na rekord! Prognozy zapowiadały bezchmurne niebo i jakże jesteśmy zdziwieni, że słońce jakoś niechętnie przedziera się przez „dziwną” mgłę, która nie sięga nawet powierzchni ziemi. Ale czas ruszyć ku przygodzie i realizować plan. Zanim jednak rozpoczniemy nasz trip robimy zakupy na Niedzielę Wielkanocną. Pobliski Lidl robi nam za dostawcę niezbędnych produktów (tzw. „biedra” w Italii jest chyba nieznana). Za namową naszej gospodyni, skoro będziemy w pobliżu Matery, na naszej liście jest także pobliska Altamura i tajemnicza rzekoma „knajpa” jej znajomego z przepysznymi serami własnej produkcji i oczywiście koniecznie mamy się na nią powołać – jako najlepsi znajomi. Ale zanim odwiedzimy Materę zaglądamy do nieodległego miasteczka Gravina di Puglia. Miasto to jest nieodkrytą perłą Apulii. Określana jest mianem „małej Matery”, leży bowiem nad tym samym wąwozem co słynne miasto wykute w skale. Gravina to malutkie miasteczko z dala od wszystkiego, w którym w dalszym ciągu czuć ducha biegnącej historii, a także miejsce narodzin papieża Benedykta XIII, którego pomnik znajduje się przy katedrze Santa Maria Asunta.
Po małych problemach z parkowaniem zmierzamy ku nieodkrytej Gravinie. Rozpoczynamy spacer – uwaga wąskimi uliczkami oczywiście starego miasta. Jak zwykle suszy się pranie, więc można poczuć świeży, miły zapach. Idziemy w stronę Piazza Benedetto XIII, mijając po drodze kościół Santa Maria del Suffragio. Wchodzimy w wąską uliczkę i kierujemy nasze kroki dalej w stronę Ponte Acquedotto, czyli największej atrakcji czekającej na nas w tym miejscu. Idąc tą trasą, trzymając się blisko wąwozu, mijamy kilka punktów widokowych na most oraz jaskinie znajdujące się na zboczu wąwozu. Niezbyt dużo wiadomo o dacie budowy tego mostu. Według źródeł istniał już co najmniej w XVII wieku. Został zbudowany, by umożliwić przekroczenie strumienia znajdującego się na dnie wąwozu i dotarcie wiernym do kościoła Madonna della Stella, którego pozostałości znajdują się po drugiej stronie. Po kilku chwilach po „drugiej stronie mocy” wracamy do centro storico i podziwiamy kunszt budowniczych. W pobliskiej słonecznej kawiarence kosztujemy tutejszej kawy – smakuje równie wybornie jak w każdym innym włoskim zakątku (właściwie nie przypominamy sobie, żebyśmy kiedykolwiek doświadczyli niesmacznej włoskiej kawy).Rozgrzeszam Was |
ołtarzyk w szafie |
Pospiesznie wracamy do auta i przekraczamy granice włoskiego regionu. Wita nas prowincja Basilicata. Docelowo zmierzamy do Matery miasta, w którym Mel Gibson kręcił swój hitowy film „Pasja”, a James Bond ścigał się po jego ulicach. Najpierw jednak zmierzamy na drugą stronę wąwozu odgradzającego kamienne miasto od parku archeologicznego. Belvedere Murgia Timone to obowiązkowy punkt widokowy położony na wzgórzu naprzeciwko miasta Matera, to miejsce jest częścią Parku Archeologicznego Historii Naturalnej Regionu Matera, znanego z wyjątkowych formacji skalnych i starożytnych osad ludzkich. Parkujemy samochód na darmowym parkingu i po krótkim spacerku jesteśmy już na miejscu. Belvedere Murgia Timone jest znane przede wszystkim z panoramicznych widoków na historyczne centrum Matery, zwłaszcza na dzielnicę Sassi, wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jak na dłoni widać charakterystyczne kamienne domy i kościoły wykute w skale, prehistoryczne osady i groty – to dowód długiej historii ludzkiego osadnictwa w tym regionie. Wśród najważniejszych znalezisk są starożytne groby, które sięgają epoki paleolitu, neolitu i brązu. Aż dziw bierze, że jeszcze nie tak dawno Matera była uznawana za miejsce nieszczególne, biedne i pozbawione elektryczności. Okolice te są idealnym miejscem dla miłośników przyrody i pieszych wędrówek – można zejść na sam dół wąwozu (ale warto wtedy spędzić w Materze 2 dni). Jest dosyć wietrznie, więc nie spędzamy tam zbyt wiele czasu. Niebo na wszystkich radarach pogodowych jest bezchmurne, lecz efekt błękitu psuje nawiany pył znad Sahary, który w tym czasie był również odczuwalny w Polsce.
Wracamy do centrum miasta. Tutaj podobnie jak w Alberobello da się odczuć, że jest to miejsce mocno turystyczne. Idziemy głównym deptakiem wśród licznych straganów oferujących przysmaki w postaci słodyczy, prażonych orzechów czy tamtejszych serów. Kolejny raz zagłębiamy się w kręte uliczki, które oferują nam podziwianie starych kamienic, kościołów a także ciasnych placyków. Próbujemy zajrzeć w każdy kąt tego tajemniczego miejsca, lecz jak się okazuje nie sposób jest tego dokonać bez błądzenia. Dochodząc do najniższego punktu miasta mamy jeszcze możliwość zejść kolejne kilkadziesiąt metrów do tzw. „tybetańskiego mostu” zrobionego na wzór tych mostów, które wiszą nad głębokimi dolinami w Himalajach. Jest już jednak dosyć późno i postanawiamy powoli wracać do auta. Po kolejnej godzinie kluczenia docieramy na Piazza Duomo – niewielki plac przed Basilica Cattedrale di Matera. Kościół jest niestety zamknięty dla zwiedzających, ale z zewnątrz też robi wrażenie.
Po chwili odpoczynku w otoczeniu muzyki, którą serwują uliczni grajkowie, zadowoleni wracamy do naszego pojazdu. Pył znad Sahary nie przeszkodził w podziwianiu Matery, a wręcz dodał może kolorytu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)