niedziela, 31 lipca 2022

Z widokami na jeziora


Cima d'Oro 1802 m.n.p.m.

Prognozy na ten dzień miały się znacząco poprawić. Wykorzystamy go więc w stu procentach. Dzień wcześniej mieliśmy lekki rozruch, dziś będzie dużo większa dawka aktywności - idziemy w góry! Możliwości są długie i szerokie jak Garda. My wybieramy opcję z nieodległym szczytem, który widać z tarasu naszego apartamentu. Cima d'Oro to szczyt o wysokości powyżej 1800 m.n.p.m. Dzięki historycznym śladom I wojny światowej i bezkresnym widokom wędrówka na szczyt stanowi kwitesencję licznych niespodzianek, jakie kryją szlaki otaczającej  Valle di Ledro. Opisana trasa nie ma żadnych trudności technicznych i niebezpieczeństw, choć jest nieco wymagająca ze względu na przewyższenie jakie trzeba pokonać, a będzie to ponad 1000 metrów. Ciekawe, czy moje plecy przejdą obok tego obojętnie. Dawid stwierdza, że dziś spróbuje swoich sił na rowerze, więc wypożycza go w jednym z wielu możliwych punktów w okolicy. Tym samym nasza czwórka po sytym śniadaniu rozpoczyna podbój górskich szlaków od maleńkiego parkingu w przysiółku La Vale.

Przez pierwszą godzinę idziemy szeroką, szutrową i zacienioną trasą rowerową, wzdłuż której gdzieniegdzie spomiędzy drzew przebija się słońce. Prawdę mówiąc kilkukrotnie można było sobie skrócić podejście wchodząc na właściwy szlak Senterio Austrioungarico 1915-1918, ale my jesteśmy wygodniccy i udajemy, że nie widzimy tablic szlakowskazów.




Dochodzimy do malowniczego punktu widokowego, z którego w pełnej krasie widać nasze jezioro Ledro. Jest tam fajna ławeczka ze stołem, aż się prosi, żeby się przy nim zatrzymać. No cóż, nam nie trzeba dwa razy powtarzać. Spędzamy tam ok. pół godziny, nawadniamy się, focimy. Czas też wykorzystać krem UV 50.






Od tego momentu koniec z wygodną drogą. Wchodzimy w iście górski i owiany wieloma tajemnicami teren. Gęstość poziomic na mapie wskazuje, że się nieźle zmęczymy i już niedługo wsmarowany krem, będzie spływał po naszych ciałach. Mijamy stare i opuszczone punkty pierwszej pomocy, ruiny okopów, kilka sztolni i po kolejnej godzinie zmęczeni, ale szczęśliwi docieramy do kolejnego punktu widokowego.







Cima Osservatorio to świetny punkt, z którego roztaczają się przepiękne widoki nie tylko na dolinę Ledro, ale także na pobliski masyw Monte Baldo czy dalsze nieznane nam góry i pagóry. Każdy razem i z osobna ustawia się do fotki przy metalowym krzyżu, chłoniemy widoki, posilamy się, znowu się smarujemy, bo po tamtej porcji nie ma już śladu i oczywiście cieszymy się chwilą w górach. Niektórzy pierwszy raz w sezonie. Wow! Moja radość jest wielka. Decydując się na lutową operację nie sądziłem, że tak szybko stanę na nogi. Jestem pozytywnie zaskoczony swoim stanem. Teraz może być już tylko lepiej i z takim nastawieniem ruszamy dalej ku szczytowi.









Idziemy teraz trawiastą granią niczym w Tatrach Zachodnich, wzdłuż długiego rowu wykopanego na potrzeby okopów. Widoki coraz szersze. Znika z widoku Lago di Ledro, pojawia się w zastępstwie Garda. Po chwili stajemy na szczycie. Oprócz nas jest tam para Czechów oraz Austriaków na rowerach, z którymi zamieniamy parę zdań o wrażeniach z okolicy. Nasza pogodynka (Makak) z niepokojem spogląda na radary pogodowe i obwieszcza nam wiadomość o zbliżającym się deszczu. Rzeczywiście niebo jakby się zachmurzyło, ale czy powiedzenie "z małej chmury duży deszcz" sprawdzi się tym razem?













Rozpoczynamy schodzenie. Pamiętając słowa mojego guru z dziedziny rehabilitacji idę na mocno ugiętych kolanach, aby amortyzować wszelakie drgania kręgosłupa. Po pierwszej godzinie gubienia wysokości już wiem, że zakwasy będą rekordowe. Łydki, uda i biodra palą niemiłosiernie. W międzyczasie spada deszcz. Powiedzieć, że padało to powiedzieć za dużo. Co prawda coś tam z chmury spłynęło, ale dwie minuty deszczu to tylko lekkie schłodzenie organizmu. Po kolejnych trzydziestu minutach wchodzimy na znaną już nam trasę rowerową, którą na lekko już schodzimy aż do samochodu.


Tu nawet "odliściają"


Była też opcja zrobienia klasycznej pętelki i zejścia Doliną Dromae, ale po porozumieniu się z mapą i obejrzeniu gęstości poziomic na tej trasie, lobbowałem u reszty ekipy zejście znaną nam drogą. Decyzja była jednogłośna. Zatrzymujemy się jeszcze raz przy "ławostołach" z widokiem na Ledro, a potem już prosto do auta. Po powrocie do domu zażywamy orzeźwiającej kąpieli w jeziorze Ledro. To jest dopiero czad, gdy po górskiej akcji można zażyć kąpieli w jeziorze tak czystym, że pstrągi jedzą Ci z ręki. Otaczają nas góry - czujemy w kościach, że kolejny dzień też będziemy spędzać wysoko.

WIĘCEJ ZDJĘĆ 

2 komentarze:

  1. Ależ tam było pięknie! 🤩

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne tereny. Góry rzeczywiście mocno przypominają Tatry Zachodnie. Tylko widoki na jeziora w dole zupełnie inne ;)

    Dobrze, że po operacji już wszystko dobrze. Na pewno był duży niepokój przed urlopem, czy dasz radę zrealizować plany z jej powodu.

    OdpowiedzUsuń

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)