piątek, 7 sierpnia 2020

Daleko jeszcze?



Tatry - Otargańce 2194 m.n.p.m. 

„Bieszczady to dzikie góry!”. Kto tak twierdzi, ten albo nie zna życia (żartobliwie ujmując), albo nie był na grani Otargańców w słowackich Tatrach Zachodnich. Ale po kolei. Klasycznego pana parkingowego w odblaskowej kamizelce zastąpiła tym razem tablica informacyjna z numerem telefonu, pod który należy wysłać sms z rejestracją auta.
Przy szlabanie u wylotu Doliny Wąskiej żegnamy się z pięciometrowym, drewnianym strażnikiem nie wiedząc, że spotkamy go jak już się będzie ściemniać. Po 20 minutowym spacerze szeroką, szutrową drogą cieszymy się, że urwaliśmy 10 minut z mapowego czasu. Po tym odcinku odbijamy w dzicz. Następuje długie, mozolne zdobywanie wysokości. Szlak biegnie po nasłonecznionym o tej porze dnia zboczu wśród wysokich i gęstych traw, na przemian z leśnymi odcinkami, na których musimy zmagać się z licznymi przeszkodami w postaci powalonych drzew. Przeszkody te pokonywać trzeba różnymi sposobami: pod drzewem, nad drzewem – rzadziej omijając. Ten etap wymaga czujności – nietrudno zgubić szlak. Po dwóch godzinach ostrej walki stajemy na pierwszym z ośmiu szczytów tego dnia.





Od tej pory już nic nie będzie takie samo. Kolejny etap stanowi wędrówka słoneczną granią góra – dół, góra – dół rzuca Barbórka  - jak to w życiu. Trzeba zaakceptować fakt, że zdobyte metry za chwilę wytracimy, a Barbórka jest lekko przerażona faktem tak licznych szczytowań w tak krótkich odstępach czasu. Teraz już wiemy, że ten dzień będzie długi. Niżna Magura, Niżne Otargańce, Wyżne Otargańce i Wyżna Magura oraz dwa bezimienne szczyty padają naszym łupem. Ktoś miał niezłą fantazję tworząc nazwy tych szczytów. Rosnące zmęczenie i kolejne kilometry w nogach rekompensują bajeczne widoki w każdym kierunku, a my z utęsknieniem wypatrujemy klasycznej zachodniotatrzańskiej ścieżki, gdyż charakter poprzednich szczytów bardziej przypomina skaliste Tatry Wysokie.


















Na Raczkowej Czubie spędzamy dłuższą chwilę i dochodzimy do wniosku, że tego wieczora w gojeniu ran, oprócz suplementów płynnych w postaci dużej ilości piwa, w ruch pójdzie PANTENOL. Po wejściu na Jarząbczy Wierch cieszymy się, że podejścia są już za nami. W późniejszym czasie okazało się, że ta radość była przedwczesna. Zielony szlak do Doliny Jamnickiej okazał się morderczy. Strome gruzowisko w pierwszej fazie i mega gęste kosodrzewiny zrośnięte ze sobą wysysały z nas resztki komfortu psychicznego. Przeraża nas fakt, jak bardzo zaniedbane są słowackie odcinki.









Kiedy kilka lat temu wracałem z Markiem z Barańca pamiętam, że dnem Doliny Jamnickiej poprowadzona jest szutrowa droga. Z wielką nadzieją czekaliśmy na nią, gdyż do stracenia mieliśmy jeszcze 400 metrów w pionie. Trasa była już prosta, lecz nogi odmawiały nam posłuszeństwa i szliśmy tylko siłą woli. W końcu po 12.5 godzinach akcji górskiej w świetle zachodzącego słońca widzimy pięciometrowego strażnika parku. Pod wpływem całodniowego wysiłku wydaje nam się, że do nas macha. Podsumowując szlak, umieszczamy go w kategorii piękny, ale gdybyś chciał/a go z kimś przejść – nie dzwoń do nas w tej sprawie.  

5 komentarzy:

  1. "Podsumowując szlak, umieszczamy go w kategorii piękny, ale gdybyś chciał/a go z kimś przejść – nie dzwoń do nas w tej sprawie."
    ������

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamiast tych znaków zapytania w kwadracikach miały być uśmieszki, ale się nie pojawiły...

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, podobnie bym podsumował ten szlak jak Wy. Ładny, ale kawał drogi do zrobienia jest. Ale chyba ludzi nie spotykaliście za wiele tam?

    OdpowiedzUsuń
  4. Artur - ludzi rzeczywiście nie było dużo aczkolwiek sądziliśmy że nie będzie nikogo. W sumie ok 20-30 osób

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby nie było nikogo, to musiałaby być jesień i to z bardzo kiepską pogodą ;) Tatry słowackie jednak nie są tak puste, jak to niektórzy twierdzą :) Fakt, ludzi mniej niż po naszej stronie, ale w wielu rejonach zupełnej pustki nie będzie.

      Usuń

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)