Tatry - Świstowa Kopa 1857 m.n.p.m.
Zapowiada się pogoda żyleta, która ma nam wynagrodzić humorzastą aurę z dnia poprzedniego. Chwilę zastanawiamy się jak wykorzystać warunki, które sprzyjają pobytom na wysokościach, a jednocześnie dostarczają dużo przyjemności widokowych. Wybór pada na szlak łączący dwie słynne doliny: 5 Stawów Polskich i Rybiego Potoku, czyli słynny szlak przez Świstówkę, który dla Basi będzie nowym doświadczeniem. Dzień roboczy sprzyja wolnym miejscom na parkingu Palenica Białczańska. Rezerwacja przebiegła pomyślnie, stawiamy się na parkingu jeszcze przed godziną ósmą, żeby wykorzystać cały dzień. Poranek jest rześki, ale czyste niebo i to chłodne powietrze są zapowiedzią dobrej przejrzystości.
Ruszamy przez Dolinę Roztoki w kierunku ulubionej 5-tki. Mimo, że już po 20 minutach trzeba przejść w tryb „stromo pod górę” – idzie nam się zaskakująco lekko i bez problemów oddechowych. Bardzo sprawnie pokonujemy zielony szlak aż do rozwidlenia na wodospad. Tym razem wybieramy czarny szlak do schroniska, przy okazji wspominając ten odcinek zimową porą – dyskutujemy jak bardzo wariant zimowy odbiega od letniego.
Spotykamy też dwóch miłych gości, pracujących dla TPN i naprawiających szlak. Idą przed nami, oczyszczając szlak z drobnych kamieni, poprawiając jego stan – Basia oczywiście zagaduje Panów i zadaje im ciekawskie pytania. Niebieski nieboskłon, przełęcz Krzyżne jak na wyciągnięcie ręki. Ostatnia prosta do schroniska to seria zachwytów, a przecież to dopiero początek tych „achów” – najlepsze jeszcze przed nami.
Schronisko zaskakująco puste – aż miło zamówić zupę i grzańca bez stania w kolejce. Wychodzimy na zewnątrz, żeby posiedzieć na słoneczku. Niesamowite – koniec października, a my siedzimy przed schroniskiem w krótkim rękawku. Podziwiamy drogę na Szpiglas, widać śnieg na zakosach. Utwierdzamy się w dobrej decyzji, śnieg jednak zalega na północnych ekspozycjach – a nas czeka widokowy szlak na wszystkie 5 stawów (no prawie), a potem na stronę Wysokich Tatr w kierunku Morskiego Oka.
Trzeba ruszać w górę. Dobre humory dopisują. Szybko zdobywamy wysokość. Nie ma tłumów, więc można iść w komfortowych warunkach. Postanawiam na chwilę zboczyć ze szlaku, w tym czasie Basia czeka chwilę i tradycyjnie nawiązuje kontakty z przechodzącymi turystkami. Dochodzimy do poznanych przez Basię dziewczyn – przemiłych sióstr z Poznania – osiągając najwyższy punkt na trasie – widokowy, więc świadczymy sobie wzajemnie usługi fotograficzne i rozprawiamy o życiu i górach.
Tak nam się dobrze gada, że postanawiamy razem schodzić w kierunku Morskiego Oka. Co jakąś chwilę zatrzymujemy się na chwilę – ćwiczę Basię z widoków i rozpoznawania szczytów – i nawet jestem zadowolony z efektów lekcji tatrzańskiej topografii. Przynajmniej nie wszędzie widzi Świnicę. Basia jak to ona – dziś pamięta, a następny wyjazd zabawa zaczyna się od nowa. Końcówka szlaku trochę odbiera nam siły – ale ostatecznie dochodzimy do asfaltu, gdzie rozstajemy się z naszymi towarzyszkami. Ostatni odcinek to asfalting przerywany kamiennymi skrótami – dobrze znany bywalcom Morskiego Oka – zdecydowanie tłoczno tu; w 5-tce to jednak inny świat. Mimo to w tempie i w ogólnemu zadowoleniu docieramy do naszego wehikułu. Fajny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)