Beskid Żywiecki - Krawców Wierch 1071 m.n.p.m.
Któregoś sierpniowego dnia postanowiliśmy odwiedzić rodziców i przy okazji wybrać się w góry. Oczywiście na takie jednodniowe górołażenie nie mogliśmy sobie wymyślić jakiejś wyrypy, więc padł pomysł na naleśniki w bacówce pod Krawców Wierchem. Nie będzie to długa wycieczka, więc z Radlina w towarzystwie Pauliny wyjeżdżamy o ludzkiej porze tzn. 7:00. Dojeżdżamy do Glinki, szybka przebierka i sru do góry.
Idzie nam się wyśmienicie, szlak nie jest stromy ani błotnisty (do czasu). Na końcu zabudowań spotykamy mieszkańca, który rozmyśla nad kupnem działki w celu wybudowania agroturystyki. W swoim stylu doradzamy mu i utargowaliśmy 30% rabat na noclegi. Jednostajnym tempem przemierzamy kolejne metry gdzieniegdzie omijając błotniste łachy, by w końcu wejść na polanę, na której znajduje się bacówka. znajdujemy sobie swój kąt i ku naszemu niezadowoleniu dowiadujemy się, że naleśników dziś nie będzie. Rozkładam się na ławce i zapadam w błogi sen przerywany przez krzyki "bąbelków" i innych przedstawicieli najmłodszego pokolenia. Basia proponuje, aby przedłużyć sobie spacer o jedną z dostępnych "krawczyńskich pętli". Mówię: "Ok to ja na Was poczekam tutaj". Zostało na "moim". Miało być leniuchowanie - będzie leniuchowanie. Idziemy jeszcze na szczyt. W gąszczu lasu znaleźliśmy tabliczkę szczytową robimy fotę i spokojnym krokiem schodzimy do samochodu. To był fajny aktywny dzień.
Tyle wędrowania za naleśnikami, by dowiedzieć się, że naleśników nie ma. To musiał być zawód. Przynajmniej pogoda do leniuchowania podpasowała.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jak mówisz
OdpowiedzUsuń