Niżne Tatry - Dumbier 2046 m.n.p.m.
Kto to widział, aby w październiku było tak ciepło. Co
prawda zeszłego roku do połowy listopada pogoda była sprzyjająca górskim
wędrówkom. Ale kto by pomyślał, że i w tym roku pojawi się taka opcja. Może to
sprawka tego wszędzie głoszonego ocieplenia klimatu. Może i tak jest ale nam w
to graj. Zaplanowaliśmy sobie wcześniej, że rozdziewiczę Tatry Niżne. Mapki
rejonu mam już od wielu lat, ale jakoś tak nie po drodze było. W końcu stało
się. Zaprosiliśmy jeszcze Paulinę do wspólnej wędrówki. Długo nie trzeba było
namawiać. Na pytanie gdzie chcemy iść mówię, że standardowo najwyższe piki a
co?!
Po noclegu w Tychach o 9 z parkingu „Lucky” ruszamy za
zielonymi znakami w głąb Szerokiej Doliny. Prognozy się sprawdzają. Jest piękne
niebieskie niebo i żadnej chmurki. Po tabliczkowym czasie stajemy przy
rozejściu i zaczynają pojawiać się kolejne coraz szersze widoki. Chwilę
odpoczywamy i pstrykamy foty.
Teraz dopiero zacznie się zdobywanie wysokości.
Licznymi zakosami zatrzymując się co jakiś czas niby odpocząć, niby zrobić
kolejne zdjęcie meldujemy się na Krupowej Holi. Tutaj pojawiają się widoki na
Tatry a z drugiej strony na ... niewiadome z nazwy pagóry słowackiego kraju.
Jestem zachwycony tym miejscem. Basia jest zaskoczona, gdy recytuje jej nazwy
tatrzańskich szczytów z lewej do prawej i polecam przyswoić tą wiedzę, gdyż
dnia następnego będzie z tego sprawdzian. Wtedy to pani Paulina prychnęła
śmiechem. Na Krupowej leżymy dobrą godzinę. Fajnie tak się lenić wysoko w
górach przy pięknej pogodzie, wiedząc że czas nas nie goni. Zbierają się tłumy
zaczyna być głośno, więc ruszamy w stronę najwyższego Dumbiera.
Żeby sobie
zrobić fotę pod krzyżem, trzeba było swoje odstać w kolejce. W międzyczasie
wpadliśmy na pomysł, żeby z Chopoka zrobić foty zachodzącego słońca i potem
zjechać kolejką. Ale po kolei. Na Dumbierze długo nie zabawiamy. I ruszamy w
stronę Chopoka.
Jest już znaczna wysokość więc dużo podejść nie będzie, więc
jestem zadowolony. Nie mogę się nadziwić co się dzieje po naszej lewej stronie.
Rozświetlone promieniami słonecznymi warstwy pagórków tworzą niesamowity efekt.
Demanowskie Sedlo, trawers Konskiego i stajemy pod wyciągiem lanovki. Idziemy
sprawdzić do której możemy zabawić na szczycie i Kamiennej Chacie. Okazuje się,
że mamy mnóstwo czasu, bo będąc tam 15.20 już się spóźniliśmy na ostatni zjazd.
Skandal!!! Gorzej niż w Dolomitach haha. Więc śmigamy do w/w chaty na górską
herbatę, kufel kofoli i złoty trunek. Ja jeszcze w miedzy czasie wbiegam na
kupę kamieni – tak dla zasady.
No ale żeby nie schodzić po ciemku po 16 ruszamy
wzdłuż wyciągu niebieskim szlakiem. Po niecałych dwóch godzinach jesteśmy przy
wielkim Grand Hotelu i Barbórka jednym gestem łapie stopa, który podwozi nas na
parking, który Basia ochrzciła „Laki”. To był dooobry dzień. Zajeżdżamy jeszcze
do knajpki na obiad, gdzie wlewam w siebie pysznego tankowanego Złotego Bażanta
potem drugiego i trzeciego a ok. 21 dołącza do nas jeszcze Dawid.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)