środa, 13 listopada 2019

Rozdziewiczanie Niżnych


Niżne Tatry - Dumbier 2046 m.n.p.m.

Kto to widział, aby w październiku było tak ciepło. Co prawda zeszłego roku do połowy listopada pogoda była sprzyjająca górskim wędrówkom. Ale kto by pomyślał, że i w tym roku pojawi się taka opcja. Może to sprawka tego wszędzie głoszonego ocieplenia klimatu. Może i tak jest ale nam w to graj. Zaplanowaliśmy sobie wcześniej, że rozdziewiczę Tatry Niżne. Mapki rejonu mam już od wielu lat, ale jakoś tak nie po drodze było. W końcu stało się. Zaprosiliśmy jeszcze Paulinę do wspólnej wędrówki. Długo nie trzeba było namawiać. Na pytanie gdzie chcemy iść mówię, że standardowo najwyższe piki a co?!

Po noclegu w Tychach o 9 z parkingu „Lucky” ruszamy za zielonymi znakami w głąb Szerokiej Doliny. Prognozy się sprawdzają. Jest piękne niebieskie niebo i żadnej chmurki. Po tabliczkowym czasie stajemy przy rozejściu i zaczynają pojawiać się kolejne coraz szersze widoki. Chwilę odpoczywamy i pstrykamy foty. 



Teraz dopiero zacznie się zdobywanie wysokości. Licznymi zakosami zatrzymując się co jakiś czas niby odpocząć, niby zrobić kolejne zdjęcie meldujemy się na Krupowej Holi. Tutaj pojawiają się widoki na Tatry a z drugiej strony na ... niewiadome z nazwy pagóry słowackiego kraju. Jestem zachwycony tym miejscem. Basia jest zaskoczona, gdy recytuje jej nazwy tatrzańskich szczytów z lewej do prawej i polecam przyswoić tą wiedzę, gdyż dnia następnego będzie z tego sprawdzian. Wtedy to pani Paulina prychnęła śmiechem. Na Krupowej leżymy dobrą godzinę. Fajnie tak się lenić wysoko w górach przy pięknej pogodzie, wiedząc że czas nas nie goni. Zbierają się tłumy zaczyna być głośno, więc ruszamy w stronę najwyższego Dumbiera. 










Żeby sobie zrobić fotę pod krzyżem, trzeba było swoje odstać w kolejce. W międzyczasie wpadliśmy na pomysł, żeby z Chopoka zrobić foty zachodzącego słońca i potem zjechać kolejką. Ale po kolei. Na Dumbierze długo nie zabawiamy. I ruszamy w stronę Chopoka. 







Jest już znaczna wysokość więc dużo podejść nie będzie, więc jestem zadowolony. Nie mogę się nadziwić co się dzieje po naszej lewej stronie. Rozświetlone promieniami słonecznymi warstwy pagórków tworzą niesamowity efekt. Demanowskie Sedlo, trawers Konskiego i stajemy pod wyciągiem lanovki. Idziemy sprawdzić do której możemy zabawić na szczycie i Kamiennej Chacie. Okazuje się, że mamy mnóstwo czasu, bo będąc tam 15.20 już się spóźniliśmy na ostatni zjazd. Skandal!!! Gorzej niż w Dolomitach haha. Więc śmigamy do w/w chaty na górską herbatę, kufel kofoli i złoty trunek. Ja jeszcze w miedzy czasie wbiegam na kupę kamieni – tak dla zasady. 










No ale żeby nie schodzić po ciemku po 16 ruszamy wzdłuż wyciągu niebieskim szlakiem. Po niecałych dwóch godzinach jesteśmy przy wielkim Grand Hotelu i Barbórka jednym gestem łapie stopa, który podwozi nas na parking, który Basia ochrzciła „Laki”. To był dooobry dzień. Zajeżdżamy jeszcze do knajpki na obiad, gdzie wlewam w siebie pysznego tankowanego Złotego Bażanta potem drugiego i trzeciego a ok. 21 dołącza do nas jeszcze Dawid.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)