Mikołajki i Giżycko
Kto by pomyślał, że zamienimy
górskie wzniesienia na nizinne krajobrazy. Cóż, czasami nie ma wyjścia i trzeba
dopasować się do zastanych możliwości. W pewien marcowy weekend (9-11) postanawiamy
ruszyć na podbój krainy Wielkich Jezior Mazurskich. Nucąc z tyłu głowy piosenkę
Czerwonych Gitar – „Wróćmy nad jeziora” – obieramy kierunek – Mikołajki. Plany
mamy ambitne, ale jak zwykle pierwsze skrzypce gra pogoda, która tym razem
sprzyja bogaczom, bo my doświadczamy iście chłodnej i deszczowej aury.
Ruszamy z Warszawy w sobotę z
samego rana, zanim jednak dojedziemy do miejsca noclegu – Mikołajek – pierwszym
celem jest Wilczy Szaniec, miejsce owiane historią nieudanego zamachu na
Hitlera. To właśnie w Gierłoży można odwiedzić Główną Kwaterę Hitlera i Naczelnego
Dowództwa Sił Zbrojnych, to tutaj miała miejsce Operacja Walkiria – zobrazowana
w filmie o tym samym tytule. Przewodnik prowadzi nas po tajemniczych bunkrach i
opowiada o Von Stauffenbergu, w postać którego wcielił się w filmie Tom Cruise,
który dokonał nieudanego zamachu bombowego na małego człowieka o wielkim ego.
Natura przeplata się tu ze śladami historycznymi, czuć, że coś wisi w
powietrzu, to wszystko sprawia, że jesteśmy pod wielkim wrażeniem Wilczego Szańca
i tego niezwykle przemyślanego planu logistycznego. Bunkry przetrwały niejedno,
drzewa widziały niejedno – dumamy sobie podczas dwugodzinnego zwiedzania.




Pogoda
pogarsza się niestety, niebo płacze, ale my się nie poddajemy i ruszamy dalej –
następny przystanek to miejscowość Ryn. To małe miasteczko słynie przede
wszystkim z pokrzyżackiego zamku z XIV wieku, w którym obecnie znajduje się
przepiękny hotel. Wchodzimy do środka, żeby poczuć jego klimat. Zwiedzanie w
marcu ma jednak swoje ograniczenia, większość obiektów nie jest dostępna o tej
porze roku. Rozczarowani obchodzimy zamek i idziemy w stronę Wieży Ciśnień.




I
ta jest zamknięta dla zwiedzających, pozostaje nam więc tylko selfie w deszczu.
Odwiedzamy także Wiatrak Holenderski z XIX wieku, który przypomina domek z
krainy Muminków.
Pogoda nie rozpieszcza, postanawiamy więc spróbować warmińsko-mazurskiej
regionalnej kuchni – w menu na ten dzień: kartacze i rybka. Po dobrym posiłku
kierujemy się do miejsca noclegu, czyli Mikołajek.
Nasza miejscówka jest bardzo
klimatyczna – z sypialni mamy widok na jezioro Mikołajskie i całe Mikołajki.
Już nie możemy się doczekać tego widoku o poranku.
Koszmar pogodowy trwa –
niedzielny poranek rozpoczyna się od małych opadów śniegu i wiatru. Ale nie
przyjechaliśmy tu siedzieć i narzekać, ruszamy w kierunku Giżycka. Do perfekcji
mamy opanowane wychodzenie z samochodu w momencie, gdy niebo odpuszcza i
przestaje padać. Takich momentów mamy kilka – cieszymy się z tego, co jest.
Zwiedzanie Giżycka zaczynamy do Twierdzy Boyen. Militarne atrakcje to motyw
przewodni naszego wyjazdu – Robert uwielbia takie miejsca, a i ja nie mam nic
przeciwko, żeby zachłysnąć się historią. Twierdza Boyen to strategiczny obiekt
w kształcie gwiazdy. Możliwości zwiedzania jest kilka – my wybieramy optymalną
trasę, która wiedzie zarówno górną, jak i dolną częścią tej pruskiej fortyfikacji.
Kolejny raz jesteśmy pod wrażeniem rozplanowania i całej konstrukcji. 100
hektarów powierzchni wewnętrznej, cztery bramy (Giżycka, Kętrzyńska, Wodna i
Prochowa),kamienno-ceglany mur o długości ponad 2 tysięcy metrów, schrony dla
żołnierzy, spichlerze, arsenały, a nawet siłownia – jest co oglądać. Pogoda
chwilo nie najgorsza, zwiedzamy więc co się da – fotki z artylerią to najlepsza
zabawa - nie ma to jak zdjęcia z długą lufą.






![]() | |
"pokaż kotku co masz w środku" |




![]() |
"w razie niekorzystnych warunków - schronić się do budki wartowniczej lub pod grzybek" |
Następnie udajemy się, żeby
zobaczyć inne atrakcje Giżycka: Wieżę Ciśnień, Zamek Krzyżacki, molo z widokiem
na jezioro lub jeziora (bo Giżycko otacza podobno aż 7 jezior). Oczywiście
wszystko jest zamknięte dla odwiedzających o tej porze roku. Robimy co się da,
chociaż pogoda nie pozwala poczuć się tutaj, jak w krainie jezior, a raczej
mamy wrażenie, że jesteśmy w centrum jakiegoś sztormu.




Lekko załamani
panującymi warunkami atmosferycznymi, kierujemy się do Mikołajek. Bardzo
podobają nam się drogi, które wiodą wśród licznych drzew. Nie jest to może
bezpieczna trasa, ale robi fajny klimat. Nagle czujemy promienie słoneczne na
sobie, wjeżdżamy w obszar słońca! Podoba nam się bardzo ten nagły zwrot akcji,
widok jeziora Jagodne sprawia, że wpadamy w euforię, zatrzymujemy się i
oczywiście zdjęciom nie ma końca.





Trwa to wszystko dłuższą chwilę, postanawiamy
więc pojechać w kierunku jeziora Śniardwy – ale wymaga to niestety przeprawy
promowej, która o tej porze roku…. okazuje się niemożliwa. Szybko zmieniamy
plany i już jesteśmy w centrum Mikołajek. Mikołajki nazywane są Wenecją Północy
i pewnie latem można to dostrzec i poczuć intensywniej niż w marcu, ale i tak
jesteśmy pozytywnie zaskoczeni. Rynek, promenada, widok z drugiej strony miasta
i otoczenie jeziora Mikołajskiego są warte zobaczenia.









Oczywiście w planach
były jeszcze atrakcje na świeżym powietrzu, ale pozostaje nam wrócić tutaj w
bardziej sprzyjających okolicznościach. Czujemy niedosyt, ale to tylko zaostrza
nam apetyt na kolejną wyprawę… wrócimy nad jeziora, oj wrócimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)