Anglia - Oxford, Londyn
Nie mamy ostatnio okazji pobyć w
górach z różnych przyczyn, ale to nie oznacza, żeby siedzieć w domu. Wpadamy na
pomysł odwiedzenia Oxfordu i Londynu – wszystko w ekspresowym tempie, ale to
musi się udać, wystarczy tylko dobrze wszystko zaplanować. Bilety w dobrej cenie
upolowane – lecimy! Londyn od Warszawy dzielą zaledwie 2 godziny lotu, już o 6
startujemy, by chwilę po 8 usłyszeć brytyjski akcent na płycie lotniska w
Luton. Stamtąd kierujemy się autokarem National Express do Oxfordu, naszego
miejsca noclegowego. I już po 10 jesteśmy w centrum hrabstwa Oxfordshire
położonym w południowej części Anglii nad Tamizą.
Zwiedzanie rozpoczynamy w
samo południe. Pogoda, tym razem, pozwala na wszystko. Chcemy poczuć
akademickiego ducha Oxfordu, tutaj wszystko pachnie wiedzą, historią, Harrym Potterem
i Alicją z Krainy Czarów. Lubimy takie miasta, które można przejść pieszo od
początku do końca. Oxford to takich właśnie należy. Oxford słynie przede
wszystkim z najstarszego na świecie anglojęzycznego uniwersytetu. Miasto
spodoba się również miłośnikom literatury klasycznej – po ulicach miasta
spacerowali swego czasu Tolkien, Wilde czy Lewis, no i my… A jest tu co
oglądać, bo jest tu aż 38 college’ów! Aby poczuć magię udajemy się do Christ Church College, którego
wnętrza stanowiły inspirację przy tworzeniu Hogwartu z książek o Harrym
Potterze. To miejsce zagrało także w innych filmach: X-Men: Pierwsza Klasa,
Złoty Kompas czy 102 Dalmatyńczyki.
Tradycyjnie robimy kilka fotek z wyskokami i ruszamy w kierunku London Eye przechodząc przez most Westminsterski. Teraz z jednej strony uśmiecha się do nas Big Ben, a z drugiej London Eye, czyli ogromne koło z 32 kapsułami. Przechodzimy obok niego, by po chwili kroczyć już słynnym mostem Golden Jubilee Bridges, którym kroczyła również filmowa Bridget Jones. Panorama miasta jest imponująca, a ciemne chmury dodają tajemniczości, podoba nam się!
Przechodzimy na drugą stronę mostu i już widzimy słynny pub Sherlocka Holmes’a. Idąc do końca ulicą Northumberland Ave, dochodzimy na ogromny plac znajdujący się przy Galerii Narodowej, zwieńczony z jednej strony Admiralty Arch prowadzącym w stronę Pałacu Buckingham. Znanymi symbolami Traffalgar Square są kolumna Nelsona i strzegące ją posągi lwów. Za plecami mamy także Natonial Gallery.
Następnie udajemy się w kierunku Admiralty Arch, który powstał na cześć królowej Wiktorii. Po przejściu łuku ukazuje się przed nami The Mall – długa ulica prowadząca do Pałacu Buckingham. Zanim jednak udamy się w kierunku posiadłości rodziny królewskiej, odbijamy w lewo przy ministerstwie obrony i dochodzimy do wielkiego placu. Na jego końcu znajduje się Horse Guards Parade. Oczywiście Robert robi sobie szybkie zdjęcia z żołnierzami gwardii konnej i za chwilę wracamy na naszą główną trasę – widzimy już St. James Park, który słynie z bogatej flory i fauny.
W parku postanawiamy zrobić sobie krótką przerwę na lunch i o dziwo pogoda zaczyna nam sprzyjać. Wychodzi słońce i robi się naprawdę przyjemnie.
W takiej aurze dochodzimy do siedziby Królowej, która tym razem odmówiła nam wspólnej herbatki. Tłumaczymy sobie, że po prostu było jeszcze za wcześnie na przysłowiową herbatkę o piątej. Robimy fotkę przed pozłacaną bramą Buckingham Palace i metrem docieramy pod Tower Bridge.
Bardzo podobają nam się widoki zarówno na historyczną, jak i nowoczesną część miasta. Zwodzony most też robi wrażenie, wybudowano go na początku lat 90. XIX wieku, składa się z dwóch wież i dwóch przęseł. Można go zwiedzać w jego górnej części, niestety nie mamy wystarczająco dużo czasu na to, więc przechodzimy mostem na drugą stronę. Zdjęciom jednak nie ma końca, mimo dużego już zmęczenia, słońce dodaje nam animuszu.
Przed nami jest już twierdza londyńska, czyli London of Tower. Przez setki lat była ona siedzibą władców Anglii. Na terenie Tower mieszka sześć kruków, legenda głosi, że jeżeli opuszczą one kiedyś twierdzę, Londyn zginie. Aby tak się nie stało spętano im skrzydła i są pilnie strzeżone.
Odpoczywamy krótką chwilę obok twierdzy, ciesząc oczy piękną panoramą miasta i udajemy się do metra, by wysiąść na słynnej Piccadilly Circus. To obowiązkowe miejsce spotkań Londyńczyków – plac i skrzyżowanie jednocześnie. Na jego środku mieści się fontanna z figurką Anterosa, a na ścianie jednego z budynków otaczających plac - gigantyczne reklamy świetlne, znowu podążamy śladami Bridget Jones.
Stamtąd blisko już do Soho lub China Town, my postanawiamy jednak udać się do Covent Garden, by posilić się tam typowym angielskim fish&chips i napić się angielskiego piwa w typowym angielskim pubie. Trudno znaleźć miejscówkę w Covent, ale udaje się! Siedzimy dłuższą chwilę i chłoniemy klimat angielskiej bohemy. Nasz pobyt w Londynie powoli dobiega końca, po 9 godzinach intensywnego zwiedzania czujemy zmęczenie. Zmierzamy na Dworzec Victoria, skąd czeka nas dwugodzinny powrót do Oxfordu, gdzie kończy się nasza krótka, lecz jak intensywna przygoda z angielskim klimatem.




Z High Street widać już imponujące budynki
Magdalen College, który słynie z wieży widokowej i przepięknego ogrodu. Wstęp
na jego teren kosztuje jednak, więc postanawiamy iść dalej.


Przechodzimy przez
Magdalen Bridge i postanawiamy wrócić w kierunku obowiązkowego na naszej trasie
kościoła uniwersyteckiego St. Mary the
Virgin – słyszeliśmy, że z jego wieży widokowej rozpościera się najlepszy
widok na miasto. Odstajemy 20 minut w kolejce, słuchając przy okazji próby
orkiestry do dzisiejszego koncertu, po pokonaniu ponad 100 schodów znajdujemy
się na górze – rzeczywiście widoki stąd są niesamowite. Widać całą wiktoriańską
architekturę miasta i jego największe atrakcje, między innymi Radcliffe Camera i Bodleian Library – bibliotekę, która pomieści 9 milionów książek.
Na wieży spędzamy długie słoneczne minuty.





Oddalamy się od głośnej i
zatłoczonej High Street, by poznać inne, tajemnicze uliczki. Krążąc wzdłuż
licznych zamkniętych szkół i otaczających murów docieramy do słynnego mostu – Bridge of Sighs, stanowiącego łącznik Hertford College z New College Lane. Chociaż ma zupełnie inną
historię, jego nazwa nawiązuje do weneckiego mostu westchnień.
Przemierzamy miasto kolejnymi uliczkami, co chwilę zapamiętując widoki w ujęciu niezliczonych migawek, docieramy do Covered Market – czyli miejscowego targu pod dachem, gdzie postanawiamy zjeść angielskiego burgera. Krążymy jeszcze wokół Carfax Tower – trzynastowiecznego kościoła, usytuowanego w samym centrum miasta i zamku Oxford Castle, które służyło kiedyś za więzienie. Wchodzimy także do słynnej księgarni trzy piętrowej księgarni – Balckwell’s Bookshop, która w sprzedaży ma ponad 150 tysięcy tytułów!
Postanawiamy jeszcze zjeść lody w słynnej cukierni usytuowanej w pakistańskiej części miasta i czas na krótki odpoczynek, bo następnego dnia ruszamy na podbój Londynu.
Podroż autokarem z Oxfordu do Londynu zajmuje 2
godziny. Od samego ranka towarzyszy nam iście angielska aura, niebo
zachmurzone, ale szczęśliwie nie pada. Docieramy na słynną Victoria Station,
czyli Dworzec Victoria, który jest główną stacją przesiadkową Londynu. Panuje
tam wielkie poruszenie – czuć, że Londyn to miasto piłki nożnej, co rusz
pojawiają się kibice wyśpiewujące klubowe piosenki. Zaopatrujemy się w
całodniowy bilet na metro i autobusy (tzw. travel card), uprawniający nas do
przemieszczania się w strefach od 1 do 3. Wsiadamy więc w metro i po kilku
minutach znajdujemy się już obok Westminster
Abbey i Big Bena. Rozpoczynamy
spacer po najważniejszych atrakcjach tej metropolii. Budynek parlamentu i Big
Ben robią wrażenie, chociaż na próżno szukać samego Big Bena – jest w remoncie
i widać tylko tarczę słynnego zegara. Robimy rundkę wokół opactwa i udajemy się
na tył parlamentu, skąd mamy doskonałe widoki na Tamizę i na parlament. 




Przemierzamy miasto kolejnymi uliczkami, co chwilę zapamiętując widoki w ujęciu niezliczonych migawek, docieramy do Covered Market – czyli miejscowego targu pod dachem, gdzie postanawiamy zjeść angielskiego burgera. Krążymy jeszcze wokół Carfax Tower – trzynastowiecznego kościoła, usytuowanego w samym centrum miasta i zamku Oxford Castle, które służyło kiedyś za więzienie. Wchodzimy także do słynnej księgarni trzy piętrowej księgarni – Balckwell’s Bookshop, która w sprzedaży ma ponad 150 tysięcy tytułów!


Postanawiamy jeszcze zjeść lody w słynnej cukierni usytuowanej w pakistańskiej części miasta i czas na krótki odpoczynek, bo następnego dnia ruszamy na podbój Londynu.
Londyn






Tradycyjnie robimy kilka fotek z wyskokami i ruszamy w kierunku London Eye przechodząc przez most Westminsterski. Teraz z jednej strony uśmiecha się do nas Big Ben, a z drugiej London Eye, czyli ogromne koło z 32 kapsułami. Przechodzimy obok niego, by po chwili kroczyć już słynnym mostem Golden Jubilee Bridges, którym kroczyła również filmowa Bridget Jones. Panorama miasta jest imponująca, a ciemne chmury dodają tajemniczości, podoba nam się!

![]() |
Czysty przypadek sprawił, że ta taksówka się zatrzymała!!! |

Przechodzimy na drugą stronę mostu i już widzimy słynny pub Sherlocka Holmes’a. Idąc do końca ulicą Northumberland Ave, dochodzimy na ogromny plac znajdujący się przy Galerii Narodowej, zwieńczony z jednej strony Admiralty Arch prowadzącym w stronę Pałacu Buckingham. Znanymi symbolami Traffalgar Square są kolumna Nelsona i strzegące ją posągi lwów. Za plecami mamy także Natonial Gallery.
Następnie udajemy się w kierunku Admiralty Arch, który powstał na cześć królowej Wiktorii. Po przejściu łuku ukazuje się przed nami The Mall – długa ulica prowadząca do Pałacu Buckingham. Zanim jednak udamy się w kierunku posiadłości rodziny królewskiej, odbijamy w lewo przy ministerstwie obrony i dochodzimy do wielkiego placu. Na jego końcu znajduje się Horse Guards Parade. Oczywiście Robert robi sobie szybkie zdjęcia z żołnierzami gwardii konnej i za chwilę wracamy na naszą główną trasę – widzimy już St. James Park, który słynie z bogatej flory i fauny.

W parku postanawiamy zrobić sobie krótką przerwę na lunch i o dziwo pogoda zaczyna nam sprzyjać. Wychodzi słońce i robi się naprawdę przyjemnie.




W takiej aurze dochodzimy do siedziby Królowej, która tym razem odmówiła nam wspólnej herbatki. Tłumaczymy sobie, że po prostu było jeszcze za wcześnie na przysłowiową herbatkę o piątej. Robimy fotkę przed pozłacaną bramą Buckingham Palace i metrem docieramy pod Tower Bridge.




Bardzo podobają nam się widoki zarówno na historyczną, jak i nowoczesną część miasta. Zwodzony most też robi wrażenie, wybudowano go na początku lat 90. XIX wieku, składa się z dwóch wież i dwóch przęseł. Można go zwiedzać w jego górnej części, niestety nie mamy wystarczająco dużo czasu na to, więc przechodzimy mostem na drugą stronę. Zdjęciom jednak nie ma końca, mimo dużego już zmęczenia, słońce dodaje nam animuszu.





Przed nami jest już twierdza londyńska, czyli London of Tower. Przez setki lat była ona siedzibą władców Anglii. Na terenie Tower mieszka sześć kruków, legenda głosi, że jeżeli opuszczą one kiedyś twierdzę, Londyn zginie. Aby tak się nie stało spętano im skrzydła i są pilnie strzeżone.




Odpoczywamy krótką chwilę obok twierdzy, ciesząc oczy piękną panoramą miasta i udajemy się do metra, by wysiąść na słynnej Piccadilly Circus. To obowiązkowe miejsce spotkań Londyńczyków – plac i skrzyżowanie jednocześnie. Na jego środku mieści się fontanna z figurką Anterosa, a na ścianie jednego z budynków otaczających plac - gigantyczne reklamy świetlne, znowu podążamy śladami Bridget Jones.
Stamtąd blisko już do Soho lub China Town, my postanawiamy jednak udać się do Covent Garden, by posilić się tam typowym angielskim fish&chips i napić się angielskiego piwa w typowym angielskim pubie. Trudno znaleźć miejscówkę w Covent, ale udaje się! Siedzimy dłuższą chwilę i chłoniemy klimat angielskiej bohemy. Nasz pobyt w Londynie powoli dobiega końca, po 9 godzinach intensywnego zwiedzania czujemy zmęczenie. Zmierzamy na Dworzec Victoria, skąd czeka nas dwugodzinny powrót do Oxfordu, gdzie kończy się nasza krótka, lecz jak intensywna przygoda z angielskim klimatem.
Ten Christ Church College wygląda świetnie. Nawet nie wiedziałem, że w Oxfordzie są aż tak ładne college. Zresztą ich ilość też mnie zaskoczyła.
OdpowiedzUsuń