Tatry - Nosal i Morskie Oko
Postanawiamy
przedłużyć sobie ten weekend jeszcze o Tatry, w które docieramy około południa.
Na chodzenie pozostają w zasadzie 3 godziny, do tego czujemy już na plecach pierwsze
oddechy zapowiadanego halnego – wybór jest prosty: idziemy z Kuźnic na Nosal.
Całkiem
miło nam się tam drepta, ale mimo że jesteśmy na niewielkiej wysokości, wiatr jest
coraz bardziej odczuwalny i ze smutnym wzrokiem spoglądamy na rozległe przed
nami wyższe partie Tatr, współczując tym, którzy zmagają się tam z brutalną
pogodą….
Wieczorem wiatr przybiera na sile i pędzi podobno z prędkością przekraczającą 100 km na godzinę… długo debatujemy, co w takich warunkach począć następnego dnia i w końcu ostatecznie zwycięża pomysł spaceru nad Morskie Oko. Zbliżając się do parkingu w Palenicy, widok nie nastraja nas optymistycznie. Co rusz leżą gdzieś połamane przez wiatr drzewa, który nie oszczędził także pozostawionych przy drodze samochodów. Na parkingu widzimy kilka aut, więc jest nas paru takich „szaleńców”. Droga na Morskie Oko, cóż pusta i dzika – pierwszy raz zdarza nam się, żeby iść w takich warunkach. Miejscami podmuchy są naprawdę silne, na tyle, żeby drzewa zginały się w pas. Przyspieszamy więc kroku i po 2 godzinach docieramy do schroniska. Okazuje się, że czeka tam na nas… sam Adam Bielecki.

Wieczorem wiatr przybiera na sile i pędzi podobno z prędkością przekraczającą 100 km na godzinę… długo debatujemy, co w takich warunkach począć następnego dnia i w końcu ostatecznie zwycięża pomysł spaceru nad Morskie Oko. Zbliżając się do parkingu w Palenicy, widok nie nastraja nas optymistycznie. Co rusz leżą gdzieś połamane przez wiatr drzewa, który nie oszczędził także pozostawionych przy drodze samochodów. Na parkingu widzimy kilka aut, więc jest nas paru takich „szaleńców”. Droga na Morskie Oko, cóż pusta i dzika – pierwszy raz zdarza nam się, żeby iść w takich warunkach. Miejscami podmuchy są naprawdę silne, na tyle, żeby drzewa zginały się w pas. Przyspieszamy więc kroku i po 2 godzinach docieramy do schroniska. Okazuje się, że czeka tam na nas… sam Adam Bielecki.
Oczywiście, że nie czeka, ale i tak jest to dla nas
miła niespodzianka no i oczywiście okazja do wspólnej fotki. Początkowo, Basia
w ogóle go nie zauważa, mimo zdradzającej go jamajskiej czapki. Wykorzystując
okoliczności pozdrawiamy całą ekipę, która lada dzień wybiera się na zimowe K2,
życząc im udanej wyprawy. Jedząc pyszne zupy długo jeszcze rozmawialiśmy o
szansach i zagrożeniach tej wyprawy, będąc pod wrażeniem tak sympatycznego
spotkania. Z góry przepraszamy Marcina Kaczkana i innych znanych himalaistów, ale
byliśmy w lekkim szoku widząc siedzącego sobie spokojnie Adama, nie
dostrzegając początkowo pozostałych członków ekipy. Następnym razem nadrobimy!
A tymczasem trzymamy mocno kciuki za naszych Lodowych Wojowników,
kto jak nie oni!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)