sobota, 27 stycznia 2018

Noworoczny rozruch w Żywieckim

Beskid Żywiecki - Wielka Racza 1236 m.n.p.m.

W połowie grudnia otrzymaliśmy forumowe zaproszenie na noworoczny górski rozruch w Beskidzie Żywieckim. plan zakładał dwa obozy (noclegi) w schroniskach na Przegibku i drugi na Skalance oraz przejście czerwonym szlakiem po fragmencie worka raczańskiego. Uzbierała się dosyć duża bo trzydziestoosobowa grupa. Nam jako, że nie chciało się wędrować "po ćmok" wyruszyliśmy z Warszawy wcześnie rano i po drodze zgarniamy koleżankę z Tychów. Ok 14 z "Ahoj przygodo" na ustach zaczynamy nasz marsz.
Po niecałej godzinie jesteśmy już w schronisku, więc szybko zrzucamy zbędne plecaki i postanawiamy, że na lekko wejdziemy sobie na okoliczny szczyt Bendoszkę Wielką. Wierzchołek szczytu pokrywa wielka hala, dzięki temu Bendoszka jest doskonałym punktem widokowym. Po kwadransie stoimy pod prawie 24 metrowym krzyżem Jubileuszowym postawionym tu w 2000 roku. Trochę nam się poszczęściło, gdyż spod samego szczytu ładnie widać Małą Fatrę z Rozsutcami i Stohem w roli głównej.
































Schodzimy do schroniska, gdzie czekamy na resztę ekipy, która jak się okazuje jej ostatnie sztuki miały spory problem, aby trafić do nas.
Sobotni poranek obudził się mocno mglisty i tak mu juz pozostało do popołudnia, przez co nie sprzyjało to robieniu zdjęć. Start umówiony na godz 9.00 lekko się przeciągnął jak i peleton towarzyszy. Każdy swoim indywidualnym tempem kroczył to w górę to w dół. W rozmiękłym śniegu nie szło się zbyt komfortowo, więc w głowie Barbórki zrodził się fajny i sprytny pomysł, aby skrócić tą 25 km trasę.













Doszliśmy do schroniska z letnim czasem, więc nie było jeszcze tak źle. Myślimy sobie, że zjemy sobie jakąś zupkę, ale daremne marzenia. Czas oczekiwania to ok godziny - taki tłok był. Na Raczy trafiło się tez chwilowe okno pogodowe, ale tylko na polską stronę. Po półgodzinnym odpoczynku postanawiamy nasz chytry plan wcielić w życie. Jako, że nie przeszliśmy nawet połowy trasy a było już mocno po trzynastej, postanawiamy zejść żółtym szlakiem do Rycerki i stamtąd już na kołach dostać się do Zwardonia. Tak też czynimy.

Tutaj dostrzegłem majaczące Tatry








Podjechaliśmy najwyżej jak się da. I zaczynamy dwudziestominutowy spacer na ostatni fragment dzisiejszej trasy. Po drodze obserwujemy i focimy powoli zachodzące słońce.







Na miejscu okazuje się, że sprinterzy dochodzą na Skalankę równo z nami. Po schroniskowych czynnościach czekamy na resztę ekipy i dzięki uprzejmości jednego z bywalców oglądamy na komórce finałowy konkurs Turnieju Czterech Skoczni, gdzie Nasz Kamil wygrywa go po raz kolejny.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)