Mała Fatra - Chleb 1646 m.n.p.m.
W końcu nastał czas na długo oczekiwany urlop. Miesiąc czasu trzeba go jakoś zagospodarować. Niefortunnie w tym roku pada na maj. Miesiąc piękny ale na jakieś wyższe góry – za bardzo zimowy. No ale nie samymi górami człowiek żyje. W międzyczasie w odległości dwóch tygodni mamy dwie komunie do zaliczenia na Śląsku, więc pakować się będziemy na trzy różne okoliczności. Po pierwszej z nich wyskakujemy w nieodległą z Radlina Małą Fatrę.
Mała Fatra zawsze była naszym górskim celem. Tak samo zawsze było jakoś nie po drodze. Sporo km trzeba przemierzyć, by się tam dostać. Ale nie jest już tak daleko jak się ma granicę czeską pod nosem. Wobec tego ahoj przygodo i hyc, hyc jedziemy szybko do Stefanowej.
Auto zostawiamy pod „Privat Balat” gdzie będziemy spać. Ruszamy zielonym szlakiem na sedlo Medzyholie. Po lekko godzinie dochodzimy do kwiecistej łąki by za chwilę stanąć na pierwszym checkpoincie. Fajne widokowe miejsce. Robimy kilka zdjęć, łyk a może ze dwa łyki wody i ruszamy na Kamila … tzn Stoha.
Po wyjściu z lasu głowa kręci się dookoła. Co rusz się zatrzymuje, żeby pstryknąć jakieś zdjęcie. W domu stwierdziłem że 30 ujęć Rozsutca to jednak lekka przesada haha. Jako, że na szczycie jesteśmy dobre kilkanaście minut przed czasem zabawimy trochę dłużej.
Skoki, szpagaty, pompki i inne różności udziwniają nasz pobyt na szczycie. Widoki z wierzchołka są bardzo rozległe — obejmują nie tylko to, co widzieliśmy już z podejścia na sedlo Medziholie, ale też Wielki Krywań i inne słowackie pasma górskie. Znaleźliśmy też klubowe wpisy w zeszycie. Idziemy dalej. Teraz czeka nas prawie czterystumetrowe zejście na Stohove sedlo.
W tym śmiesznym lesie widać że ile osób tyle wariantów zejścia. Podczas podejścia na Południowy Gruń nad głowami obserwujemy walkę czystego nieba z chmurami. Póki co jest ok. Na Gruniu spotykamy turystów juppi. Kolejne podejścia i zejścia dają już się nam we znaki.
Pokonujemy Steny, Hromove i stajemy na trzecim co do wysokości na Małej Fatrze Chlebie. Naszym zdaniem najlepszy widokowo szczyt z tych dzisiejszych. W oddali robi się ciekawie – ulewa na całego – ciekawe czy nas dogodni? Schodzimy na Snilovskie sedlo i postanawiamy zejść szlakiem zielonym.
Na końcu zejścia deszcz nas jednak złapał, ale to taki delikatny deszczyk dla zdrowotności. Nad Rozstuccami była burza, która złapała naszych „pensjonariuszy”. Szczęśliwym trafem udało nam się złapać stopa, który nas podwiózł do skrzyżowania z drogą, która odbija na Stefanową. Chwała mu za to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz nam proszę co o tym sądzisz :)